Zamiast pięciu lat na uczelni, dostaniesz go w pięć dni. Handel fałszywkami kwitnie.
Zamiast pięciu lat na uczelni, dostaniesz go w pięć dni. Handel fałszywkami kwitnie. Fot. Przemek Wierzchowski / Agencja Gazeta

Nie można studiować w przyspieszonym trybie. Przy pomyślnych wiatrach, dozie szczęścia i pracowitości, dyplom magistra można uzyskać po pięciu latach. Albo...po kilku dniach. Droga na skróty wiedzie przez internet. To właśnie tam można znaleźć zatrzęsienie ogłoszeń oferujących nam tytuł magistra w tydzień. Jest szybko i profesjonalnie – jak zapewniają fałszerze, pomagający innym dołączyć do elitarnego grona wyedukowanych Polaków z "mgr" przez nazwiskiem. Szara strefa z dyplomami w sieci kwitnie.

REKLAMA
Dyplom w cenie
Studiowanie to dla jednych fajna przygoda połączona z nauką, a dla innych lata wyjęte z życia. Ci, którym nie chciało się tracić czasu na studia, już dawno temu opatentowali metody na skrócenie żmudnego procesu kształcenia się. Zgłaszali się do tych, którzy z pisania prac licencjackich i magisterskich zrobili biznes. Czysty zysk, dla jednej i dla drugiej strony. Delikwent, któremu się nie chce, ma czas dla siebie, a ghostwritter kolejne zlecenie.
Wszystko jednak wskazuje na to, że da się zaoszczędzić znacznie więcej czasu, niż godziny, które planowo poświęcilibyśmy na pisanie pracy magisterskiej. Słynna narodowa cecha – cwaniakowanie – i w tym wypadku daje o sobie znać, a coraz więcej osób korzysta z usług fałszerzy, którzy od ręki załatwiają dyplom wyższych uczelni. I rzeczywiście, wygląda na to, że robią to bardzo profesjonalnie, a dyplomów nie produkują "na kolanie". Jeśli wierzyć niektórym fałszerzom, do których się zwróciłam, to lewy dyplom uczelni jest nie do odróżnienia od oryginału.
logo
FOT. TOMASZ KAMINSKI / AGENCJA GAZETA
– Wykonujemy je na papierze pochodzącym z tej samej introligatorni, w której zaopatrują się prawie wszystkie polskie szkoły. Papier ma znak wodny, specjalne włókna zabezpieczające, niewidoczne w świetle dziennym i aktywne w świetle UV, zabezpieczenia chemiczne zapobiegające próbom usuwania lub przerabiania treści – zapewniają mnie w mailu fałszerze.
Takie kuźnie "magistrów" nie ograniczają się jedynie do produkowania fałszywych dyplomów uczelni wyższych. Oferta jest bogata, a dla fałszerzy nie ma, zdawać by się mogło, dokumentów nie do podrobienia. Można sobie wyrabiać papiery czeladnika, podyplomówki, zaświadczenia o ukończeniu kursów, szkoleń, prawo jazdy, dowód, legitymację. Magister to jednak najpopularniejszy produkt z tej kategorii.
Chcesz mieć dyplom? To płać!
Fałszywe dyplomy powstają w ekspresowym tempie. Najszybciej można je zdobyć już w przeciągu doby. Standardem jest jednak oczekiwanie przez 5-10 dni. Żeby kupić dyplom, trzeba sięgnąć głęboko do portfela. Cena dyplomu waha się od ok. 1000 zł do nawet 8 tys. zł. Średnio za dyplom trzeba wysupłać ok. 2 tys. zł. Sporo i na pewno nie na każdą studencką kieszeń. Niektórzy wymagają zaliczek, najczęściej w postaci 30 proc. całej kwoty. W wielu wypadkach, opłata ogranicza się jednak do jednorazowego spotkania bądź przelewu.
logo
W sieci roi się od podobnych ogłoszeń. ogloszenia24.pl
Fałszerze dzielą się na dwie grupy. Tych, którzy oferują dyplomy w, jak zapewniają, celach kolekcjonerskich i na tych, którzy nie tylko zapewnią dyplom, ale go "zalegalizują". W przypadku dyplomów kolekcjonerskich, fałszerze utrzymują, że nie obchodzi ich, jaki użytek z "kolekcjonerskiego" dyplomu zrobi nabywca. To też sposób na policję – tego samego chwytu z wyrobami kolekcjonerskimi przez długi czas używały sklepy z dopalaczami.
