Nie lubimy elit, oj nie. I nieważne, czy chodzi o elity polityczne, artystyczne czy intelektualne – chociaż tym ostatnim odrywa się najdelikatniej. Nasza niechęć jest wręcz mityczna i, co gorsza dla elit, a lepsza dla ich przeciwników – idealnie wpisuje się w pojęcie wiecznie żywej walki klas. Równi i równiejsi – ten podział nie jest i nigdy nie był wydumany. Czy jest się na co obruszać? O odwiecznym sporze przypomniała nam właśnie polemika Wojciecha Pszoniaka, aktora z Grzegorzem Sroczyńskim, dziennikarzem.
Aktor z elit kontra dziennikarz - reprezentant "zwykłych ludzi"
Wojciech Pszoniak w wywiadzie udzielonym Donacie Subbotko dla Magazynu Świątecznego był bardzo rozmowny. Mówił o swoim życiu w Paryżu, pani sklepikarce z pobliskiej piekarni, o swoich politycznych sympatiach i nieszczęsnej karcie win z warszawskiej restauracji na Żoliborzu.
– Wczoraj byłem na kolacji w restauracji na Żoliborzu. Pytają mnie, jakie chcę wino. Karty nie mają, tylko żebym powiedział, czy chcę ostrzejsze, czy łagodniejsze. Powiedziałem, że ostrzejszy to może być nóż. Wstałem i wyszedłem – mówił.
Ten niewinny z pozoru komentarz można było potraktować z przymrużeniem oka, jako lekką, ale niegroźną fanaberię znanego aktora, który od lat żyje w kraju słynącego z win, albo jako gest sprzeciwu wobec ignorancji kelnera, którego obowiązkiem powinna być dobra znajomość win. Grzegorz Sroczyński, dziennikarz inaczej zrozumiał słowa Pszoniaka.
– Ciekawe, co w takich sytuacjach myślą ekspedientki i kelnerzy, czego się uczą? Pewnie tego, że przywilejem elity jest traktowanie innych ludzi z góry. Po to się robi karierę, żeby kiwać palcem i pouczać. Polscy celebryci – zwłaszcza ci świeżego chowu – znani są z tego, że w restauracjach po pięć razy wymieniają espresso, bo nie dość gorące, wywracają stoliki z powodu braku mleka sojowego, odsyłają dania kucharzowi, bo "prawdziwe japońskie sushi powinno być inaczej zwinięte" itd., itp. Niektóre z tych zachowań noszą wszelkie cechy tęsknoty za folwarkiem – napisał w odpowiedzi na wywiad aktora.
Sroczyński słusznie wytknął Pszoniakowi to, że sytuuje się w wyżej w hierarchii społecznej niż, dajmy na to, nieszczęsny kelner, który zamiast sowitego napiwku, zobaczył plecy wychodzącego z lokalu aktora. Według dziennikarza aktor, który należy do elit, ma też wypaczone wyobrażenie o równości. Długo nie było trzeba czekać na reakcję Pszoniaka. Odpisał, wyraźnie zirytowany i zaprzeczył zarzutom stawianym mu przez Sroczyńskiego. – Nie pogardzam ludźmi – podkreślił.
Co wynika z tego publicystycznego pojedynku, gdzie po jednej stronie barykady stoi zasłużony aktor, przedstawiciel elit, a naprzeciwko siebie ma dziennikarza, który chce być rzecznikiem zwykłych ludzi? Problem można spłycić do poziomu efektownej, ale zwykłej pyskówki, która od czasu do czasu wybucha w mediach, stając się powodem do podniety czytelników. Ale można też zauważyć problem gdzie indziej – w kryzysie polskich elit, które, nawet jeśli gdzieś tam majaczą, to do opinii publicznej są w stanie się przebić jedynie pogardliwą i nośną wzmianką o karcie win – tak jak miało to miejsce w przypadku Pszoniaka.
Elity są fe!..a nie powinny
Polacy wyjątkowo nieprzychylnie patrzą na tzw. elity. Samo określenie kogoś mianem elity, jest jakoś piętnujące i na pewno nie przysparza obdarzonemu takim określeniem splendoru. To pojęcie na przestrzeni ostatnich lat mocno ewoluowało. Z przyczyn oczywistych, dzisiejsza elita nie oznacza tego, co dawniej.
