Senne miasteczko na wschodzie Polski, ostatni gorący weekend, nowe osiedle, na którym mieszkają młode małżeństwa. Część mieszkańców wyjechała na wakacje, inni odpoczywali w zaciszu swoich ciasnych mieszkań. Normalny weekend. Tylko sąsiadka wyskoczyła ze swojego okna na IV piętrze…
Spadła obok placu zabaw. Sąsiedzi nie spali całą noc. Zastanawiali się dlaczego to zrobiła, dlaczego zostawiła roczne dziecko.
Trudno znaleźć racjonalną odpowiedź. W końcu nie ma takich problemów, których nie można rozwiązać. Ta historia przypomina nam jednak dobitnie, że zaburzenia psychiczne mogą prowadzić do śmierci. Może należałoby zapytać, dlaczego tej młodej dziewczynie nikt nie pomógł, dlaczego nie trafiła do psychiatry.
Za późno na poradę
Sprawdzam w Ogólnopolskim Informatorze o Czasie Oczekiwania na Świadczenia Medyczne, w B. jest tylko jedna poradnia zdrowia psychicznego na 57 tys. mieszkańców, która ma kontrakt z NFZ. Czas oczekiwania na wizytę – 83 dni. Dla kogoś, kto ma myśli samobójcze na pewno za długo. Choć oczywiście 83 dni to nie jest polski rekord. Są takie poradnie, w których trzeba czekać do maja przyszłego roku.
Sąsiadka kobiety mówi, że w B. wszyscy wiedzą, gdzie przyjmuje psychiatra i wielu nie pójdzie, bo jak ktoś zobaczy człowieka w poczekalni to ludzie będą zaraz opowiadać, że jest nienormalny. Taka polska rzeczywistość.
Niestety polska psychiatria ma wiele bolączek. Przede wszystkim jest niedofinansowana. Stworzono Narodowy Program Ochrony Zdrowia Psychicznego, który specjaliści uważają za modelowy, jednak za świetnym programem nie poszły dodatkowe pieniądze na tę dziedzinę medycyny. Leczenie szpitalne jest słabo finansowane. Natomiast psychiatria środowiskowa, na której powinien w dużej mierze opierać się system leczenia zaburzeń psychicznych, prawie nie istnieje. Brakuje też poradni zdrowia psychicznego, bo nie ma w nich kto leczyć.
Psychiatrzy pójdą na emeryturę
Profesor starał się ostatnio o zwiększenie ilości psychiatrycznych miejsc rezydenckich w swoim województwie. Występował do resortu zdrowia o 10, dostał dwa miejsca.
Jak tłumaczy, średnia wieku psychiatrów w Polsce zapewne już przekroczyła 50 lat. Jeśli chodzi natomiast o dostęp do opieki psychiatrycznej, to jest on różny w zależności od regionu. Dużo lepiej jest w większych miastach, gdzie jest zwyczajnie więcej specjalistów. Jednak w psychiatrii ważne jest to, żeby pacjent miał swojego lekarza blisko, by w razie problemu mógł przyjść.
Lecznictwo szpitalne nie jest tu rozwiązaniem. Nie każdemu człowiekowi z zaburzeniami psychicznymi potrzebna jest hospitalizacja, a na niektórych może wręcz wpłynąć niekorzystnie. Jak mówi prof. Czernikiewicz, potrzebujemy psychiatrii środowiskowej, takiej jak opisana w Narodowym Programie Zdrowia Psychicznego.
– Powinno być więcej oddziałów dziennych, więcej poradni zdrowia psychicznego. Powinno się tworzyć też niewielkie oddziały psychiatryczne w szpitalach wielospecjalistycznych.
Niebezpieczny wariat
Patrząc na nagłośnione przez media dramatyczne wydarzenia z udziałem osób z zaburzeniami psychicznymi trudno oprzeć się teorii, że wariaci chodzą po ulicach bo… nie mogą dostać się do lekarza. Wystarczy wspomnieć o 32–latku, który w wyniku rajdu po sopockim molo potrącił 26 osób, czy kobiecie, która samochodem wjechała do przejścia podziemnego w centrum Warszawy.
Prof. Czernikiewicz wyjaśnia jednak, że to mit powtarzany w mediach.– Rzadko zdarzają się chorzy naprawdę niebezpieczni dla otoczenia – przyznaje.
Niestety mamy coraz więcej osób z zaburzeniami psychicznymi i musimy zadbać o lepszą opiekę psychiatryczną, inaczej osoby chore mogą być niebezpieczne dla nas, ale także dla siebie.
Ekspert uważa, że cały czas stygmatyzujemy osoby z zaburzeniami psychicznymi i to jest również ogromny problem. Wielu ludzi nie chce się leczyć ze względu na to, że boi się społecznego ostracyzmu lub utraty pracy.
Profesora nie dziwi fakt, że w Niemczech, gdzie psychiatrzy bardzo zwracają uwagę na zachowanie tajemnicy lekarskiej, nie poinformowano pracodawcy Andreasa Lubitza o jego zaburzeniach psychicznych. Przypomnijmy, że pilot Germanwings, popełniając samobójstwo doprowadził do śmierci 150 osób.
– Proszę pamiętać, że w czasie tej katastrofy inne 150 osób miało takie zaufanie do niemieckich lekarzy psychiatrów, że skorzystało z ich porady i dzięki temu nie popełniło samobójstwa.
A w miasteczku na wschodzie Polski życie płynie dalej, pewnie za jakiś czas zapomną o młodej mamie, która wyskoczyła z okna. Pewnie będą musieli przenieść plac zabaw, obok którego upadła, bo teraz nikt nie chce przychodzić tam z dziećmi.