Paweł Kukiz – choć nie ma ani struktur, ani konkretnego pomysłu na to, w jaki sposób „złą Polskę” zmienić – ma coś, o czym pomarzyć może wielu innych polityków – zaangażowanych ludzi. Tysiące sympatyków, którzy wierząc w jego chęć zmian z własnej woli angażują się w jego Ruch. Z każdym dniem Paweł Kukiz traci jednak również ich. I to na swoje własne życzenie.
Nie prowadzi dialogu, komunikuje się na ogół przez Facebooka, a zamiast oferty merytorycznej proponuje coraz bardziej radykalne hasła. Fani Pawła Kukiza przecierają oczy ze zdumienia, bo nie tego oczekiwali. Liczyli, że na sobotnim zjeździe zobaczą lidera i usłyszą konkrety. Lider jest – konkretów brak. Zamiast tego, woJOWnicy otrzymują od niego inną niespodziankę.
Kukiz rozdaje numery telefonów
Długi spis ponad ośmiuset działaczy sympatyków w kraju i kilka zza granicy – imiona i nazwiska, dokładne adresy, numery telefonów i adresy mailowe. Wszystko opublikowane na stronie ruchkukiza.pl. Wyrażali zgodę na udostępnienie danych? Sądząc po tym, iż w środę rano lista została usunięta – nie. Kiedy dzwonimy na podane numery, przyznając, że pobraliśmy je właśnie z owej listy, większość się rozłącza. Ci, którzy zostają na linii przekonują, że nie są zadowoleni z tego, że każdy "ot tak" miał do nich dostęp.
– Jest pani piątą osobą, która do mnie dzwoni w tej sprawie i mówi, że numer ma właśnie od Kukiza – informuje Paweł ze Szczecina. – Teraz czekam, aż ktoś do mnie przyjedzie, adres przecież też tam był – dodaje ironicznie. Członkowie ruchu przyznają, że w deklaracji wyrażali zgodę na przetwarzanie danych osobowych, ale nie na publikację ich na stronie internetowej. – To ja chciałbym decydować o tym, do kogo ma trafić mój numer, a nie pan Kukiz czy Sanocki, który te dane upublicznił – dodaje Jerzy z Poznania.
Dziś na stronie nie ma już ani listy z informacjami o członkach ruchu, ani całej zakładki „referendum”. – Jeśli w ten sposób pan Paweł Kukiz chciał badać naszą wiarygodność i budować swoją transparentność, to nie tędy droga – dodaje działacz z Poznania.
„Potraktowali nas jak stado baranów”
Entuzjazm wśród woJOWników jest dziś znacznie słabszy niż jeszcze kilka tygodni temu, co doskonale pokazała sobotnia konwencja w Lubinie, która – jak zaznaczaliśmy w naszej relacji – nie okazała się frekwencyjnym sukcesem. Obecność zapowiedziało na nim ponad 4,5 tys. osób, a przybyło niecałe 2 tys. Zaś ci, którzy dotarli, czują się zwyczajnie zlekceważeni. – Ludzie przyjechali z całej Polski, zorganizowali się, wydelegowali swoich przedstawicieli i zostali potraktowani jak stado baranów – skarży się w liście do redakcji jeden z uczestników zjazdu.
Liczono, że wydarzenie będzie – zgodnie z wcześniejszymi deklaracjami – przełomem i nowym otwarciem, na którym jego uczestnicy zintegrują się zarówno z liderem, jak i między sobą. Zamiast tego dostali kolejną dawkę emocji, wśród których konkretów na próżno szukać. – Nikt nie prowadził z nami dialogu, a ochrona skutecznie odizolowywała plebs od nowych elit – dodaje w swoim liście oburzony kukizowiec.
Po kilku godzinach spędzonych w autokarze nie pozwolono im nawet usiąść na trybunach, które zamknięto – jak przekonywał Patryk Hałaczkiewicz – ze względów bezpieczeństwa. – Zwyczajnie nie chcą, aby publiczność rozeszła się i zostawiła pustą halę – komentował jeden z uczestników, któremu nie pozwolono wejść na górę.
Janusz Korwin-Mikke na wtorkowej konferencji opisującej kulisy negocjacji z Kukizem przyznał, że sam Kukiz nie panuje nad swoim ruchem, a w jego otoczeniu dzieją się „dziwne rzeczy”. Wprawdzie obaj antysystemowcy są teraz na politycznej wojennej ścieżce, lecz nie da się ukryć, że powyższa uwaga była słuszna.