Pojęcie "elita" stało się pogardliwym synonimem, odmienianym przez wszystkie możliwe przypadki w stosunku do osób, które zazwyczaj chce się zdyskredytować: polityków nie z naszej bajki, naukowców, których teorie nam nie w smak, czy muzyków, których muzyka nam nie odpowiada.Dość przytoczyć kilka określeń inspirowanych elitą, które swego czasu przebojem wdarły się do mediów, dzięki politykom i zjadliwym publicystom: "łże-elity", tzw. "salon", obmierzłe "wykształciuchy" – to właśnie te pseudoterminy nadały ton dzisiejszemu rozumieniu tej grupy społecznej. Skojarzenia też są jednoznaczne: należysz do elity? – na pewno masz bogatą rodzinę albo talent do robienia przekrętów. Polska ma problem z elitami, wyczuwa się to nawet jeśli nie namacalnie, to choćby intuicyjnie.
– Deficyt prawdziwych elit jest bodajże najbardziej dotkliwym deficytem współczesnej Polski. (...)Jest wiele – dalszych i bliższych – historycznych powodów tego faktu. Wszyscy je znamy: zabory, wojny, komunizm (...). Polska potrzebuje elit, by się uporządkować wewnętrznie i skutecznie bronić swoich interesów na zewnątrz. Niepowodzenie pod tym względem będzie oznaczało niewdzięczny los narodu-dostarczyciela talentów i "białych murzynów"dla innych europejskich krajów, (...), niepozwalającej na przezwyciężenie peryferyjności – napisał Jan Szonburg, prezes zarządu Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową , który w 2005 roku został wydawcą raportu o stanie polskich elit.
Tymczasem niechętny stosunek do elit może nie tylko stać się źle pojętą walką o równość w społeczeństwie, lecz także przyczynić się do tego, że żaden z przedstawicieli tej nielubianej "kasty" nie będzie miał najmniejszej ochoty na pomnażanie społecznego kapitału i nie będzie pełnił zaplecza dla reszty obywateli, a przecież taki przewodni sens powinno mieć to środowisko.
Zgoda opłaci się wszystkim
Przypadek skłóconego dziennikarza i aktora pokazują, jak trudno o dialog między elitami, a resztą społeczeństwa. Ewentualne projekty pogodzenia elit z zwykłymi mieszkańcami, grzęzną gdzieś między pretensjami, takimi jak ta Pszoniaka, który kręcił nosem na kelnera, a tymi, którzy w elitach widzą ucieleśnienie snobizmu, niezasłużonego sukcesu i równie nieuzasadnionej wyższości.
Winni tutaj są wszyscy – Pszoniak i jemu podobni, którzy protekcjonalnie patrzą na całą resztę, a cała "reszta", nie pozostaje dłużna i odwdzięcza się za takie traktowanie pięknym za nadobne. Na pewno nie jest tak, że, jak ironizuje Sroczyński "przywilejem elit jest traktowanie innych ludzi z góry." Ale nie jest też tak, że elity, jak zapewnia z kolei Wojciech Pszoniak, podobnie jak on sam, chętnie pochylają się nad sprawami zwykłych ludzi. Te odmienne stanowiska powinny spotkać się gdzieś w połowie drogi. Wtedy być może nie tylko Sroczyński i Pszoniak zakończą okładanie się ciosami, a mit "złego salonu", przestanie w końcu straszyć i odejdzie w zapomnienie.
Z elitami są problemy zawsze i wszędzie. Samo istnienie elit wiąże się z podstawowymi sprzecznościami między ważnymi wartościami społecznymi. Przede wszystkim z napięciem pomiędzy powszechnie dziś cenionym w kulturze zachodniej ideałem równości, a niezbędnością istnienia hierarchii społecznej. Czytaj więcej
Andrzej Nowak, prof. nauk humanistycznych, historyk
W szerszej perspektywie elity tworzą i zmieniają tkankę społeczeństwa, w którym istnieją. Tworzą sposoby myślenia o rzeczywistości, tworzą wartości, mogą ułatwić współdziałanie, pozwalają realizować bardziej odległe plany, tworzą rozwiązania trudnych problemów (...). Siłą napędową społeczeństwa są ważne rzadkie zdarzenia, spotkania kilku matematyków w kawiarni, poemat, idea, powstanie nurtu w literaturze czy odkrycie naukowe. Te rzadkie zdarzenia mają największą szansę zajść wśród elit. Czytaj więcej