Nie ma sensu walczyć z Biedronką. Lepiej się do niej przyłączyć i zarabiać na ruchu wokół sklepu
Nie ma sensu walczyć z Biedronką. Lepiej się do niej przyłączyć i zarabiać na ruchu wokół sklepu fot. Daniel Adamski / Agencja Gazeta

Do niedawna tam, gdzie pojawiała się Biedronka, tam umierał drobny handel. Teraz jest na odwrót. Sklepy najpopularniejszej sieci handlowej obrastają bazarkami i chodnikowymi kramami.

REKLAMA
Czy Dawid pokonał Goliata? – tak portal Beskidzka24 relacjonuje potyczkę właściciela ulicznego straganu z menedżerami Biedronki w Jasienicy (woj. śląskie). Rafał Pazik otworzył budkę z warzywami na działce sąsiadującej z parkingiem marketu, słusznie przewidując, że to atrakcyjne biznesowo miejsce. Zaraz potem okazało się, że część klientów marketu zamiast kupować warzywa w sklepie, wybiera produkty „od chłopa” z parkingu. – Wielu ludzi cieszy się, że po wyjściu z Biedronki może się zaopatrzyć za jednym zamachem u nas. Mam zupełnie inny towar, ekologiczny, wprost od producentów – mówił przedsiębiorca.
Rafał Pazik myślał, że nie stanowi groźnej konkurencji, ale ktoś menedżerów sklepu uznał, że najlepiej będzie zneutralizować przeciwnika. Najpierw warzywniak przesłoniła zaparkowana na stałe naczepa TIR. Dwa miesiące temu parking odgrodzono od warzywniaka płotem.
Jeronimo Martins Polska przekonuje, że nie ma nic przeciwko funkcjonowaniu biznesów obok jej marketów, o ile nie wchodzą na jej teren, działają oficjalnie i na zasadach rynkowych. W tym wypadku interwencję sieci sprowokowało to, że zaopatrzenie warzywniaka odbywało się z parkingu Biedronki. Sympatia klientów jest po stopnie słabszego przedsiębiorcy, choć wielu zauważa, że sprytnie podpiął się pod większy biznes. O atrakcyjności miejscówki pod Biedronką świadczy to, że mimo „trudnych warunków", nie zamierza dać się wysadzić z biznesu. Komedia trwa, bo Pazik nadal sprzedaje towar, tyle że podaje kalafiory i ziemniaki ponad płotem.
logo
Jasienica - warzywniak ogrodzony płotem od dyskontu Biedronka. fot. Lucek Cykarski / Agencja Gazeta
Jak w ulu
W sklepach Biedronki codziennie robi zakupy 4 miliony Polaków. Nowopowstały sklep niemal automatycznie ściąga do siebie większość konsumentów w promieniu 1,5 kilometra. Traciły na tym osiedlowe sklepiki, ale zyskiwały te w pobliżu popularnej sieci. Co szósty Polak robi zakupy tylko w Biedronce, a takiego ruchu jak tam, nie oferuje żaden bazar ani giełda.
Przekonał się o tym pan Tomasz z Olsztyna. Kilka miesięcy temu wydzierżawił plac obok parkingu Biedronki i otworzył autokomis. – Kiedy w weekend podjeżdża na zakupy cała rodzina, to mama idzie na zakupy, a ojciec z synem oglądają samochody – mówi w rozmowie z naTemat przedsiębiorca. Sprzedaje głównie auta z "segmentu ekonomicznego", używane, w cenie 5-20 tys. złotych. – Ilu kupujących zawdzięczam Biedronce, nie wiem, nie pytam każdego o motywację. Ale na pewno dzięki nim mam sporo gapiów. Decyzja o zakupie zależy od jakości oferowanych samochodów – dodaje.
Na portalu biznesforum.pl można przeczytać, że lokal handlowy w sąsiedztwie Biedronki to niemal gwarancja powodzenia.
Co otworzyć pod Biedronką?

Mam do dyspozycji lokal znajdujący się w tej samej posesji co market Biedronka. Miasto liczy 10 tys. mieszkańców, a gmina 20 tys.. Miasteczko leży 15 km od centrum Warszawy. Ruch w Biedronce jest duży, a w soboty na parkingu i całej posesji jest "kocioł". Może ktoś z was ma pomysł co można otworzyć w takim miejscu?

Inni biznesmeni doradzają ciucholand albo aptekę, bo profil ich klientów zbliżony jest do populacji zakupowiczów z Biedronki. Na dużym ruchu wokół sklepu skorzysta choćby salon fryzjerski, albo mała gastronomia. Mało tego, jeden z przedsiębiorców oferował pieniądze w zamian za informacje o planowanych inwestycjach Biedronki – wiadomo, że sieć chce wybudować jeszcze 400 sklepów. Wszędzie tam chciał zakładać salony z używaną odzieżą. To tylko dowodzi, że small biznes może żyć w symbiozie z gigantem, jak małe rybki zjadające pasożyty ze skóry wieloryba.
Na skrzydłach Biedronki
Barbara z Warszawy prowadziła sklep z alkoholami w apartamentowcu na Mokotowie. Kiedy obok na parterze powstała Biedronka nie miała szans konkurować. – Wódka u nich na półce była w tej samej cenie, po której ja kupowałam hurtownika. Mój sklep zapełniał się klientami tylko po godzinach zamknięcia dyskontu. Nie było szans by konkurować – opowiada właścicielka biznesu. W pół roku zamknęła monopol, ale otworzyła aptekę jednej z sieci franczyzowych. Farmaceutę znalazła przez ogłoszenie w prasie. Strzał w dziesiątkę, bo nagle okazało się, że co drugi klient wchodził do apteki z firmową reklamówką sąsiada zza ściany.
Pod Biedronkę podczepia się także duży biznes. W 20-tysięcznym Działdowie (warmińsko-mazurskie) powstało centrum handlowe, gdzie zainstalowała się Biedronka, a za nią salon tanich butów CCC, „włączający niskie ceny” Media Expert i dyskont budowlany. – To nowy format, w którym kilka ekonomicznych marek wspiera się generując znacznie większy ruch klientów niż każdy z tych sklepów w pojedynkę – tłumaczył dziennikarzom Dariusz Miłek, założyciel i prezes sieci obuwniczej CCC. W ten sposób biznes niskich cen napędza sobie obroty. Tak jest w małych miastach: Sztumie, Redzie. Na przykład galeria Dekada w Grójcu – w jednym punkcie jednoczy Biedronkę, drogerię Rossmann i aptekę. Taki układ sprawia, że biznes hula na pełnych obrotach.

Napisz do autora: tomasz.molga@natemat.pl