W dwa tygodnie po wyborach prezydent-elekt Andrzej Duda jawi się przede wszystkim jako duchowy przywódca Polaków. Jawi się jako taki do tego stopnia, że jeśli się o nim mówi – a mówi się całkiem sporo – to przede wszystkim w kontekście religijnym. W tle informacji o pielgrzymkach na Jasną Górę, procesjach Bożego Ciała i uratowanych hostiach ginie wiele innych istotnych kwestii. Takich, jak chociażby ta dotycząca wieku emerytalnego.
To jeszcze nie pora na rozliczanie Dudy z jego działalności, to oczywiste, ale czas chyba najwyższy uświadomić mu, że nie samą religią człowiek żyje, a pozowanie na Ojca Świętego narodu może mu przynieść tyle złego, co i dobrego. I to jeszcze zanim w sierpniu formalnie obejmie urząd.
Nie ma nic gorszącego w tym, że jest katolikiem. Wręcz przeciwnie, kiepsko wypadłby, gdyby po wyborach zaprzestał swoją religijność podkreślać. Tyle tylko, że w odczuciu wielu robi to dziś zbyt ostentacyjnie. Dlaczego? Ano dlatego, że zamiast z prezydentem demokratycznego państwa utożsamiany jest ostatnimi czasy przede wszystkim jako zbawca uciśnionego narodu.
Inna sprawa, że jego elektorat – jak sądzę to przede wszystkim on – przyjmuje tę jego katolicką aktywność z niebywałym entuzjazmem, a radość z jego wyborczej wygranej odbiera ludziom zdolność zdroworozsądkowego myślenia. Tak jak to było chociażby po opuszczeniu przez prezydenta-elekta wilanowskiego pałacu, w którym odebrał akt wyboru – czekający pod drzwiami budynku tłum skandował na jego cześć a zebrani wśród innych wyborców rodzice podawali mu swoje dzieci. Dzieci oczywiście najmniej miały z tego radochy, by nie powiedzieć, że były mocno wystraszone znalazłszy się niespodziewanie w objęciach obcego faceta. Rodziców to jednak nie zniechęciło. Wręcz przeciwnie! Dopiero co wszak media obiegła informacja o tym, że Polacy masowo proponują Andrzejowi Dudzie funkcję... ojca chrzestnego ich dzieci.
I tu trudno oprzeć się właśnie wrażeniu, że Duda – jakkolwiek dobrze mu życzę – kojarzy się Polakom bardziej z kościołem niż prezydenckim pałacem. To przecież papieżowi najczęściej podaje się dzieci, by je pobłogosławił. Nie, nie czepiam się. A przynajmniej nie ja jedna, bo w gronie przeciwników Dudy-ojca chrzestnego znalazł się nawet Tomasz Terlikowski.
"Nad Polską przeszedł powiew Ducha Świętego"
Winić można oczywiście rozentuzjazmowany naród, ale do propozycji, jakie ów składa Dudzie walnie przyczynił się właśnie on sam.
Zaczęło się tuż po wyborach, kiedy świeżo upieczony prezydent-elekt w drodze powrotnej do rodzinnego Krakowa zahaczył o Jasną Górę. Pomodlił się, spotkał z wyborcami a już chwilę później mówił podczas konferencji prasowej na Wawelu: – Chcę tworzyć wspólnotę w naszym społeczeństwie.
Wspólnotę, rzecz jasna, katolicką.
Niewiele później, Jan Duda, ojciec prezydenta–elekta, w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” stwierdził: – Mam nadzieję, że powiew Ducha Świętego, jaki przeszedł nad Polską, będzie trwał dalej. A matka, Janina Milewska-Duda, zapytana o to, jak przyjęła wiadomość o zwycięstwie syna wyznała: – Z wielką pokorą. Kandydowanie Andrzeja uznaliśmy za wielkie wyróżnienie i misję, zawierzyliśmy wszystko Opatrzności. Nie prosiliśmy o zwycięstwo, ale by Pan Bóg dał najlepsze rozwiązanie.
Mesjasz narodu polskiego. A przynajmniej jego części
W międzyczasie Duda pojawił się na procesji Bożego Ciała (dlaczego nikt nie zwracał uwagi, kiedy w procesji uczestniczyli inni politycy?), zaśpiewał razem z dziećmi z Arki Noego przebój "Taki mały, taki duży może świętym być" a nawet uratował przed upadkiem hostię.
Zrobił to tak spektakularnie, że pośród licznych doniesień o bohaterskim wyczynie prezydenta-elekta zawieruszyła się gdzieś informacja o tym, że Andrzej Duda wycofał się już ze swojej pierwszej obietnicy wyborczej dotyczącej obniżenia wieku emerytalnego.
Uratowaną hostię skrzętnie zdążyła już także wykorzystać prawica kreując symboliczne znaczenie tegoż wydarzenia. Przykład? Nie trzeba daleko szukać. Weźmy choćby tytuł cytowanego już tutaj tekstu redaktor naczelnej serwisu wPolityce.pl Marzeny Nykiel – „Chrystus podniesiony z ziemi przez prezydenta... Symbol zmartwychwstawania Polski? Znaków jest znacznie więcej”. Z pewnością jednak widzą je tylko wybrani. Ci obdarzeni mniejszą wiarą a większym sceptycyzmem dostrzegają jedynie człowieka, który – cokolwiek jak na elekta niebywale aktywny – zamiast rozmawiać i poruszać w tej rozmowie tematy ważne, działanie swoje sprowadza do kreowania się na osobę uduchowioną. Pytanie brzmi – po co?
Dlatego właśnie, panie Duda, powinien pan ze swoją religijnością nieco przystopować, bo – jak słusznie zauważył jeden z moich redakcyjnych kolegów – religią nie skleisz pan kraju. A już na pewno nie zjednoczysz ze sobą skrajnej prawicy i rasowych lemingów. Dobrze byłoby też pamiętać, że obok praktykujących katolików głosowali na pana także wyborcy jeśli nie mniej entuzjastycznie wierzący to czasem wręcz laiccy. W ich stronę też wypadałoby wykonać jakiś gest.
Decyzja należy oczywiście do nowego prezydenta, ale mam wrażenie, że powinien odmówić. Prośba ta jest oczywiście dowodem zaufania i nadziei pokładanych w Andrzeju Dudzie, i ma piękne historyczne tradycje (bo warto przypomnieć, że przed wojną prezydent Ignacy Mościcki zostawał ojcem chrzestnym każdego siódmego dziecka w rodzinie, ale mam poważne wątpliwości, czy wiąże się z głębokim przemyśleniem zadań, jakie ciążą na ojcu chrzestnym.
Marzena Nykiel, „wPolityce”
W pierwszym dniu po wyborach Andrzej Duda pokazał, że właśnie tak będzie wyglądać jego prezydentura. Po podaniu kawy spieszącym do pracy warszawiakom, złożył kwiaty przed więzieniem na Rakowieckiej, gdzie 67 lat wcześniej komunistyczne bestie wykonały wyrok na Rotmistrzu Pileckim. Obiecał pamiętać o wyklętych i ich wielkiej misji. Zanim dojechał do domu, po wyczerpującym czasie kampanii i wyborczego finału, odwiedził dwa ważne miejsca - kryptę wawelską, w której spoczywa śp. para prezydencka Maria i Lech Kaczyńscy, a wcześniej Jasną Górę. Na Mszy św. w Święto Matki Kościoła, zawierzył Polskę Matce Bożej, tak jak od wieków robili to nasi przodkowie.