Jeśli PiS wygra wybory parlamentarne, to „w uzgodnieniu z episkopatem” zmieni prawo dotyczące leczenia niepłodności – taką deklarację złożył w czwartek senator PiS Stanisław Kogut. W kolejnej odsłonie „Bez autoryzacji” precyzuje swoje słowa: „To była tylko moja opinia, żadne oficjalne ustalenia”. Wspomina też słynną debatę o in vitro w Senacie, którą ocenia... pozytywnie. „Była bardzo merytoryczna” – przekonuje.
Panie Senatorze, w jednym z wywiadów przyznał Pan, że Prawo i Sprawiedliwość ma zespół, który w uzgodnieniu z Episkopatem będzie zmieniał prawo dotyczące leczenia niepłodności. Co to za zespół? Kto będzie wchodził w jego skład?
Stanisław Kogut: Przejęzyczyłem się. Żadnego takiego zespołu nie ma. W Radiu Kraków (bo tam padła ta wypowiedź – dop. red.) wyrażałem tylko swoje poglądy, a nie stanowisko Prawa i Sprawiedliwości. Moja wypowiedź została trochę źle odebrana przez słuchaczy.
Ale wplątał Pan w ten zespół także Episkopat...?
Niesłusznie. Nie mam uprawnień, aby wypowiadać się jako przedstawiciel Episkopatu Polski. Nie wiem, jak Kościół będzie chciał postąpić w tej sprawie, czy byłby zainteresowany powołanie takiego zespołu.
Czyli to na razie tylko takie przypuszczenia? A wśród innych senatorów rozmawia się o takim zespole? Chciałby Pan, żeby coś takiego powstało po ewentualnym zwycięstwie Prawa i Sprawiedliwości?
Nie, na razie nie poruszaliśmy tego tematu. Czy ja bym chciał? Może i tak, ale to nie ja podejmuje tego typu decyzje. Mogę, podobnie jak większość senatorów, jedynie sugerować pewne pomysły, zgłaszać coś, co chciałbym, żeby zostało zmienione. Ale ostateczne działania będą podejmowane na poziomie władz partii.
Potrzebna jest zmiana nowego prawa?
Myślę, że tak. Ja jestem konserwatywny, wszyscy znają moją opinię na temat in vitro i innych spraw światopoglądowych. Uważam, że musimy tworzyć takie prawo, które zapewni ochronę ludzkiego życia. Ustawa o in vitro to życie niszczy i nie powinniśmy jej przyjmować. In vitro nie leczy z niepłodności, wręcz przeciwne. Już wczoraj mówiłem, że od 20 do 30, a nawet do 40 proc. dzieci, które urodziły się tą metodą choruje częściej niż inne dzieci.
Skąd są te dane? Ma Pan jakieś badania, raporty, które je potwierdzają?
To są opinie różnych ekspertów – nazwisk teraz nie przytoczę – ale czytałem na ten temat dużo. Oni wszyscy też potwierdzają, że lepszym rozwiązaniem jest również wspominana często przeze mnie naprotechnologia.
Dlaczego jest lepsza?
Bo naprotechnologia leczy, a in vitro nie. Potwierdzone przypadki znajdziemy chociażby w Poznaniu, gdzie z metody tej skorzystało 170 małżeństw i udało się wyleczyć 70 proc. z nich.
Wczoraj na antenie powiedział Pan, że metodę tą popiera też Episkopat...
Tak, to ważne, ale wyniki badań są najważniejsze.
Jak Pan ocenia rolę Kościoła w polskiej polityce?
Kościół to my wszyscy, w tym też politycy. To normalne, że te dwie sfery się przenikają, ale nie powiedziałbym, żeby kościół ingerował zbyt mocno w tą politykę i nie chciałbym, żeby to robił.
Jeszcze raz podkreślę, że moje słowa zostały źle odczytane. Nie wiem jakie plany ma Episkopat.
A list arcybiskupa Gądeckiego do prezydenta Komorowskiego, aby nie podpisywał ustawy o in vitro to Pana zdaniem, jest już ingerencja czy nie?
Absolutnie nie. Przepraszam bardzo, Kościół to my. Biskup Gądecki, przewodniczący Episkopatu ma prawo wystąpić z taką opinią. To nie jest żadna ingerencja. Oni wypowiadali zdanie chrześcijan w tej sprawie, bo to dotyczy przede wszystkim ochrony życia, a nie polityki.
Ale ochrona życia w tym przypadku łączy się z polityką.
Niekoniecznie.
Po podpisaniu przez prezydenta ustawy o in vitro powiedział Pan, że Bronisław Komorowski sam się ekskomunikował. To dość ostra ocena...
Ostra? Nie. Jak inaczej nazwać sytuację, w której dana osoba postępuje wbrew swojemu sumieniu i wbrew swojej wierze, a Bronisław Komorowski tak właśnie zrobił. Mało tego, postąpił też wbrew prawu, bo Konstytucja RP zapewnia ochronę ludzkiego życia, a ustawa o in vitro mu zagraża.
Chciałabym jeszcze na moment wrócić do tej słynnej debaty o in vitro w Senacie. Ona wprawdzie miała miejsce już dosyć dawno, ale ciągle się o niej mówi. Jak z Pana perspektywy wyglądało to, co się na tej sali działo?
Uważam, że ta debata była bardzo owocna i bardzo merytoryczna. Wynik był co prawda przesądzony. Pani Ewa Kopacz z góry zarządziła swoim senatorom, że mają głosować „za” i zagroziła, że ci którzy będą przeciw nie będą mieli poparcia w najbliższych wyborach. Mimo wszystko, składaliśmy tyle poprawek i robiliśmy co mogliśmy, żeby jakoś na tą decyzję jeszcze wpłynąć. Mimo wszystko, w PO część senatorów także zagłosowała przeciw i to warto przypominać.