Przez kilka ostatnich dni wydawało się, że kampania wreszcie weszła na właściwe tory i nie jest już prowadzona na poziomie uwłaczającym wyborcom. Do wtorkowego poranka, gdy swoją najnowszą produkcję wyborczą zaprezentował sztab Andrzeja Dudy. Spin doctorzy PiS zamiast podjąć próbę wypunktowania słabości prezydentury Bronisława Komorowskiego woleli skupić się na Andrzeju Hadaczu, który z "obrońcy krzyża" stał się wyborcą Platformy.
Duda powtarza błąd PO
Warto przypomnieć, że ludzie Jarosława Kaczyńskiego w nowym spocie promującym kandydaturę Andrzeja Dudy zrobili to samo, co przed czterema laty sztabowcy Platformy Obywatelskiej. I oni w jednej ze swoich kampanijnych produkcji wykorzystali słynącego wówczas z zaciekłej obrony krzyża na Krakowskim Przedmieściu Andrzeja Hadacza.
Przed Pałacem Prezydenckim rozsierdzony Hadacz wykrzykiwał, że "kula w łeb" należy się zarówno prezydentowi Komorowskiemu, jak i ówczesnemu premierowi Donaldowi Tuskowi. Jesienią 2011 roku m.in. fragment z tymi słowami znalazł się w spocie PO, w którym przypominano wyborcom tej partii, że powinni oni iść na wybory, bo radykałowie swój głos oddadzą na pewno.
Cynizm górą, człowiek bez znaczenia
Cóż więc dziwnego, że dziś Andrzeja Hadacza wykorzystuje Prawo i Sprawiedliwość? Szczególnie, gdy jego aktualne radykalne poglądy są takie, iż czuje się oszukany przez Jarosława Kaczyńskiego i popiera urzędującego prezydenta. Cały problem w tym, że sztabowcy Andrzeja Dudy jego imiennika znanego z Krakowskiego Przedmieścia wykorzystują o wiele bardziej cynicznie niż zrobiła to Platforma przed laty. Za co zresztą Hadacz PO pozywał.
W 2011 roku "obrońcę krzyża" kojarzono po prostu jako najbardziej krewkiego ze zwolenników PiS i okupującego Krakowskie Przedmieście ruchu Solidarni 2010. Sztabowcy PO jego słowa wykorzystali wtedy nie zadając sobie trudu, by sprawdzić, czy z panem Andrzejem na pewno - mówiąc kolokwialnie - jest wszystko w porządku. Ekipa Andrzeja Dudy nie musiała już tego robić. O tym, że Andrzej Hadacz jest człowiekiem potrzebującym raczej współczucia i profesjonalnej opieki zamiast medialnego rozgłosu wiadomo powszechnie od dawna.
O ile jeszcze w 2013 roku jego pojawienie się u boku Janusza Palikota i Roberta Biedronia na Paradzie Równości naprawdę mogło w niektórych budzić podejrzenia, że to cyniczny prowokator do wynajęcia, o tyle każda kolejna historia z Andrzejem Hadaczem w roli głównej temu przeczyła.
Gdzie rozróba, tam pan Andrzej...
Dziś Andrzej Hadacz nie jest już za Twoim Ruchem. Pojawia się teraz na wiecach poparcia dla prezydenta Bronisława Komorowskiego i wdaje się w szarpaniny ze zwolennikami Andrzeja Dudy. W atakach na PiS jest dziś nie mniej wulgarny i konfrontacyjnie nastawiony niż wtedy, gdy w tłumie sympatyków Jarosława Kaczyńskiego żądał "kuli w łeb dla Komorowskiego i Tuska". Pomiędzy udziałem w Paradzie Równości a poparciem dla obecnego prezydenta Andrzej Hadacz dał się też poznać jako... uczestnik protestów rolniczych.
Jego zainteresowanie demonstracją pod Ministerstwem Rolnictwa udało się wtedy uchwycić ekipie z Pyta.pl. - Wszystkich po prostu nienawidzę. Od tego trzeba zacząć! - mówił Hadacz popularnym youtuberom. Już wtedy miał jednak żal do Jarosława Kaczyńskiego, którego wśród wzburzonych rolników oskarżał o "zdradę pod krzyżem".
