Lech Wałęsa odniósł się do powracających oskarżeń o współpracę z komunistyczną służbą bezpieczeństwa. Na antenie Radia ZET były prezydent kolejny raz przypomniał, że nielogicznym byłoby podrabianie dokumentów, skoro istniały oryginalne. Odnalezione w Sejmie materiały tymczasem oryginałami nie są. Wałęsa odniósł się też do głośnych ostatnio wydarzeń z jego życia prywatnego.
- Gdyby były oryginalne, ktoś by je podrabiał? - pytał retorycznie legendarny przywódca "Solidarności". Zwracając uwagę, że Instytut Pamięci Narodowej i sąd potwierdziły, iż w SB istniała grupa zajmująca się fabrykowaniem materiałów przeciwko niemu i związkowi.
Odnosząc się do znanych zarzutów, że będąc już prezydentem usunął ze swojej teczki część dokumentów, Wałęsa stwierdził, iż nigdy nie zajmował się teczką osobiście. Nie czuje się zatem odpowiedzialny, jeżeli ktoś, komu to zadanie powierzono jakieś materiały z jego teczki usunął. - Ja nie brakowałem - mówił prezydent.
Poinformował też, iż on sam zauważył braki. Teczkę przeglądał bowiem kilka razy i za każdym były w niej inne materiały. Za ostatnim razem miał więc nakazać zalakowanie jej, by uniemożliwić kolejne zmiany, lub dodanie dokumentów.
Lech Wałęsa przez cały czas podkreślał jednak, że i tak wszystkie dotyczące jego osoby dokumenty o współpracy z SB są fałszywe. - Jeżeli są jakiekolwiek papiery, to są papiery toaletowe - podsumował. Dodając, iż ciągłe przypominanie spawy TW Bolka to efekt tego, że wciąż knują przeciw niemu elity z czasów PRL.
"Kochałem i kocham..."
Były prezydent zabrał także głos w sprawie doniesień o jego rzekomym rozstaniu się z małżonką. I w tym przypadku Wałęsa stanowczo zaprzeczył. - Bzdurę wymyślił "Fakt" - skomentował doniesienia dziennika, że wyprowadza się z Gdańska do Warszawy.
Przyznał jednocześnie, że jego żona mówi prawdę o małżeńskich kłopotach, ale trzeba to osadzić w okolicznościach jego życia. Często nawet ona nie zauważała bowiem jego kłopotów. - Kochałem, kocham (żonę - red.) i do śmierci będziemy się kochać - powiedział.