
"Czy Lis rzeczywiście to załatwił" – już od kilku tygodni głowiła się redakcja prawicowego portalu braci Karnowskich. Chodziło oczywiście o sprawę emisji w niemieckiej telewizji publicznej ZDF filmu Jana Komasy "Miasto 44". Karnowscy sugerowali, iż to nieprawda, że 2 sierpnia Niemcy zobaczyli ten film dzięki staraniom Tomasza Lisa u prezes wydawnictwa Axel Sprineger Mathiasa Döpfnera. Według polskich prawicowców, ci dwaj nie mieli z emisją filmu o Powstaniu Warszawskim w Niemczech zbyt wiele wspólnego. Jakież więc musiało być zdziwienie Karnowskich i spółki w niedzielny wieczór...
Emisja nawet 100 polskich filmów w niemieckich mediach nie przekona nas, że repolonizacja mediów jest błędem, ale to na marginesie. Ważniejsze jest pytanie: czy Lis rzeczywiście załatwił tę emisję? Czy rzeczywiście zdecydował dobry dzień i przychylny nastrój niemieckiego wydawcy? Mamy wątpliwości. Duże. Czytaj więcej
I tu "wielkie zaskoczenie". Kogo dziennikarze niemieckiej ZDF przedstawiają jako tego Polaka, który zabiegał, by ich rodacy zobaczyli "Miasto 44"? Tak, to jednak redaktor naczelny polskiej edycji "Newsweeka", który w tamtejszych wiadomościach tłumaczył między innymi, że Polacy chcą, by Niemcy zobaczyli ten film nie dlatego, by licytować się na krzywdy, a po prostu lepiej się wzajemnie rozumieć. – Chodzi o to, by pokazać, że to jest dla Polaków szalenie ważne – tłumaczył Tomasz Lis na antenie ZDF.
Napisz do autora: jakub.noch@natemat.pl