Przez kilka miesięcy ten ciągnący do każdej awantury na ulicach Warszawy człowiek nie miał okazji pokazać się przed kamerami. Aż do czasu, gdy kandydaci w wyborach prezydenckich postanowili wyjść na ulice. Najpierw Andrzej Hadacz dopadł więc Bronisława Komorowskiego podczas jednego z prezydenckich spacerów. Wycałował głowę państwa i zapewnił o swoim poparciu. Komorowski z uśmiechem uścisnął mu dłoń, zapewne nie mając nawet pojęcia z kim ma do czynienia.
Kilka dni później Hadacz próbował podejść też do Andrzeja Dudy pod gmachem TVP, gdzie odbywała się pierwsza debata przed drugą turą. Nie był dla kandydata PiS tak miły jak dla Komorowskiego, więc sztabowcy Dudy rozprawili się z nim krzykiem i rękoczynami. Które w najnowszym spocie pominięto. Z reszty został tymczasem świetny materiał na spot o rzekomej agresji prezydenta i jego zwolenników.
Prawica na tropie
Prawica w wykorzystywaniu problemów Andrzeja Hadacza idzie jednak jeszcze dalej. Wkrótce po premierze spotu z tym człowiekiem sympatyzujący z PiS portal Niezależna.pl opublikował wyniki swojego śledztwa, z którego ma wynikać, iż "Andrzej Hadacz odbył specyficzne szkolenie".
Choć rzekome spotkanie miało być okryte tajemnicą, prawicowi dziennikarze przekonują, iż dotarli do wiarygodnego świadka i potwierdzili wszystko w dwóch kolejnych źródłach". Brzmi to trochę jak w popularnej niegdyś w sieci absurdalnej historii apelu wojskowego kpt. Bednarza, w której mowa było o sytuacji, gdzie "dwóch piło, jeden podj...".
Po co zresztą dziennikarskie śledztwo Niezależnej.pl, skoro Andrzej Hadacz jakiś czas temu sam przed kamerą Fakt.pl opowiadał, iż szczegóły kampanii Bronisława Komorowskiego ustalał z nim sam prezydencki doradca prof. Tomasz Nałęcz. Był w tej opowieści równie wiarygodny, co prawicowi dziennikarze w swoich śledztwach.
Błąd sztabowców Komorowskiego
Andrzej Hadacz na tym nagraniu szczególnie wygląda na człowieka potrzebującego pomocy, a nie rozgłosu. Podobnego do tych, którzy zaczepiają nas czasem na ulicy, czy w tramwaju zapewniając, że mają kontakt z samym Bogiem, a kiedy indziej, że tym tramwajem jadą akurat na spotkanie z prezydentem USA.
Nie można ich wykluczać, należy pomagać. Z pewnością jednak nie poprzez dopuszczanie w najbliższe otoczenie prezydenta Polski. Bo o ile na awanturę wywołaną przez Andrzeja Hadacza pod TVP sztabowcy Bronisława Komorowskiego nie mieli wpływu, o tyle przed jego czułościami na Krakowskim Przedmieściu powinni byli swojego szefa uchronić. To kolejna wpadka sztabu PO w tej kampanii, którą może prezydenta Komorowskiego wiele kosztować.
dziennikarz i uczestnik "obrony krzyża" z 2010 r. o ówczesnej postawie Hadacza
Jego zachowanie od początku dawało do myślenia. Jest jeszcze kilka innych takich osób, tylko co można zrobić bez dowodu? Wyrzucić, rzucić oskarżenie? Mówiąc brutalnie trudno odróżnić opłacanego "kretyna" od szczerego kretyna...Czytaj więcej
Niezależna.pl o rzekomym zaangażowaniu Andrzeja Hadacza w kampanię wyborczą
We wtorek z dwójką panów w wieku ok. 60 i 30 lat spotkał się znany z licznych prowokacji Andrzej Hadacz. Awanturnik, który kilkakrotnie spotykał się z Bronisławem Komorowskim i z którym wspólne zdjęcie umieszczono na oficjalnej stronie Prezydenta RP, instruowany był, jak skutecznie atakować Andrzeja Dudę w "spontanicznych" sytuacjach.Czytaj więcej