Kiedy na jednej stronie polska lewica próbuje tworzyć wspólny front, na drugiej powstaje nowa formacja. Na razie jest pomysł startu w najbliższych wyborach, dwa rozpoznawalne nazwiska i wstępnie zarysowujący się program. Nie ma struktur, pieniędzy, czasu (wybory za cztery miesiące), a niektórzy złośliwcy dodają, że przede wszystkim nie ma sensu. Andrzej Rozenek i Grzegorz Napieralski – zbyt duże ambicje, brak alternatywy czy może tajny plan, o którym jeszcze nie wiemy?
Popularność – tak. A doświadczenie?
Zarówno Rozenek, jak i Napieralski nie są w polskiej polityce postaciami nowymi. Obaj uważani są za polityków sprawnych i ambitnych, ale też – bez doświadczenia na tyle dużego oraz osiągnięć tak wybitnych, które pozwalałyby im na stworzenie nowego politycznego projektu praktycznie od zera. Dodatkowo – w tak krótkim i trudnym czasie, jakim jest okres wakacyjny.
Napieralski to wieloletni działacz Sojuszu Lewicy Demokratycznej i jego przewodniczący w latach 2009-2011. Z jednej strony – osiągnął świetny blisko czternastoprocentowy wynik w wyborach prezydenckich w 2010 roku. Z drugiej jednak – zapisał się jako lider, za rządów którego partia osiągnęła najsłabszy wynik w swojej historii, jeśli chodzi o wybory parlamentarne. Andrzej Rozenek to były rzecznik prasowy Twojego Ruchu, który pożegnał się z partią w marcu, ze względu na zamieszanie dotyczące niepłacenia przez TR składek ZUS-owskich za swoich pracowników. Przez wielu naszych rozmówców oceniany zgodnie jako „nadzieja dla polskiej lewicy”.
PO, Petru i SLD – projekty nietrafione
– Lista oparta na dwóch nazwiskach ma nikłe szanse na powodzenie. Zwłaszcza, kiedy po przeciwnej stronie wszyscy zaczynają się jednoczyć – ocenia surowo politolog INP UW dr Błażej Poboży. Obydwaj liderzy to nie nowicjusze, więc z pewnością dobrze zdają sobie z tego sprawę. Dlaczego więc upierają się na własny projekt i samodzielny start? W działaniach Rozenka i Napieralskiego wcale nie chodzi o – jak sugerują nieliczni – ich wielkie polityczne ambicje. Po prostu – wszystkie inne warianty okazały się nietrafione i brak alternatywy skłonił ich do pójścia własną ścieżką.
Andrzejowi Rozenkowi zarzucano, że stara się o miejsce w Platformie Obywatelskiej. Teraz – kiedy lista "biorących" pozycji zdecydowanie się kurczy – nie jest to żadna alternatywa. Wśród działaczy nowego ugrupowania udało nam się dowiedzieć również, że Napieralski próbował stworzyć pewne porozumienie z Ryszardem Petru, lecz ta „koalicja” także szybko zakończyła się fiaskiem.
Wbrew pozorom, w szeregach lewicy zjednoczonej ostatnio pod egidą OPZZ również nie są mile widziani. Zwłaszcza Grzegorz Napieralski, po ostatnich wewnątrzpartyjnych sporach zawieszony w prawach członka. Mimo że twarz owego porozumienia – Barbara Nowacka – oficjalnie zapraszała polityków do wspólnego stołu, warto pamiętać o tym, że to nie ona (albo raczej – nie tylko ona) jest tam najważniejszym ciałem decyzyjnym.
Przypomnijmy, że obaj nie usiedli w środę przy „okrągłym stole” polskiej lewicy, który zresztą – jak opisywaliśmy w NaTemat – ostro krytykowali. W związku z tym dołączanie się do nich teraz oznaczałoby daleko idącą niekonsekwencje.
„Równość”
Dołączać się nie planują. Poseł Andrzej Rozenek w rozmowie z NaTemat przekonuje, że całe to zjednoczenie to „fałszywa przygrywka”. – SLD podjęło uchwałę zobowiązującą ich do startu pod własnym szyldem. Uważamy też, że związki zawodowe nie powinny tak jednoznacznie angażować się politycznie, a tymczasem słyszałem, że Jan Guz ma już zagwarantowaną „jedynkę” – mówi szef nowej formacji i zapewnia, że zdania nie zmienią.
O nowej formacji oficjalnie wiadomo niewiele. Obaj liderzy deklarują, że chcą stworzyć partię dla ludzi młodych (do 40 lat), którzy w życiu całkiem nieźle sobie radzą, ale oczekują wyższych zarobków i bardziej sprawnego państwa. Ma być formacją znajdującą się „na lewo” od Platformy Obywatelskiej i – jak zapowiada Rozenek – partią socjaldemokratyczną, na wzór skandynawski. Nieoficjalnie udało nam się dowiedzieć, że liczą na „oderwanie” części lokalnych działaczy SLD, co dałoby im pewien „zapalnik” do rozwoju własnych struktur przynajmniej w kilku miejscach.
Wśród rozważanych nazw nowej partii, pod uwagę brane jest m.in. hasło „Równość”. Proste, ale jednocześnie zbliżone do nazwy formacji już istniejącej, czyli „Wolność i Równość”, założonej przez Jana Hartmana i Magdalenę Środę. Oficjalna decyzja zostanie ogłoszona jednak w przyszłym tygodniu, po przeprowadzonych badaniach focusowych.
Współpraca z Piskorskim?
– Jestem przekonany, że w Polsce jest miejsce dla takiej formacji, którą chcemy stworzyć. Opartej na uczciwości i transparentnym działaniu oraz otwartej na nowych ludziach – mówi w rozmowie z NaTemat Andrzej Rozenek. Zapewnia o dokładnie rozpisanym przedwyborczym kalendarzu i na koniec przekonuje krótko: Jestem dobrej myśli.
Politolog dr Błażej Poboży uważa z kolei, że działania duetu: Rozenek i Napieralski mogą być jedynie „zasłoną dymną” do istniejącego już projektu. Dobry trop, to – jak dodaje – Stronnictwo Demokratyczne. – Napieralski nie ma struktur ani funduszy, a z kolei Piskorski nie ma rozpoznawalnych twarzy. Taki alians mógłby okazać się korzystny dla obu stron – przekonuje politolog.
Paweł Piskorski ma zarówno pewne struktury, jak i środki finansowe. Swojego wyraźnego stanowiska przed wyborami parlamentarnymi jeszcze nie określił, więc taki scenariusz jest całkiem realny. Nowa formacja Andrzeja Rozenka i Grzegorza Napieralskiego to dla lewicowych polityków ostatnia deska ratunku. Bez względu na to czy z SD, czy bez, obaj mają przed sobą trudny i bardzo pracowity okres.
Nie chcemy się szulfadkować. Nie chcemy się nazywać lewicą ani prawicą, ani centrum. Chcemy być nowoczesną partią, która odpowiada na nowe wyzwania. Stawiamy na uczciwość, transparentność i nowych ludzi.