Walki lokalnych "szefów"
Ci którzy z nadania Kukiza posiadają pewne możliwości zarządzania poczuli się lokalnymi „szefami”, lecz politycznych emocji nie brakuje również wśród szeregowych działaczy, którzy – w przeciwieństwie do Kukiza – o Sejmie myślą i to coraz bardziej serio. Na spotkaniach w Lublinie już dziś trwa zacięta walka o „jedynki” – zero rozmów o planach i perspektywach dla Polski, w zamian za to długa lista oszczerstw i „brudów”, które każdy sobie wzajemnie wypomina. Za lidera ruchu w miasteczku uważa się Grzegorz Szwed, który był pełnomocnikiem Kukiza w kampanii prezydenckiej. Dziś skutecznie „wycina” wszystkich, którzy mogliby zaszkodzić jego pozycji.
Coraz więcej osób twierdzi, że Paweł Kukiz nie szanuje swoich sympatyków, nie docenia tego, co ma i tego, co do tej pory udało mu się osiągnąć. Nie doceniają tego również jego współpracownicy, którzy w sprawach organizacyjnych odgrywają teraz pierwsze skrzypce.
To ludzie wynieśli go na piedestał politycznej popularności i zagwarantowali mu 20 proc. w wyborach. Niektórzy „ot tak”, ze względu na brak alternatywy albo w odwecie za niespełnione obietnice obecnie rządzących. Lecz masa innych sympatyków realnie uwierzyła, że Kukiz to zmiana na lepsze. Aby zmieniać, trzeba jednak w minimalnym stopniu wiedzieć, jak to robić. Natomiast z ust antysystemowego lidera nie padają żadne realne sposoby.
Dawny przyjaciel – Raczyński
Najmocniejszą siłą Pawła Kukiza w kampanii prezydenckiej była wiarygodność. Wiarygodność, którą dzisiaj traci. Odwracają się od niego nie tylko szeregowi działacze, ale również osoby odgrywające w jego dotychczasowej karierze ważną rolę, jak chociażby prezydent Lubina Robert Raczyński. Mimo iż Raczyński skrajnie nie pasuje do lansowanego przez Kukiza wizerunku polityka „spoza układu”, to mimo wszystko właśnie on wpierał (również finansowo) kampanię wokalisty w wyborach samorządowych, a potem pomagał mu w kampanii prezydenckiej.
Paweł Kukiz „podziękował” Raczyńskiemu już raz, za pomocą swojego ulubione komunikatora: „Nie zamierzałem i nie zamierzam podawać nazwy Ruchu na konwencji WoJOWników w Lubinie. To wymysł pana Raczyńskiego” – pisał po wywiadzie, jakiego prezydent Lubina udzielił w TVN24. Dziś czyni to ponownie.
W odpowiedzi na artykuł „Rzeczpospolitej”, którym postawiono tezę, iż Kukiz „traci swoją armię”, wokalista odpowiada: „Nie tracę, ale ją czyszczę”. Tym samym ponownie udowadnia, że wodzostwo, którym do tej pory w polityce tak bardzo się brzydził staje się mu bliskie. Paweł Kukiz zapomina, że w polityce to nie on rozdaje karty, ale ludzie, którzy wrzucają głosy do urny. Raz udzielili mu kredytu zaufania, teraz zaś Kukiz silnie pracuje na to, aby udzielili go komuś innemu.
Napisz do autora: karolina.wisniewska@natemat.pl
Reklama.
Udostępnij: 1872
List czytelnika
Stado baranów zrobiło swoje, pomachało flagami, transparentami i karteczkami. Kamery to nagrały (…) Przerośnięte ego eksplodowało mu w głowie i to jest jego koniec. W sobotę 27 czerwca człowiek, w którym pokładaliście nadzieje, pokazał swoją prawdziwą twarz.
List czytelnika
Wy jesteście potrzebni Kukizowi już tylko do tego żeby wrzucić na jesień kartkę do urny z nazwiskiem jego kandydata, którego on Wam wskaże w lipcu i koniec dyskusji!
Paweł Kukiz
Nie wiem skąd u dziennikarzy przekonanie, ze Raczyński "to postać w otoczeniu Kukiza kluczowa" ??? Jaki SPONSOR kampanii prezydenckiej???To LUDZIE, OBYWATELE byli sponsorami a nie Raczyński! Pana Raczyńskiego widziałem w życiu 3-4 razy. To JA pomagałem Bezpartyjnym Samorządowcom w kampanii samorządowej a nie oni mnie!