
Czytając komentarze w dyskusji o przyjmowaniu imigrantów z Afryki i Bliskiego Wschodu można wnioskować, że Polacy bronią się przed uchodźcami i masowo odmawiają im pomocy. To jednak pułapka postrzegania rzeczywistości tylko przez pryzmat internetowego hejtu. Badania pokazują co innego – nie tylko chcemy przyjmować uchodźców, ale też nie przeszkadza nam, gdy stają się naszymi sąsiadami.
Do Polski już wkrótce może trafić dwa tysiące uchodźców z Syrii i Erytrei. Deklarację w tej sprawie miał złożyć na spotkaniu ministrów spraw wewnętrznych państw Unii Europejskiej przedstawiciel polskiego rządu. To już kolejna odsłona burzliwej dyskusji, która od miesięcy otacza kwestię międzynarodowych migracji. W Polsce skupia się ona głównie na wątku religijnym. Unia chce, byśmy przyjęli muzułmanów, których - jak głosi powszechny sąd - boimy się, nie chcemy i których ewentualne przybycie spotka się w najlepszym wypadku z wrogością, w najgorszym - z agresją.
Tylko czy tak jest rzeczywiście? Nie ulega wątpliwości, że polityka polskiego rządu nie sprzyja imigrantom. W ubiegłym roku azyl w naszym kraju znalazły jedynie 732 osoby. W tym samym czasie takiego prawa odmówiono ponad dwóm tysiącom uchodźców. To jednak wciąż nie uprawnia do stawiania tezy, że także społeczeństwo chętnie zamyka drzwi przed szukającymi azylu. Wnioski, które płyną z przeprowadzanych w ostatnich latach badań w tym zakresie, przynoszą inne wnioski. Czasem wzajemnie się wykluczają, ale generalnie płynie z nich obraz bardziej tolerancyjnej Polski niż ta chociażby z tekstu w "Guardianie".
Generalnie stosunek do udzielania pomocy uchodźcom jest pozytywny, sprzeciw wobec ich przyjmowania wyraża zdecydowana mniejszość. Jednak odnosząc się do konkretnych sytuacji, w których Polska miałaby przyznać status uchodźcy określonym grupom, badani częściej mają wątpliwości co do zasadności takiego postępowania.
Na tym nie koniec. O ile nie może dziwić, że dziś, szczególnie po ostatnich zamachach terrorystycznych, deklarujemy sceptycyzm wobec planów sprowadzania uchodźców, o tyle uderzająca jest różnica w podejściu do praktycznego wymiaru imigracji.
91 proc. Polaków nie miałaby nic przeciwko temu, by ich sąsiadem był przedstawiciel innej rasy lub narodowości. Tak wskazało inne badanie przeprowadzone rok temu. Pokazało też, że przytłaczająca większość społeczeństwa woli mieć w sąsiedztwie osobę innego wyznania niż np. członka sekty czy prostytutkę.
Ta ostatnia wypowiedź wydaje się kluczowa, jeśli chodzi o ocenę tego, czy Polacy akceptują islamskich uchodźców czy też nie. Sondaże, komentarze publicystów, wpisy w internecie mówią, że jesteśmy przeciwko i kropka. Ale gdy już uchodźca trafia do Polski, gdy "ginie" w społeczeństwie i przestaje być obiektem zainteresowania, stosunek się zmienia. W rozmowach z muzułmanami mieszkającymi w Polsce (jak ta z Czeczenem z Warsawy czy z zawodnikiem MMA Mamedem Khalidovem) powtarza się wniosek, że sytuacji konfliktowych z Polakami właściwie nie ma. Jeśli są, to nieliczne, choć potrafią być drastyczne.
Napisz do autora: michal.gasior@natemat.pl
