Zakończył się kolejny akt głośnej sprawy Beaty Sawickiej. Była posłanka Platformy Obywatelskiej oskarżona o korupcję została skazana na 3 lata więzienia i 40 tys. kary grzywny. Nie pomogła argumentacja obrony, która próbowała dowieść, że działała pod wpływem miłości. Czy uczucie może być argumentem łagodzącym w takiej sprawie?
- Pracowałem zgodnie z przepisami. Ten proces powinien się zakończyć wiele wiele wcześniej - mówił Tomasz Kaczmarek, były agent CBA pytany "na gorąco" przez reporterkę TVP INFO, "czy niczego nie żałuje". Odnosząc się do zarzutów, że Sawicka została przez niego omotana i wykorzystano jej kobiecą słabość odparł" "w trakcie procesu sądowego oskarżony możne kłamać i to jest cały mój komentarz". Nie chciał tym samym komentować linii obrony, którą jej obrońca mecenas Jacek Dubois przedstawił w mowie końcowej 24 kwietnia.
- Beata Sawicka przeżywała fascynację mężczyzną, który w tym samym czasie zarzucał sieć, która doprowadziła ją na ławę oskarżonych. Weźmy takie cytaty z ich rozmów: "Pa, buziaczki", "Nie ma Ciebie, to komu mam śpiewać?", "Tak się za Tobą stęskniłem (...)", "Pa, misiu. Lulaj". Gdyby ktokolwiek wypowiadał podobne słowa w kontaktach służbowych, to padłoby oskarżenie o mobbing - ale tutaj nikt się nie skarżył - mówił na sali rozpraw adwokat. Podobne wnioski można wysnuć analizując SMS-y jakimi wymieniała się posłanka z agentem CBA.
- Uczucia i emocje zmieniają ludzkie zachowanie. W tej sprawie mieliśmy do czynienia z kumulacją emocji niż z miłością. Agent nie tylko podobał się posłance Sawickiej, ale też współczuła mu jako sierocie, w tym czasie przeżywała również kryzys w małżeństwie - przypomina w rozmowie z naTemat Jan Gołębiowski, psycholog kryminalny z SWPS. - Na pewno emocje zgubiły Sawicką, CBA zapewne umiejętnie je podsycało czy nimi manipulowało - broni posłanki psycholog. - W stanie zakochania wpada się w taki kanał uczuciowy, nie myśli się racjonalnie, robi się rzeczy, których nie zrobiłoby się normalnie. Miłość ma wymiar neurologiczny, bo w mózgu wytwarzają się endorfiny. W różnych sytuacjach społecznych ludzie posuwają się do czynów, których by nie zrobili - twierdzi psycholog.
Za to daleki od usprawiedliwiania Sawickiej jest znany prawnik Jerzy Naumann. - Ten domniemany związek uczuciowy wiąże się mniej z zarzutem korupcyjnym, a bardziej z legalnością działań Centralnego Biura Antykorupcyjnego - mówi naTemat mecenas. - Nie do końca jest związek przyczynowo skutkowy między zakochaniem a łapówką. Jeżeli ktoś ukrywałby przestępcę, który jest jego bliskim, to trochę inna sprawa, bo mamy do czynienia z pokrewieństwem. Ale i w tym wypadku nie zmieniłoby to kwalifikacji prawnej czynu, ewentualnie odstąpiono by od kary. Tutaj jednak łapówka została przyjęta, pani poseł miała tego pełną świadomość. Przyjęcie łapówki od osoby, w której się zachowało nie zmienia faktu, że ta łapówka została przyjęta, może jedynie wpłynąć na wymiar kary - podsumowuje.
Większą uwagę na psychologiczną, a nie prawną stronę sprawy zwraca Krystyna Kofta. Pisarka ma na swoim koncie kilka książek o miłości, często też porusza tą tematykę w felietonach i rozmowach z czytelniczkami. - Wydaje mi się, że Sawicka jest kobietą, która chciała uczuć, która ich potrzebowała - mówi nam Krystyna Kofta, pisarka i blogerka naTemat. - Ja nie rozumiem Sawickiej, bo jestem zupełnie inną osobą. W książce "Jak zdobyć, utrzymać i porzucić mężczyznę" napisałam "Miłość nie może być ślepa, a jeśli już, to tylko na jedno oko". Ale często rozmawiam z kobietami, czytam ich listy i wiem, że bywają takie historie, kiedy kobiety po prostu tracą głowę. Tym bardziej w tym przypadku - przy dość przeciętnej urodzie kobiety i tym co on sobą prezentował - był przystojny, bogaty. Zdarza się przecież, że kobiety kochają jakiegoś kryminalistę, ale nie doniosą na niego policji, wytrzymują cierpienie jakie im przynosi - taka bywa miłość. Myślę, że uczucie może być w tej sprawie czynnikiem łagodzącym, choć nie usprawiedliwiającym - podsumowuje Kofta.