"Jeśli już przywołujemy Hitlera do nazywania politycznych konkurentów, to co może być dalej. Jeśli już słowo zdrajca uległo dewaluacji, to do jakiego katalogu inwektyw trzeba będzie teraz sięgać". Katarzyna Kolenda-Zaleska w felietonie zauważa, że kolejne granice zostały już przekroczone i nawołuje, by media ignorowały awanturujących się polityków.
Jest jednak jasna strona, którą dziennikarka zaznacza już na samym początku. Bo jak pisze Kolenda-Zaleska, okazuje się, że można. Można mieć własne zdanie, ale nie obrzucać się przy tym obelgami na każdym możliwym kroku. Chodzi o bojkot Mistrzostw Europy po stronie ukraińskiej. Zdania były co prawda różne, ale "nie skierowane ostrzem w stronę politycznych przeciwników by im dokopać". Nie reagują, kiedy biją posła, pałują przypadkowych ludzi i aresztują niewinnych. Czy policji można jeszcze ufać?
Ta idylla jednak szybko się skończyła, bo trwała "zaledwie jedną chwilkę". Wydarzenia z piątkowego głosowania nad reformą emerytalną były powrotem do "normalności". Kolenda-Zaleska wylicza politykom słowa, które padały w zeszłym tygodniu z sejmowej mównicy. "Za chwilę wyczerpie się zasób epitetów, które do tej pory uznawaliśmy za obraźliwe" - czytamy na łamach "Gazety Wyborczej".
Dziennikarka zaznacza, że nie bez winy są w tym wszystkim dziennikarze, dla których "im smakowitsza wypowiedź, tym lepiej". Sęk w tym, że według Katarzyny Kolendy-Zaleskiej może to właśnie oni - dziennikarze - powinni być "mądrzejsi" i ustalić jakąś nieprzekraczalną granicę. "Ignorujmy tego typu wypowiedzi. Może politycy przestaną nimi szermować, skoro nikt tego nie pokaże i nikt o tym nie napisze".
Bojkot, nie Euro, ale Stefana Niesiołowskiego zapowiedziała wczoraj duża grupa prawicowych dziennikarzy. To efekt zajścia pomiędzy posłem a dziennikarką Ewą Stankiewicz.
Według autorki nie ma powodów do obaw, że wtedy będzie "nudno". Bo w sprawie Tymoszenko pokazaliśmy, że tak jak w innych krajach za granicą, nudno być nie musi przy jednocześnie przyzwoitym poziomie.