logo
Tak fałszerze nauczyli się obchodzić prawo zakazujące fałszowania dokumentów, w tym dyplomów. kolekcjonerart.pl
Fałszerze włamują się na uczelnie?
A co oznacza legalizacja? Tutaj sprawa zaczyna się robić naprawdę interesująca. Zgłaszam się do jednego z fałszerzy i pytam o dyplom. W odpowiedzi dostaję maila, w którym przekonuje mnie, że mogę mieć dyplom w wersji dla bardziej wymagających. "Jeśli mielibyśmy także zająć się wpisem do ksiąg uczelni i przeprowadzić pełną legalizację – musielibyśmy wiedzieć, jaka uczelnia Panią interesuje?" – pisze zachęcająco. Rzucam, że jestem zainteresowana Uniwersytetem Mikołaja Kopernika w Toruniu.
Po upływie niecałej godziny dostaję kolejną odpowiedź. – Uniwersytet Mikołaja Kopernika jest nam bardzo dobrze znany, zatem i czas realizacji będzie znacznie krótszy – na skompletowanie całej dokumentacji potrzebowalibyśmy ok. 5 dni. Wpis do ksiąg uczelni, przy studiach magisterskich na kierunku Prawo – to koszt 1350zł – odpowiada. Dzwonię na uniwersytet, ale ostatecznie nie znajduje się chętny, który by ze mną o tym porozmawiał. Telefonuje na inne uczelnie (w Lublinie i Łodzi), jednak nikt z pracowników uniwersytetu nie wie o tym, żeby ktoś miał bezprawnie buszować w dyplomach studentów. W dziekanacie na Uniwersytecie Jagielońskim słyszę, że taka praktyka jest wręcz niemożliwa, a pracownica dziekanatu wydaje się szczerze zaskoczona pomysłem, że ktoś mógłby podrzucać na uczelnie tak ważne dokumenty.
logo
Fragment korespondencji ze "sprzedawcą" dyplomów.
Kiedy dopytuję fałszerza, jak mogę przekonać się, czy mój dyplom będzie legalny, dowiaduje się, że "Legalność dyplomu (którą zapewniamy i gwarantujemy) można zweryfikować np. poprzez odebranie duplikatu odpisu swojego dyplomu – będzie on identyczny z tym, który wystawimy Pani my. Poza tym – co oczywiste, sama obecność tego dokumentu na uczelni świadczy właściwie o wszystkim" – zapewnia. Taka "legalizacja" jest oczywiście dodatkowo płatna. Na ten cel trzeba przeznaczyć ponad najmniej ponad 1000 zł. Niektórzy sprzedawcy dyplomów oferują zniżki, a ceny można negocjować.
Kto chodzi z fałszywką pod pachą?
Często mówi się, że papierek z uczelni nic nie znaczy, a pracodawca, który chce, żeby mu go przedłożyć, należy do rzadkości. Zdarzają się jednak szefowie-nadgorliwcy. Wówczas nie ma zmiłuj, a jeśli przypadkiem przechwalaliśmy się w CV o naszych edukacyjnych sukcesach, musimy albo przyznać się do kłamstwa i podkoloryzowania życiorysu, albo, jak np. Kuba, zwrócić się do fałszerza z prośbą o wyrobienie dyplomu. Kuba wrzucił swoje ogłoszenie na jeden z większych portali kojarzących oferujących swoje usługi i ich klientów. W opisie zaznaczył, że jest w podbramkowej sytuacji, bo "szef go ciśnie" i chce zobaczyć dokumenty.
Takich jak Kuba jest najwięcej. Inni nie chcą świecić oczami przed zawiedzioną rodziną. To właśnie dwa najpowszechniejsze powody, dla których chcemy uzyskać lewy dyplom. Czy to się opłaca? Jeśli wierzyć przysłowiu o kłamstwie o krótkich nogach, to na pewno nie. To też nie w porządku w stosunku do osób, które często w pocie czoła zdobyły tytuł magistra na uczelni wyższej. Nie wspominając o tym, że posługiwanie się fałszywymi dokumentami jest najzwyczajniej w świecie nielegalne. Można się jednak przez chwilę uśmiechnąć na myśl o tym, że zamiast pięcioletniej harówki na uczelni, nasz dyplom powstał podczas...pięciodniowej pracy wprawnego fałszerza, a jego zdobycie było dziecinnie proste

Napisz do autora: dominika.majewska@natemat.pl