
Lewicowe partie zachęcone przykładami Ewy Kopacz i Beaty Szydło zaczęły stawiać na kobiety. Problem jest jeden – już teraz widać, że robią to czysto cynicznie. Barbara Nowacka, Paulina Piechna-Więckiewicz czy Aleksandra Popławska z “Biało-Czerwonych” są jak kwiatki do kożucha. Ich twarze są narzędziem, które ma przedłużyć żywot “starych” polityków.
REKLAMA
Wątła siła kobiet
“Nadchodzi czas kobiet w polskiej polityce”. To wniosek często powtarzany w ostatnich tygodniach. Odnosi się do partyjnych awansów przedstawicielek płci pięknej. W Platformie i rządzie od ubiegłego roku przywództwo sprawuje Ewa Kopacz, z kolei w PiS po kampanijnej szarży Dudy postawiono na wiceprezes Beatę Szydło, która została kandydatką na premiera. Te dwa przykłady wystarczyły, by powstało wrażenie, że kobieta przy politycznych sterach gwarantuje sukces.
“Nadchodzi czas kobiet w polskiej polityce”. To wniosek często powtarzany w ostatnich tygodniach. Odnosi się do partyjnych awansów przedstawicielek płci pięknej. W Platformie i rządzie od ubiegłego roku przywództwo sprawuje Ewa Kopacz, z kolei w PiS po kampanijnej szarży Dudy postawiono na wiceprezes Beatę Szydło, która została kandydatką na premiera. Te dwa przykłady wystarczyły, by powstało wrażenie, że kobieta przy politycznych sterach gwarantuje sukces.
Widać wyraźnie, że sami politycy przyswoili taką lekcję. Platforma w reakcji na “pięć minut” Szydło zrobiła rzecznikiem sztabu wyborczego Joannę Muchę. Z kolei na lewicy kobiecy desant jest wręcz ostentacyjny. Zjednoczona Lewica, jak tytułuje się kolejny projekt sklejenia ruchów po lewej stronie, wystawiła do pierwszego szeregu Barbarę Nowacką i Paulinę Piechnę-Więckiewicz. “Po raz pierwszy to dwie kobiety piszą plan ratunkowy” – pisała z zachwytem Agnieszka Kublik z “Gazety Wyborczej”.
Jest jeszcze jeden przykład – nowo powstałe ugrupowanie Andrzeja Rozenka i Grzegorza Napieralskiego, czyli “Biało-Czerwoni’. Dwaj panowie w roli szefowej partii obsadzili Aleksandrę Popławską, 31-letnią, szerzej nieznaną działaczkę Twojego Ruchu. To też dało powód do ekscytacji, że “kolejna lewica stawia na kobiety”.
Ogórek bis
Fakt, kobiet w polityce ciągle jest mało (w polskim Sejmie 23 proc.), więc radość z awansów, jakie obserwujemy w ostatnich tygodniach, wydaje się naturalna. Zbyt rzadko zwraca się jednak uwagę na drugą stronę tego medalu. Szczególnie na lewicy widać, że to, co dziś wydaje się sukcesem kobiet, może być ich przekleństwem. Bo “czas kobiet” niektórzy politycy najwyraźniej przetłumaczyli sobie na “czas paprotek”….
Fakt, kobiet w polityce ciągle jest mało (w polskim Sejmie 23 proc.), więc radość z awansów, jakie obserwujemy w ostatnich tygodniach, wydaje się naturalna. Zbyt rzadko zwraca się jednak uwagę na drugą stronę tego medalu. Szczególnie na lewicy widać, że to, co dziś wydaje się sukcesem kobiet, może być ich przekleństwem. Bo “czas kobiet” niektórzy politycy najwyraźniej przetłumaczyli sobie na “czas paprotek”….
