
Zarówno Rozenek, jak i Napieralski nie są w polskiej polityce postaciami nowymi. Obaj uważani są za polityków sprawnych i ambitnych, ale też – bez doświadczenia na tyle dużego oraz osiągnięć tak wybitnych, które pozwalałyby im na stworzenie nowego politycznego projektu praktycznie od zera. Dodatkowo – w tak krótkim i trudnym czasie, jakim jest okres wakacyjny.
– Lista oparta na dwóch nazwiskach ma nikłe szanse na powodzenie. Zwłaszcza, kiedy po przeciwnej stronie wszyscy zaczynają się jednoczyć – ocenia surowo politolog INP UW dr Błażej Poboży. Obydwaj liderzy to nie nowicjusze, więc z pewnością dobrze zdają sobie z tego sprawę. Dlaczego więc upierają się na własny projekt i samodzielny start? W działaniach Rozenka i Napieralskiego wcale nie chodzi o – jak sugerują nieliczni – ich wielkie polityczne ambicje. Po prostu – wszystkie inne warianty okazały się nietrafione i brak alternatywy skłonił ich do pójścia własną ścieżką.
Dołączać się nie planują. Poseł Andrzej Rozenek w rozmowie z NaTemat przekonuje, że całe to zjednoczenie to „fałszywa przygrywka”. – SLD podjęło uchwałę zobowiązującą ich do startu pod własnym szyldem. Uważamy też, że związki zawodowe nie powinny tak jednoznacznie angażować się politycznie, a tymczasem słyszałem, że Jan Guz ma już zagwarantowaną „jedynkę” – mówi szef nowej formacji i zapewnia, że zdania nie zmienią.
Nie chcemy się szulfadkować. Nie chcemy się nazywać lewicą ani prawicą, ani centrum. Chcemy być nowoczesną partią, która odpowiada na nowe wyzwania. Stawiamy na uczciwość, transparentność i nowych ludzi.
– Jestem przekonany, że w Polsce jest miejsce dla takiej formacji, którą chcemy stworzyć. Opartej na uczciwości i transparentnym działaniu oraz otwartej na nowych ludziach – mówi w rozmowie z NaTemat Andrzej Rozenek. Zapewnia o dokładnie rozpisanym przedwyborczym kalendarzu i na koniec przekonuje krótko: Jestem dobrej myśli.
Napisz do autora: karolina.wisniewska@natemat.pl