Są wściekli na zagraniczne media, że sieją panikę i na swój rząd, że postawił ich pod ścianą. Owszem martwią się i odczuwają napięcie. Jest ogromny strach, co dalej. Ale przekonują też, że na razie w Grecji jest spokój. W sklepach nie brakuje towarów. Kolejki do bankomatów? Głównie starsi, którzy nie mają, co robić. – Grecy czują się zastraszeni, a my razem z nimi, to prawda. Ale mimo to ludzie wciąż są optymistami – mówią.
Anna Walocha mieszka na Krecie, pracuje w sklepie złotniczym, maluje obrazy. Panika w Grecji? – Absolutnie nie! To zupełnie nieprawda! Tu się zupełnie nic nie dzieje – przekonuje. Na Krecie są tłumy turystów, mnóstwo Polaków. – Proszę napisać, że jesteśmy im bardzo wdzięczni. Nigdy nie słyszałam z ich ust złego słowa o sytuacji w Grecji. Widać, że się solidaryzują – mówi naTemat. Podkreśla, że to ogromna pomoc dla Greków, tym bardziej, że media i w Polsce, i w całej Europie głoszą propagandę, jak tu jest źle.
Fakt, w tym roku przyjechało mniej turystów. Ale kafejki w Chanii wieczorem pękają w szwach. – Namawianie turystów, żeby zabierali ze sobą dużo gotówki, to napędzanie czarnego rynku. Przecież każdy może płacić kartą. Turysta może też wypłacić z bankomatu tyle pieniędzy, ile chce. Nie ma żadnych ograniczeń – przekonuje Polka. Ona, jako osoba osiedlona w Grecji, może dziennie wypłacić 60 euro. Czy to jej wystarcza? Szybka odpowiedź: – Proszę pani, ja pracuję 9 godzin dziennie. Nawet nie miałabym czasu ich wydać.
Zachować zimną krew
Marek Hopko, polski inżynier z ponad 30-letnim stażem w Grecji, jeździ do bankomatu w nocy. A właściwie pojechał dopiero dwa razy, bo doszedł do wniosku, że nigdy nie wiadomo, kiedy pieniądze mogą się przydać. Jak mówi, trzeba też pomyśleć o jutrzejszym dniu. – Wcześniej nie chciałem ulegać panice, bo przez pierwsze dwa dni rzeczywiście były horrendalne kolejki. Teraz są dużo mniejsze, a w nocy nie ma nikogo – mówi naTemat. Tu ciekawostka – oficjalnie można wypłacić 60 euro, ale większość bankomatów nie wydaje drobnych banknotów, więc w praktyce ludzie wypłacają tylko 50 euro.
Inżynier doskonale zna grecki, często jest tłumaczem na różnych konferencjach. Bez przerwy śledzi greckie wiadomości. Niedawno oglądał reportaż z kolejki do stanowiska bankowego. To opcja dla emerytów i rencistów, którzy nie mają kart debetowych. W całym kraju w ostatnich dniach otwarto tysiąc takich okienek. Do końca tygodnia emeryci mogą w nich wypłacić jednorazowo 120 euro. Jeden pan, lat 78, mówił, że ma numerek 189. – Powiedział też, że zachowuje zimną krew i nie wierzy w żadną nagonkę mediów. Takie zresztą jest podejście większości Greków – zapewnia.
Anna Walocha uważa, że w kolejkach stoją głównie starsi ludzie, którzy w ten sposób zabijają nadmiar wolnego czasu. – Ja pamiętam kolejki w latach 80. w Polsce. Wiem, jak wygląda kryzys. A tu stoi 15 osób? O czym my mówimy? – mówi. Patrząc na słynne nagranie TVN24, na którym Greczynka uspokaja dziennikarza, mówiąc, że w Grecji jest spokojnie – przed bankomatem rzeczywiście widać głównie ludzi starszych.
Jedni kupują makarony, inni nie
W Atenach – w końcu dużym mieście – jedni widzą panikę, inni nie. Anna Duszyk, która mieszka w Grecji od dwóch lat, mówi, że panika jest. – Ludzie wykupują towary w sklepach, są kolejki do bankomatów. Boją się, bo nie wiedzą co będzie jutro. Czy w ogóle jeszcze będzie dharma, czy może euro? Nigdy takiej sytuacji nie mieli – mówi. Ona sama jednak nie panikuje. W ogóle – jak przyznaje – Polacy nie panikują. – Na razie nie kupowałam jeszcze makaronu. Ale mam wybór – jak będzie źle, zabieram rodzinę i wracam do Polski – mówi.
Marek Hopko też przyznaje, że pierwszego dnia jego dwie dorosłe córki pobiegły do sklepu kupować makaron. Ale takie reakcje ludzi widział tylko na początku. Teraz jest spokój, choć podszyty strachem. Sam był w supermarkecie i stwierdził, że żadnej zmiany nie ma. Półki puste nie były. Owszem ludzie rozmawiają w domach niemal wyłącznie o kryzysie, o tym, co będzie dalej. Ze strachem, ale spokojnie. Ci bardziej zdeterminowani idą pod parlament protestować. Albo manifestować poparcie dla rządu.
Nie ma przelewów, firma nie działa
On ma zupełnie inny problem i nie ukrywa, że bardzo się boi. W Atenach prowadzi firmę, która sprowadza materiały budowlane z Polski, i nie tylko. W ostatnich dniach jej działalność została praktycznie wstrzymana, gdyż z powodu ograniczeń bankowych wstrzymane zostały płatności za granicę. Nie można zatem nic zamówić, bo nie ma jak zapłacić kontrahentom.
Marek Hopko obawia się też o czeki na 10-20 tysięcy euro. Może się okazać, że ich realizacja będzie niemożliwa, gdyż albo któraś firma zbankrutuje albo zacznie przekonywać, że z powodu kryzysu nie ma pieniędzy. – Nie wiemy, ile taki stan potrwa. Nie ma problemu, jeśli kilka dni. Ale jeśli to będą miesiące? – zastanawia się. – Syn uczy się w Polsce. Nawet nie wiem, jak wyślę mu pieniądze na podróż. Ale zobaczymy, jak to będzie.
Mają dość beznadziei
Jak mówią Polacy największym problemem dziś jest to, że ludzie żyją na granicy wytrzymałości. Coraz więcej poniżej granicy ubóstwa. Mają dość beznadziei, boją się o przyszłość. Na razie jest względny spokój, ale gdy przyjdą terminy zapłaty różnych zobowiązań, czy kredytów, może być trudno, bo nagle okaże się, że 60 euro dziennie nie wystarczy.
– Daj Boże, żeby mieli chociaż 60 euro! W wielu rodzinach jest tylko jedna pensja lub emerytura, z której żyje 5-6 osób. Dużo jest takich osób, które nawet nie mają skąd tych 60 euro wziąć. Mimo to Grecy wciąż mają wiarę, że się uda – mówi jeden z Polaków.
Anna Walocha mówi, że ten optymizm wynika chyba z klimatu. Ludzie w Grecji są zastraszeni, ale nie zamykają się w sobie, ani w swoich domach, nie izolują się. – Jest napięcie i złość na rząd. Bo dlaczego doprowadził ludzi do krawędzi właśnie teraz? W środku sezonu turystycznego? Myślę, że to napięcie powoduje, że ludzie najbardziej chcą już tego, żeby to wszystko wreszcie się skończyło. Albo w jedną stronę, albo w drugą, ale aby w końcu zapadła jakaś decyzja.