Janusz Piechociński przestrzega, że Platforma Obywatelska może mieć duży problem z wygraniem październikowych wyborów, m.in. ze względu na rozleniwienie swoich polityków.
Janusz Piechociński przestrzega, że Platforma Obywatelska może mieć duży problem z wygraniem październikowych wyborów, m.in. ze względu na rozleniwienie swoich polityków. Fot. Przemek Wierzchowski / Agencja Gazeta

Janusz Piechociński przyznaje, że Platforma Obywatelska może mieć nie lada problem z wygraniem wyborów parlamentarnych. Tusk wyeksploatował ją przez sześć lat swoich rządów i teraz niełatwo jest powrócić do dawnej formy. Zapowiada jednak, że najlepszy scenariusz dla Polski to – mimo obecnych konfliktów – wielka koalicja PO-PiS-PSL.

REKLAMA
„Tak” dla wielkiej koalicji PO-PiS-PSL
Wicepremier przekonywał, że trwający przez lata konflikt między dwiema największymi partiami zniszczył polską politykę i doprowadził ją do skrajnej niewydolności. Zdaniem Piechocińskiego, konflikt PO-PiS napędza obie partie tylko do wyborów parlamentarnych, ale zaraz po nich przestanie mieć rację bytu. – Do wydania będzie 300 mld zł z nowego budżetu UE, ostatniego tak hojnego dla Polski – mówi w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”.
Piechociński przyznaje, że obydwa ugrupowania będą miały po wyborach trudne zadanie, ponieważ zarówno Ewa Kopacz jak i Beata Szydło nie szczędzą obietnic wyborczych i rozbudzają złudne nadzieje Polaków.
Janusz Piechociński

Platforma ma ponad 200 posłów i kilkudziesięciu senatorów. Większość z nich rozleniwiły realia rządów Tuska – jego ekipa, zgromadzone pieniądze i życzliwe media pomagały wygrywać wybory. Dziś są pogubieni. Ewa Kopacz musi potrząsnąć partią i zdeterminować ją do wygranej. Czytaj więcej

W PiS ekonomiczni ignoranci?
Sam wobec porozumienia z PiS-em nie mówi jednoznacznego „nie”. Przekonuje, że koalicję wskazują wyborcy za pomocą swoich głosów i przypomina, że podczas dwuletnich rządów partii Jarosława Kaczyńskiego niejednokrotnie proponowano ludowcom rządowe porozumienie. Dziś Piechociński przyznaje jednak, że z PiS ma „konkretny problem”, którym jest brak polityków znających się na finansach i ekonomii. – Z kim w tej partii mogę poważnie porozmawiać o gospodarce? Nie chcę się licytować na wiek emerytalny, podatki i kwotę wolną, bo to demagogia – mówi.
Batalia wewnątrz PSL
Lider PSL skomentował także ostatnie zamieszanie wewnątrz własnej partii. Przyznał, że mimo prób jego odwołania – panuje nad sytuacją. – Wygrałem w tej rozgrywce, a wynik poszedł w świat – mówi. Na pytanie, dlaczego część ludowców chciała wypowiedzieć mu swoje posłuszeństwo odpowiada, że to konsekwencja wystawienia własnego kandydata w wyborach. Część członków od początku domagała się bowiem poparcia Bronisława Komorowskiego.
Do odwołania Piechocińskiego otwarcie zachęcał również Waldemar Pawlak, o czym informowaliśmy w NaTemat. Były wieloletni lider ludowców przekonywał, że w polityce na emeryturę powinno przechodzić się znacznie wcześniej niż w wieku 67 lat. Przychodzą nowi młodsi ludzie i to właśnie im należy dać szansę.
Janusz Piechociński

Nawet po tej operacji żadna głowa nie spadła. Buntownicy dostali proste zadanie: potwierdźcie swoje przygotowanie do przywództwa poprzez wynik w wyborach parlamentarnych. Czytaj więcej

Piechociński snuje też pierwsze prognozy dotyczące wyniku konkurencyjnych ugrupowań. Nie wierzy w sukces ani SLD, ani ugrupowania Kukiza. Pierwszym wróży nieprzekroczenie 5-procentowego progu, natomiast Pawłowi Kukizowi nieutrzymanie wysokiego kilkunastoprocentowego poparcia.
Polskie Stronnictwo Ludowe – zdaniem wicepremiera – musi mieć i będzie miało około 12 proc. – Na pewno scena po wyborach nie będzie stabilna (…) I dlatego warto wokół PSL budować stabilne, polskie odpowiedzialne centrum – podsumowuje.
Źródło: "Rzeczpospolita"