Po ustaleniach w sprawie wspólnego programu, nadszedł czas na listy. Lewica dzieli między siebie wyborczy tort, a pierwsze doniesienia pokazują, że większość jego kawałków trafia w ręce SLD. Na „jedynkach” dobrze znana, stara gwardia: Miller, Senyszyn, Czarzasty lub Iwiński. Pozostali działacze szybko informacje dementują i przekonują, że negocjacje ciągle trwają, a ujawnione nazwiska to celowy przeciek Sojuszu, który chce w ten sposób zwiększyć swoją pozycję negocjacyjną.
Z ramienia SLD Leszek Miller będzie numerem jeden w Gdyni, Joanna Senyszyn w Gdańsku, w okręgu podwarszawskim Katarzyna Piekarska, w Płocku Włodzimierz Czarzasty, w Toruniu Jerzy Wenderlich, w Olsztynie Tadeusz Iwiński, we Wrocławiu Wincenty Elsner, w Sosnowcu Krzysztof Gawkowski, a w Łodzi - Dariusz Joński. Czytaj więcej
Koalicja SLD + TR
Z nieoficjalnych informacji wiadomo też, że Twój Ruch dostaje „jedynek” mniej, ale za to – na czele z Barbarą Nowacką – zdobywa prestiżową Warszawę. – Stolica jako arena starcia liderów z poszczególnych ugrupowań powinna być w takim rozdaniu liczona podwójnie, a nawet potrójnie – mówi nam jeden z polityków SLD.
Niedługo po opublikowaniu listy potencjalnych „lokomotyw” zaczęły się również pierwsze sprostowania. Potencjalne rozdanie pokazuje bowiem, że z wielkiego zjednoczenia kilkunastu ugrupowań, które rozpoczynały rozmowy pod szyldem OPZZ pozostała jedynie koalicja Sojuszu i Twojego Ruchu. Gdzie są pozostali?
Zgodnie z „przeciekami”, co najmniej jedną „jedynkę” otrzymać ma również kilkuosobowa polityczna hybryda Wolność i Równość. Wśród potencjalnych kandydatów na owe miejsce wymienia się Wandę Nowicką, Roberta Kwiatkowskiego i Jana Hartmana.
Zieloni: Nie jesteśmy przystawką. Liczymy na „jedynki”
„Rzekome jedynki to spekulacje medialne. Rozmowy trwają” – pisze na Twitterze Partia Zieloni, a jeden z jej liderów w rozmowie z naTemat przekonuje: „Wszystko jest na dobrej drodze”. Listą jedynek (na których nikogo spośród Zielonych przecież nie ma) się nie martwi. – Nie ma nas, bo nie my robiliśmy ten przeciek – dodaje.
Zieloni – choć kreowani trochę jak polityczna „przystawka” do duetu SLD+TR liczą na co najmniej dwie biorące „jedynki”. – Jesteśmy ważnym elementem tego porozumienia. Wnosimy do niego świeżość i wiarygodność, a na dodatek na swoich listach zachowujemy pełen parytet – komentuje działacz partii. Jednocześnie nie zgadza się z tym, że Zieloni to „przystawka”. – Fakt, że się nas nie pokazuje to subiektywy wybór mediów, za który nie odpowiadamy. Jestem pewien, że po zawarciu porozumienia będzie się o nas mówiło w takim samym stopniu – dodaje.
Informacje dementuje też Twój Ruch, który – podobnie jak Zieloni – przekonuje, że to tylko spekulacje, choć politycy tej partii przyznają, że o Lublin i Bydgoszcz walczyli i walczyć będą. Nowacka w Warszawie to – jak dodają „oczywistość”, często udziela się w różnych akcjach, jest w stolicy znana, aktywna i na pewno zdobędzie dobry wynik.
Gdzie się podziało OPZZ?
Inicjatorem działań na rzecz zjednoczenia było – jak pamiętamy – OPZZ. Dziś związki zawodowe przyglądają się wszystkiemu nieco z boku. – Formalnie związki zawodowe nie mogą stać się częścią koalicji, ale kilku naszych członków powinno się znaleźć na listach – przyznaje w rozmowie z naTemat Piotr Szumlewicz, dziennikarz i doradca OPZZ, który także brał udział w wielu rozmowach. – Listy na lewicy muszą być wypełnione osobowościami wyrazistymi, a niekoniecznie partyjnymi – dodaje.
Szumlewicz przyznaje też, że niektóre nazwiska wymienione rano w TVN24 mocno go zaskoczyły. Do tej pory – przynajmniej na forum oficjalnym – mówiło się raczej jedynie o okręgach, w których poszczególne ugrupowania chciałyby dowodzić. Z drugiej strony zarówno SLD, jak i TR od początku stawiali sprawę jasno – nasi liderzy muszą znaleźć się na tzw. „jedynkach biorących”.
I tu pojawia się problem, bowiem w przypadku lawirującej na granicy progu lewicy, kwestia miejsc „biorących” pozostaje mocno ograniczona. Walka jest zacięta. Wszyscy – nawet kompletnie nieznane ugrupowania typu Ruch Odrodzenia Edwarda Gierka chcą dla siebie nawet po 5-6 „jedynek”.
„Nowe” twarze lewicy
W najbliższą sobotę poszczególne ugrupowania rozpoczną rozmowy o tym, jaką formę obierze ich porozumienie, a dopiero potem mają rozpocząć się oficjalne dyskusje o nazwiskach. To wszystko, co obserwujemy obecnie pokazuje, że zanim uda się dojść do porozumienia (o ile w ogóle się uda), wszystko będzie się zmieniać jak w kalejdoskopie.
Z drugiej strony, nieoficjalne rozmowy w sprawie „jedynek” trwają od dawna, a zaprezentowane przez TVN24 nazwiska (nawet jeśli są celowym przeciekiem) tak czy siak zajmą wysokie miejsca. Nie ma wśród nich zbyt wielu polityków młodszego pokolenia. Oprócz Gawkowskiego i Jońskiego, liderami są Miller, Czarzasty czy Senyszyn. Dlaczego? Jedni przekonują, że SLD nie ma się co odmładzać na siłę, bo to i tak nie doda im dodatkowych punktów w sondażach, inni mówią wprost – młodzi nie chcą później słuchać, że „zawalili sprawę”. Często są na początku swojej kariery, nie mają zbyt dużej rozpoznawalności, ustępują więc miejsca starszym, a ci szczególnie się nie wzbraniają.
Porozumienie na lewicy wygląda trochę jak tykająca bomba. Z jednej strony każdy robi co może, aby ugrać dla siebie jak najwięcej (stąd informacje o celowych przeciekach). Z drugiej, reprezentanci poszczególnych stron boją się, że wystarczy jeden niepotrzebny ruch i wszystko legnie w gruzach. Bardziej jednak obawiają się nie tego, że koalicja zakończy się fiaskiem, lecz tego, iż to właśnie oni zostaną obarczeni winą za to, że się nie udało.
Koalicja na lewicy powinna być szersza. To, co widzimy obecnie to pewne politykierstwo ze strony SLD i TR. Na miejscu Nowackiej czy Millera zaprosiłbym także innych działaczy. Sebastiana Koćwina z OPZZ, Annę Grodzką czy Joannę Erbel z Zielonym. Sam także chętnie bym wystartował. Szerszy sojusz uwiarygodniłby nasze listy.