Obiekt uwielbienia. Miejsce legendarne i źródło skandalizujących plotek. Utopia to nie był zwykły klub. To było miejsce kultowe. Pierwszy tego typu gejowski klub w Polsce, kochany również przez heteryków, odwiedzany tłumnie przez celebrytów. Bawili się tam wszyscy, którzy chcieli liczyć się „w świecie”. Debiutowali w tańcu aktorzy, piosenkarze i politycy. W Utopii wszyscy byli sobie równi, tak jak kolory na tęczowej fladze, która powiewała w środku. Jej zamknięcie w 2010 roku wywołało serię protestów. Po dwóch latach ciszy Utopia odradza się pod nowym adresem. Umarł klub, niech żyje klub.
– To był najlepszy klub w Polsce. Utopia wykreowała modę na gejów i ucywilizowała naszych celebrytów . To miejsce miało duszę – rozmarza się Robert Biedroń. Nie on jeden wzdycha, wspominając dawny klub. O Utopii krążyły legendy. W Warszawie nie było gorętszego adresu. To tam romans Marcinkiewicza i Isabel ujrzał światło dzienne, tam kreowała się Doda bijąc z transwestytami i pierwszy raz całował się ze swoim chłopakiem Biedroń. Plotek wokół lokalu urosło tyle, ile elektryzujących spojrzeń wymienianych w roztańczonym tłumie. Paparazzi żywili się nimi, koczując cały weekend pod drzwiami na Jasnej 1. Nikt ważny nie wyszedł z Utopii niezauważony. Na specjalnych gości nie trzeba było tam długo czekać, w końcu był to jeden z pierwszych klubów w Polsce z selekcją i VIP-roomem z prawdziwego zdarzenia. Zresztą w wielu dziedzinach Utopia była pierwsza i jako taka dla jej wielu fanów na zawsze pozostanie.
– To było miejsce, w którym czułam się naprawdę bezpieczna – wspomina Anna Męczyńska, stylistka i kostiumograf. – Przychodzili tam nieagresywni ludzie, którzy po prostu chcieli się bawić. Przetańczyłam i przegadałam tam tysiąc nocy. Mam ogromny sentyment do tego miejsca i do jego właściciela – mówi stylistka. Właściciel, czyli Grzegorz Okrent, to rzeczywiście osoba, której nie można pominąć w opowieści o Utopii. Człowiek-instytucja. Naczelny gej RP i pierwszy wielki klubowicz. W środowisku zwany „królową”. Nie dziwne, w końcu jako właściciel najlepszego klubu w Polsce, miał prawo tak o sobie mówić. Utopia była jego trzecim dzieckiem. Powstała w 2001 roku i z marszu stała się przebojem. Wzorowana na nowojorskim Studio 54 i paryskim Le Queen była pierwszym gejowskim klubem w Polsce z prawdziwego zdarzenia.
– Utopia to było pierwsze miejsce, w którym celebryci oswajali się z pedalstwem – mówi Biedroń.– Weryfikowali tam swoje poglądy dotyczące homoseksualistów i dotykali nieznanego środowiska. To już nie był klub, którego jak innych trzeba było się wstydzić. To było miejsce, w którym należało bywać. Mimo że w środku tańczyli tranwestyci, na ścianach było białe futerko, a logo klubu było napisane różowymi literkami, to nie był to obciach. Myślę, że wszyscy Polacy powinni być z niego dumni. W końcu taki klub jest jeden na tysiąc – przyznaje Biedroń. Jeden na tysiąc był klub i jedna na tysiąc osoba do niego mogła wejść. No, może trochę więcej. Co nie zmienia faktu, że pracujący w Utopii selekcjoner Daniel przeszedł do legendy. A szczególnie jego powiedzonka, jak chociażby: „Masz minutę, żeby mnie rozśmieszyć".
Selekcja to był jeden z ważniejszych punktów programu. Wejście do Utopii było zawsze oblegane przez tłum odrzuconych, a dostanie się do środka graniczyło z cudem. Selekcja ma swoich zwolenników i przeciwników, ale w przypadku Utopii na pewno działała na korzyść. Wszyscy stali bywalcy klubu wspominając go, zawsze podkreślają niebywałą atmosferę tego miejsca, którą tworzyli nieprzeciętni goście. – Utopię wspominam z dużym rozrzewnieniem – opowiada Oliver Janiak. – To była zupełnie nowa rzeczywistość i chyba pierwsze miejsce w Polsce, gdzie tak dobrze dbano o celebrytów. Dzięki temu atmosfera w klubie była przyjazna i nieskrępowana. To było takie nasze okno na świat, czuło się w nim Europę. Mam nadzieję, że uda się przywrócić jego świetność – dodaje redaktor naczelny magazynu "Male Man".
Utopia to jednak nie tylko atmosfera i znani goście, ale także muzyka. Grali w niej najwybitniejsi DJ z kraju i zza granicy, których Grzegorz Okrent sprowadzał specjalnie na jeden wieczór. W klubie rządził house, ale również dawne diwy. Kilkakrotnie występowały w nim królowe gejowskich serc – Irena Jarocka, Krystyna Prońko czy Halina Frąckowiak, a nawet Helena Vondrackova. Taniec tam to był żywioł, któremu trudno było się nie poddać. Jak wspominają bywalcy, do Utopii się wchodziło, żeby po dwunastu godzinach zejść z parkietu. Zabawa nie miała tam końca.
Kiedy w sierpniu 2010 roku klub ogłosił swoje zamknięcie, w Warszawie zapanowała żałoba. Bywalce ustawiali się pod drzwiami lokalu i wspominali jego świetność. Na Facebooku powstawały grupy zrzeszające fanów, takie jak „Utopia for ever” czy „Boże, oddaj nam Utopię”. Siła boska jednak nie pomogła. Pomógł właściciel, który po dwóch latach postanowił wskrzesić legendarny klub. W sobotę wielkie otwarcie pod nowym adresem, przy ul. Kredytowej 9. Czy klub wróci w wielkim stylu? Cóż, rzesze fanów już okupują stronę Utopii, na Facebooku wyznając jej dozgonną miłość. Co prawda od czasu zamknięcia klubu powstało kilka fajnych miejsc, ale jak mówią bywalcy: Utopia jest tylko jedna. Tak, jak król i jego dwór. A raczej królowa.