Nowe wybory w Grecji zamiast uspokoić sytuację mogą ją jeszcze bardziej skomplikować. Zrezygnowanie ze wspólnej waluty przez Grecję nie jest - wbrew pozorom - odległym, zupełnie nas nie dotyczącym problemem. - Pierwszy raz mówi się poważnie o takim zagrożeniu - mówi minister Jacek Rostowski i dodaje, że wyjście Grecji ze strefy euro to słaby złoty i drogie obce waluty.
„Grecja powinna zostać w strefie euro” - mówią Angela Merkel i Francois Hollande, „Grecy uwierzyli w św. Mikołaja w polityce, a wzrost na kredyt zawsze źle się kończy” - uważa Leszek Balcerowicz. „Wyjście Grecji ze strefy euro kosztowałoby Francję 50 miliardów euro”, „Grexit 2012 staje się coraz bardziej prawdopodobnym scenariuszem” - to tylko niektóre cytaty z wypowiedzi polityków i ekonomistów z ostatniej doby.
Grecja tkwi w polityczno-ekonomicznym klinczu od miesięcy. Najpierw były protesty Greków, którzy nie zgadzają się na zaciskanie pasa, nie chcą zarabiać mniej, płacić wyższych podatków. Dalej chcą ciąć fiskusa na boku i pobierać nieswoje emerytury. Trudno im się dziwić, jak pisaliśmy w naTemat, przez całe lata nieodpowiedzialnie gospodarowali pieniędzmi. Powszechnym stało się wypisywanie "rachunków" w restauracjach na serwetkach, czy pobieranie emerytur po zmarłym już dawno "dziadku".
Nowy rząd wprowadził cięcia budżetowe, by otrzymać pomoc finansową od Unii Europejskiej, Europejskiego Banku Centralnego i Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Ci, którzy pożyczyli Atenom pieniądze - kupując ich obligacje - zgodzili się na umorzenie ponad 100 miliardów euro długu. W końcu trzeba było przeprowadzić wybory. Wygrała je Narodowa Demokracja, która razem z partią PASOK wpierała rząd i reformy. Obie partie nie zdobyły jednak większości, na drugim miejscu znalazła się skrajnie lewicowa SYRIAZ. Po wielodniowych konsultacjach Grekom nie udało się stworzyć rządu, kraj czekają więc nowe wybory - najpewniej 17 czerwca.
Grecja out, sztorm in
Wielu polityków europejskich podkreśla, że Grecy nie wyjdą, że nie powinni i nie mogą strefy euro opuścić. Prawdą jest jednak, że nigdy wcześniej tak często, tak oficjalnie i publicznie nie mówiło się o tym scenariuszu. Scenariusz jest zły, ale - patrząc chociażby na polską kinematografię - głównym aktorom często nie przeszkadzają złe scenariusze i beznadziejne filmy powstają.
Grecy w większości nie chcą pozbyć się euro, ale nie chcą też oszczędności. Powrót do drachmy oznaczałby bankructwo, a - według przedwyborczych analiz - w ciągu 72 godzin po ogłoszeniu bankructwa, Grecy szturmowaliby banki, by wypłacić z nich swoje oszczędności. W ciągu 14 dni zaczęłyby się problemy z dostawami paliw. Z końcem miesiąca, pracownicy państwowi nie dostaliby wynagrodzeń. Trzy miesiące po bankructwie - przerwy w dostawach prądu. Eksplozja przestępczości, pomoc humanitarna, 35-procentowe bezrobocie. To w Grecji, a co z Polską?
Złoty mocno w dół, banki jeszcze bardziej
Polska gospodarka jest bardzo stabilna, dziś premier Tusk przekonywał, że jesteśmy idealnym miejscem do długoterminowego inwestowania. Tani złoty dodatkowo zachęcałby zagraniczne firmy do zadomowienia się nad Wisłą. Jednak kryzys, jaki wywołałoby pierwsze w historii opuszczenie strefy euro i niekontrolowane bankructwo Grecji uderzyłoby - podobnie jak upadek Lehman Brothers - w cały system bankowy, całą strefę euro, giełdy i waluty. - Niekontrolowane wyjście Grecji ze strefy euro może spowodować znaczne osłabienie polskiej waluty - mówił dziś rano minister Jacek Rostowski. W praktyce oznacza to, że za wszystkie produkty sprowadzane zza granicy zapłacimy więcej, podrożeją zagraniczne wycieczki, bilety lotnicze. Setki tysięcy osób, które mają kredyty w obcych walutach, na własnych kieszeniach odczułyby skutki greckiego kryzysu.
Europejskie banki - również EBC - musiałyby wpisać sobie w straty pieniądze pożyczone Grecji, inwestorzy w panice wycofywaliby się z inwestycji, grając na kryzys innych mocno zadłużonych państw. Banki byłyby bardzo ostrożne w pożyczaniu pieniędzy. Spadłaby liczba udzielanych kredytów, spowolniłby wzrost gospodarczy.
Grecja w strefie euro jest problemem, ale jej niekontrolowane z niej wyjście może być problemem jeszcze większym. Chyba, że politycy się dogadają. Chyba, że Grecy się opamiętają. - Moim zdaniem po wyborach czerwcowych Samarasowi dość łatwo będzie zbudować koalicję większościową. Pytanie tylko, co dalej. Jak wprowadzać oszczędności, aby doprowadzić do zrównoważenia budżetu, ale jednocześnie nie wpędzać greckiej gospodarki w coraz głębszą recesję. No ale to jest pytanie na czerwiec, nie na maj. Na razie rynek się boi, a kierunek mogą mu teraz wyznaczać kolejne sondaże wyborcze z Grecji - pisze na swoim blogu dziennikarz TVN CNBC Rafał Hirsch. Jego zdaniem skrajna lewica i skrajna prawica uzyskały w wyborach tak dobre wyniki, bo społeczeństwo chciało pokazać, że jest przeciwko zaciskaniu pasa, teraz stawka jest większa - Grecy muszą zdecydować, czy chcą opuścić strefę euro, a może i Unię, czy chcą wpędzić swój kraj w jeszcze większy kryzys, czy chcą tym kryzysem zarazić inne państwa w Europie.