Centralne dzielnice Warszawy przeżywały w weekend prawdziwe oblężenie. Tysiące osób przemieszczały się między najbardziej popularnymi muzeami, poznawały uroki Wisły oraz bawiły się na dniach Saskiej Kępy. To tylko magia festynów? Niekoniecznie. Jeszcze w niedzielę późnym wieczorem nadwiślańskie plaże i klubokawiarnie były pełne ludzi. Stolica wreszcie żywa!
- Kiedy byłem w Nowym Jorku widziałem, jak ludzie wieczorem wychodzą na ulice, siadają w parku czy na skwerze i zaczynają się bawić, gadać ze sobą, pić piwo. Zastanawiałem się wtedy, kiedy podobnej sytuacji doczekam się w Polsce - wspominał rano jeden z moich redakcyjnych kolegów. Szybko okazało się, że podobne wspomnienia ma każdy z nas: z Włoch, Turcji, Francji, a nawet Niemiec. I każdy zadawał sobie to samo pytanie, co nasz kolega. By poznać odpowiedź, wystarczyło wyjść w weekend na miasto.
W sobotę ulice wypełniły się ludźmi już przed południem. Nad rzekę ściągnęły ich Dni Wisły, na Saską Kępę przyciągnęło święto tej dzielnicy, a do Powsina pogoda sprzyjająca rowerowym wycieczkom na najbardziej popularnej trasie. Po południu
prawdziwe oblężenie przeżywał Stadion Syrenki, na którym trwały juwenaliowe koncerty, a wieczorem ulice prowadzące do najbardziej popularnych muzeów, które po raz dziewiąty otworzyły się w nocy. Przez cały weekend nie było gdzie wetknąć szpilki w restauracjach i kawiarniach przy Trakcie Królewskim, a ogniska na dzikich plażach wzdłuż Wisły paliły się jeszcze długo w niedzielę w nocy. Ci, którzy utyskiwali, że w Warszawa zamiera o zmroku, stracili powody do narzekań. Stolica wreszcie reanimowana?
Warszawa od dawna jest już prawie normalną metropolią europejską - nie ma wątpliwości Maciej Nowak, krytyk teatralny i kulinarny. - Festiwalizacja życia publicznego dotknęła również Polski. I nie ma to nic wspólnego z ciepłym klimatem, czy Nocą Muzeów. - To element sytuacji społecznej. W Warszawie również poza weekendem jest bardzo wiele lokali czynnych w nocy i - o dziwo - pełnych klientów - mówi.
Zdaniem Nowaka to, że zaczęliśmy wychodzić na ulice Warszawy jest spowodowane przede wszystkim rosnącą grubością naszego portfela. - Życie poza mieszkaniami jest jedną z cech późnego kapitalizmu - mówi.
- Może nie jesteśmy bogaci, ale czujemy się już na tyle osadzeni, że nauczyliśmy się korzystać z dóbr materialnych - dodaje Agnieszka Kręglicka, właścicielka sześciu stołecznych restauracji.
Okazuje się jednak, że nie tylko coraz lepsze zarobki i stabilizacja sprzyjają nocnemu życiu. Paradoksalnie - wychodzimy tym częściej, w im gorszych warunkach mieszkamy.
- W metropoliach zachodniej Europy mieszkania są bardzo małe i bardzo drogie. Przykładowo w Paryżu zrobiono badania, z których wynika, że statystyczny mieszkaniec ma dla siebie dziewięć metrów kwadratowych powierzchni. W takich warunkach nie ma tam przestrzeni do prowadzenia życia społecznego - uważa Maciej Nowak i dodaje, że podobne zjawisko obserwuje w stolicy. - Ogromna liczba młodych ludzi nie ma w domu miejsca, by przyjmować gości, czy się spotykać. Dlatego wychodzi - mówi.
Kręglicka uważa, że kawiarnianego życia nauczyliśmy się za granicą. - Mieszkańcy krajów śródziemnomorskich przodują w takiej formie bywania. Ze względu na temperaturę, ludzie mają też małe i ciemne mieszkania, dlatego spotykamy się na zewnątrz. Idea nam się spodobała, my też chcemy żeby było nam tak miło - przekonuje.
Widać to szczególnie przy sprzyjającej pogodzie. Ci, których na to stać, wybierają ogródki popularnych restauracji. Ci z cieńszym portfelem preferują Powsin, Pole Mokotowskie, Las Bielański i oba brzegi Wisły. Szczególnie to ostatnie miejsce ma zdaniem Nowaka potencjał.
- Wisłą jest fascynującym miejscem, a odkrywamy ją od niedawna. To jest przestrzeń, która żyje i ma wielki potencjał, bo daje możliwość kontaktu z prawdziwą naturą. Nie słychać w ogóle ruchu ulicznego, a kiedy dobrze się przyjrzeć można tam spotkać nawet bobry. Pod jednym z mostów. Niemal w środku stolicy - przekonuje.
A jak jest Waszym zdaniem? Też czujecie, że stolica wreszcie i na długo zaczęła tętnić życiem? A może to tylko zasługa kilku pikników i dobra passa skończy się wraz z dobrą pogodą?