Idealnie obrazuje to przypadek Aleksandry Popławskiej. Panowie Rozenek i Napieralski, którzy szukają ratunku dla siebie oraz kolegów z TR i SLD, szefową “Biało-Czerwonych” mianowali kobietę, bo takie jest wizerunkowe zapotrzebowanie. Mogą mówić, że chcą “otwierać drzwi dla nowych ludzi”, ale ruch jest ewidentny – działaczka z trzeciego szeregu i bez doświadczenia nagle wskazuje na fotel lidera. Bo jest kobietą – inaczej wytłumaczyć to trudno.
Zresztą, w wypowiedziach samych zainteresowanych taką motywacją da się odnaleźć. Popławska pytana w wywiadzie o to, co będzie robić, powiedziała, że Napieralski i Rozenek jadą w Polsce, by spotykać się z wyborcami, a ona “jest na miejscu, by kontaktować się z mediami i tworzyć struktury”.
– Zaznaczam, że przewodniczącą jestem do zjazdu partii, który odbędzie się w ciągu kilku najbliższych tygodni. Wtedy odbędą się demokratyczne wybory – stwierdziła. Oczywiście zaprzeczyła też teorii o “paprotce” i zapewniła, że decyzje będzie podejmowała wraz z Napieralskim i Rozenkiem.
Przypomina to trochę przypadek Magdaleny Ogórek. Tak jak SLD przed wyborami prezydenckimi cynicznie liczyło, że “ładna buzia” wystarczy, by zyskać kilka procent poparcia, tak teraz ten chwyt skopiowali twórcy “Biało-czerwonych”. Popławska ma przyciągnąć uwagę, “zrobić wrażenie”, a ewentualne zyski podzielą między sobą starzy wyjadacze. Idę o zakład, że nie dotrwamy do wyborów, a 31-latka pójdzie w odstawkę. Sama to przecież przyznaje.
Miller po liftingu
Z Nowacką i Piechną-Więckiewicz sytuacja jest lepsza, bo to działaczki i z większą rozpoznawalnością, i z większym doświadczeniem. W rozmowach o przyszłości lewicy te dwa nazwiska padają bardzo często i trudno się temu dziwić – rzeczywiście pasują na liderki.
Z Nowacką i Piechną-Więckiewicz sytuacja jest lepsza, bo to działaczki i z większą rozpoznawalnością, i z większym doświadczeniem. W rozmowach o przyszłości lewicy te dwa nazwiska padają bardzo często i trudno się temu dziwić – rzeczywiście pasują na liderki.
Dlaczego więc mogą być “paprotkami”? Wskazuje na to kształt, jaki przyjmuje proces jednoczenia lewicy. Przypomnę, że Nowacka została współprzewodniczącą Twojego Ruchu, który nosi na sobie ciężar przegranego Palikota. Skąd to znamy? Wzorem mógł być manewr przegranego Kaczyńskiego, który skutecznie chowa się za twarzą Beaty Szydło. “Paprotkę” wystawia się przed szereg, by w sensie wizerunkowym zmieniło się wszystko, a w rzeczywistości nie zmieniło się nic.
Z Piechną-Więckiewicz może być tak samo. Młoda kobieta staje się twarzą SLD, ale to przecież ta sama partia, którą na mieliznę wciągnął Leszek Miller. I to on i jego koledzy decydują o wizerunkowym liftingu, by ochronić swoje interesy. Kobieta jest tu tylko narzędziem, przedmiotem. Dlatego kiedy to Nowacka i Piechna-Więckiewicz mają "jednoczyć lewicę", warto pamiętać, że tak naprawdę znów jednoczą się Miller z Palikotem. Tylko w białych rękawiczkach, z użyciem kobiet właśnie.
Jasne jest, że politycy na lewicy będą takim tezom zaprzeczać. Najbliższe miesiące pokażą, na ile oficjalne deklaracje pokrywają się z ich intencjami. Jeśli za zmianą wizerunkową nie pójdą zmiany w partiach, a nowe twarze wprowadzą do parlamentu tych samych, "starych" działaczy, "czas kobiet" okaże się mrzonką.
Napisz do autora: michal.gasior@natemat.pl
