Już od jutrzejszego spotkania Francoisa Hollande'a i Angeli Merkel zamknięty klub, który dotąd tworzyła kanclerz Niemiec i poprzedni prezydent Francji może powoli odchodzić do przeszłości. Walcząc o wpływy, Paryż i Berlin muszą zacząć doceniać innych sojuszników. I jak zapewniają w rozmowie z naTemat eksperci, by utrzymać ster, Berlin musi pamiętać o Polsce. O nowej Europie rozmawiamy z wieloletnim korespondentem zagranicznym Grzegorzem Dobieckim i europosłem PO i analitykiem Centrum Europejskiego w Natolinie, Rafałem Trzaskowskim.
Wbrew temu, co wydawało się jeszcze przed zwycięskimi dla Hollande'a wyborami, po nich wcale nie spuszcza on z tonu i nic nie wskazuje, by zamierz szybko odstąpić od swoich wyborczych postulatów dotyczących polityki europejskiej. Choć już jutro, tuż po zaprzysiężeniu uda się na pierwsze spotkanie z kanclerz Niemiec Angelą Merkel, wczoraj jego partia nie bała się jej bardzo mocno zaatakować. - Nie wybraliśmy jej na prezydenta Unii Europejskiej - powiedział rzecznik francuskich socjalistów Benoit Hamon. Wcześniej podkreślając, że Angela Merkel nie może samodzielnie decydować o losach Europy, kierując się tylko interesami Berlina. Podczas kampanii, w której niemiecka kanclerz otwarcie wspierała dotychczasowego Nicolasa Sarkozy'ego, socjaliści silnie podkreślali, że dzisiaj Francja jest młodszą siostrą Niemiec i to trzeba zmienić.
Jak mówią rozmówcy naTemat, ten stan rzeczy może zacząć zmieniać się już od jutra. - Sytuacja Hollande'a się dzisiaj o tyle zmieniła, że wczoraj SPD wygrało wybory w kolejnym landzie i przez to pozycja socjalistów jest coraz silniejsza - ocenia Grzegorz Dobiecki z Polsat News. Dziennikarz mówi, że nie zdziwiłby się, gdyby jutrzejsze spotkanie Hollande zaczął więc od drobnej uszczypliwości, że będzie "kibicował" zwycięstwu CDU w kolejnych wyborach w Niemczech tak, jak Merkel kibicowała jemu, popierając Sarkozy'ego.
Hollande nie jest już samotnym żaglem
Dobiecki wskazuje również, że Hollande jest w coraz lepszej pozycji negocjacyjnej wobec Berlina ze względu na to, że jego sprzeciw wobec forsowania przez Niemcy zaciskania pasa jako jedynej słusznej drogi wyjścia z kryzysu popiera coraz więcej europejskich przywódców. - Stanowisko Hollande'a zaczyna popierać premier Włoch Mario Monti i belgijski szef rządu Elio Di Rupio - przypomina. Zaznaczając jednak, że jest przekonany, iż jest zbyt wcześnie, by mówić, że Hollande już prowadzi europejską lewicę w marszu do zwycięstwa. - To robi raczej kryzys, który wymiata kolejne rządy - podkreśla redaktor Dobiecki.
Nie wyklucza on jednak, że jesienią przyszłego roku zamiast o tandemie popularnie zwanym Merkozy będziemy mówili raczej o duecie Francois Hollande - Hannnelore Kraft, którą niemieckie media zaczynają namaszczać na następczynię Angeli Merkel po wczorajszym miażdżącym zwycięstwie socjalistów w Nadrenii Północnej-Westfalii. W ocenie Grzegorza Dobieckiego, liderka SDP jesienią przyszłego roku najprawdopodobniej może stanąć na czele kolejnej w historii Niemiec wielkiej koalicji między SDP a CDU/CSU. - To wydaje się być idealna koalicja na czasy kryzysu - ocenia dziennikarz. I dodaje, że wówczas to znowu raczej kanclerz Niemiec miałaby w swoich rękach większe wpływy. Między innymi ze względu na ilość pieniędzy, które Niemcy wkładają do unijnego budżetu.
By kanclerz Niemiec - niezależnie, czy wywodząca się z chadeków czy socjalistów - miała szansę utrzymać decydujące zdanie w sprawie głównych kierunków unijnej polityki, Berlin z pewnością będzie musiał przypomnieć sobie o swoich sojusznikach i znacznie bardziej o nich zadbać. Jak mówi w rozmowie z naTemat europoseł PO Rafał Trzaskowski, tu pojawia się szansa na zwiększenie roli Polski na arenie europejskiej. Bez wsparcia Warszawy dominacji Niemiec nie uda się bowiem utrzymać. - Kluczem do wszystkiego są Niemcy, bo to oni łożą najwięcej na ratunek europejskiej gospodarki. Natomiast Niemcy skupiły się tylko na zaciskaniu pasa, a Hollande w swojej kampanii mówił, że temu musi towarzyszyć agenda prowzrostowa. I Komisja Europejska również od jakiegoś czasu zmienia ton i zaczyna mówić językiem Francuzów. Olli Rehn podkreśla to bardzo wyraźnie, podobnie mówi Monti i niektórzy wysoko postawieni ludzie w EBC - mówi Trzaskowski.
Zmiany w Unii a sprawa polska
Dlatego zdaniem eksperta Centrum Europejskiego w Natolinie, Berlin musi zacząć rozglądać się za alternatywną polityką. - I tutaj rola Polski jako partnera Niemiec może urosnąć. Oni od wielu lat grają z nami na osłabienie Francuzów, więc ten trend może zdecydowanie wzrosnąć - ocenia europoseł. Choć jednocześnie podkreśla, że stanie w kontrze do Hollande'a wcale nie musi być dla Polski tak bardzo korzystne. - Sarkozy zajmował przecież niesłychanie twarde stanowisko jeżeli chodzi o unijny budżet i wiódł prym wśród tych, którzy chcieli jego ograniczenia. A Hollande jest w tej kwestii znacznie bardziej spolegliwy, więc będzie łatwiejszym partnerem do dyskusji o przyszłym budżecie - ocenia.
Rafał Trzaskowski twierdzi jednak, że nic w Europie nie zmieni się z dnia na dzień. - Francuko-niemieckie relacje są na tyle istotne dla UE, że mimo tych wszystkich przytyków, tego że Angela Merkel zaangażowała się w kampanię Sarkozy'ego a przywódcy europejskiej chadecji nie chcieli się spotykać z Hollandem i tego, co teraz Francuzi mówią o Merkel, te stosunki będą układały się dobrze. Ponieważ Niemcy potrzebują Francuzów, a Francuzi Niemców - przypomina. Dodając jednocześnie, że nie będzie już tak, jak kiedyś, gdy bez tego motoru Unia Europejska nie mogła funkcjonować. - Państw jest trochę więcej i sam ten motor francusko-niemiecki nie wystarcza. W pierwszym odruchu Paryż i Berlin wciąż jednak będą chciały rozmawiać ze sobą - podsumowuje.
prowadzący "To Był Dzień Na Świecie" w Polsat News
•Fot. Polsat News
Sytuacja Hollande'a się dzisiaj o tyle zmieniła, że wczoraj SPD wygrało wybory w kolejnym landzie i przez to pozycja socjalistów jest coraz silniejsza.