Nie ustają zarzuty wobec Bronisława Komorowskiego za podpisanie ustawy o in vitro. Duchowni przekonują, że popełnił grzech ciężki i dopóki publicznie nie przyzna się do winy, nie może przystąpić do Komunii Św.
Nie ustają zarzuty wobec Bronisława Komorowskiego za podpisanie ustawy o in vitro. Duchowni przekonują, że popełnił grzech ciężki i dopóki publicznie nie przyzna się do winy, nie może przystąpić do Komunii Św. Fot. Paweł Małecki / Agencja Gazeta

Bronisław Komorowski postępuje wbrew swojemu sumieniu, wierze i przeciwko wszystkim katolikom – do zarzutów stawianych prezydentowi dochodzą kolejne, bardziej ostre i zarazem bardziej absurdalne. Komorowski „popełnił grzech ciężki” i nie może przyjmować Komunii Świętej. Aby ów grzech z siebie zdjąć, powinien publicznie oznajmić, że popełnił błąd.

REKLAMA
Tak brzmią wytyczne opublikowanie przez „Nasz Dziennik” specjalnie dla księży, którzy na mszy świętej dojrzą wśród wiernych zmierzającego do komunii Bronisława Komorowskiego. Zdaniem księdza Wojciecha Góralskiego z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego, duchowni mają obowiązek zwrócić mu uwagę i podkreślić, że dopóki poglądów o in vitro nie zmieni – do Komunii św. przystąpić nie ma prawa.
Publiczne zadośćuczynienie
Grzechu ciężkiego można się pozbyć poprzez sakrament pojednania. Zwykła spowiedź – zdaniem ks. Góralskiego – jednak nie wystarczy. Prezydent (a także wszyscy popierający stosowanie metody in vitro) musi publicznie przyznać się do popełnienia błędów i świadomego nawrócenia.
Ks. prof. Wojciech Góralski

Spowiednik może wskazać różne formy tego naprawienia szkód wynikających z grzechu ciężkiego. Idealnie byłoby, gdyby publicznie taka osoba oznajmiła, że popełniła błąd, głosując za in vitro, czy w przypadku prezydenta, podpisując ustawę.

Premier Ewa Kopacz, członkowie rządu i wszyscy, którzy podczas głosowania nad ustawą o in vitro podnieśli rękę na „tak” także nie są bez winy. Bezsprzecznie jednak największe „baty” za nowe prawo otrzymuje Bronisław Komorowski. To on – zdaniem przedstawicieli duchowieństwa, polityków i prawicowych publicystów – jest największym winowajcą „antykatolickich zmian”.
Porównanie do Hitlera
Sprzeciw wobec ustawy wyraził jako pierwszy przewodniczący Komisji Episkopatu Polski arcybiskup Stanisław Gądecki, który w specjalnym liście do prezydenta przekonywał, że w sprawach, w których chodzi o życie człowieka nie powinno być miejsca na kompromis. „Jak można było podpisać ustawę, w której rzeczowe argumenty są przesłonięte partyjnymi kalkulacjami i która ma swoje słabości?" – pytał.
Dla jednych – podpisanie ustawy o in vitro jest równoznaczne z „dokonaniem ekskomuniki” – takie zarzuty stawiał senator PiS Stanisław Kogut (znany z pamiętnej debaty o in vitro w Senacie. Dla innych – zachowaniem, którym nie powstydziłby się sam... Adolf Hitler. Porównanie do niemieckiego dyktatora pojawiło się w Radiu Maryja, w audycji w której brał udział sam ojciec Tadeusz Rydzyk. Jedna ze słuchaczek powiedziała o Komorowskimi: "jemu tylko wąsa przyprawić – to jest gorzej niż Hitler".
Ojciec Tadeusz Rydzyk

To nas nie tylko bulwersuje, co zrobił prezydent, i to ośmieszanie Kościoła, lekceważenie, w tym biorą udział parlamentarzyści jacyś, znajdują jakieś autorytety z tytułami profesorów…. A propos tych profesorów, to Hitler też miał profesorów, wykształconych ludzi i tę machinę zbrodni dokonywali".

Sprawą audycji zajęła się już prokuratura, która bada czy nie doszło do publicznego znieważenia polskiego (wciąż urzędującego) prezydenta, za co grozi do trzech lat więzienia. Zarzuty wobec Komorowskiego jednak nie ustają. „Judasz”, „rosyjski agent”, „Komoruski” – to tylko kilka z określeń, z którymi obecnie się spotyka.
Prezydent bez sumienia
In vitro nie przestaje (i pewnie prędko nie przestanie) budzić kontrowersji. Zdaniem wielu, ustawa – choć potrzebna – powinna być bardziej dopracowana. Przypomnijmy, że prezydent skierował do Trybunału Konstytucyjnego jeden z jej punktów, dotyczący pobierania komórek rozrodczych od dawcy, który jest niezdolny do świadomego wyrażenia zgody.
Jako całość, Bronisław Komorowski ustawę jednak zaakceptował. Podpisując akt przyznał, że nie chce być prezydentem ludzkich sumień, przez co sam został określony człowiekiem bez sumienia. Przy okazji, to właśnie on (a nie premier Kopacz) wziął na siebie wszelkie zarzuty, jakie wobec tego aktu się pojawiają – zarówno na tle prawnym, jak i moralnym.
Źródło: "Nasz Dziennik"