Właściciele sklepów CCC oraz giganta LPP (Reserved, House, Cropp, Mohito) wzbogacili się o kilkaset milionów złotych. Wystarczył rok gadania o kryzysie, zaciskaniu pasa, a klienci obsypali pieniędzmi firmy oferujące produkty w wyjątkowo niskich cenach.
Średni paragon w sklepie CCC to zaledwie kilkadziesiąt złotych, ale jeśli przemnożyć to przez ponad 20 mln par sprzedanych butów, cyfry zaczynają być oszałamiające. Dariusz Miłek założyciel i akcjonariusz największej w Polsce sieci sprzedaży butów, w jeden rok wzbogacił się o ponad 800 mln zł. Spółka CCC rok temu wyceniana była na około 3 mld złotych, dziś jest to już 4,7 mld, a pakiet 35 proc. akcji należących do biznesmena warty jest 1,9 mld zł. Biznesmen, inwestujący również w centra handlowe ma szanse wskoczyć do pierwszej piątki najbogatszych Polaków, przeskakując giełdowego rekina i przemysłowca Romana Karkosika oraz Jerzego Staraka związanego z branżą farmaceutyczną.
W rankingach najbogatszych Polaków szykuje się też awans Marka Piechockiego i Jerzego Lubiańca, dwaj biznesmeni z Gdańska, założyciele odzieżowego giganta LPP również mieli świetny rok. Ich firma warta jest już 17 mld zł. W zeszłym roku magazyn Forbes podliczył majątek pierwszego z nich na 1,6 mld zł umieszczając go na 13. miejscu wśród setki najbogatszych Polaków. W ciągu roku wycena posiadanego przez niego pakietu akcji zwiększyła się o około miliard złotych.
Podobnie jest z drugim z założycieli firmy. Obaj biznesmeni powinni znaleźć się w pierwszej 10. najbogatszych, o ile autorom takich zestawień nie zabraknie odwagi. Miliarderzy dbają o swoją prywatność i ostro protestują przeciwko umieszczaniu ich na listach najbogatszych, wytaczają redakcjom pozwy i usuwają z sieci swoje zdjęcia.
Ciągłe gadanie ekonomistów o kryzysie gospodarczym napędziło do sklepów tanich marek jeszcze więcej klientów. Mechanizm jest znany. Im więcej słyszymy, że w gospodarce dzieje się źle, tym bardziej zaciskając pasa jesteśmy gotowi kupować tanie marki. Sportowe buty marki Fila na przecenie w sieciówce można było kupić za 89 zł, a nie za 250-300 zł w salonie sportowym. Koszula w Reserved to wydatek 80 zł-120 zł, a nie 250 czy 300 w salonie renomowanego producenta z Polski. Podobnie jest z jeansami, sukienkami, butami i dodatkami.
Skąd się biorą niskie ceny?
Szefowie LPP odpowiedzieli na powyższe pytanie podczas głośnej dyskusji o zleceniu produkcji w tanich szwalniach Bangladeszu, Wietnamu i Chin. – Jeśli koszulka kosztuje w sklepie 40 złotych to nasz zysk wynosi 3,5 złotego – ujawnił wówczas Dariusz Pachla, wiceprezes LPP.
Okazuje się uszycie koszulki kosztuje niecałe 12 zł, transport, cło i VAT to kolejne 10 zł. Marża sklepu wynosi 18 zł, przy czym mieszczą się w niej jeszcze koszty wynajmu powierzchni handlowej, pensje sprzedawców itd.
Co ciekawe, firmie LPP nie zagroził konsumencki bojkot produktów ogłoszony w internecie po katastrofie budowlanej i śmierci pracowników fabryki w Bangladeszu, gdzie szyto ubrania m.in. na zlecenie LPP . Klienci, jak lubili niskie ceny „odzieżowego McDolandsa”, tak lubią je nadal, wydając w salonach LPP w ubiegłym roku 4,2 mld zł.
CCC-ceny
Dariusz Miłek lubi opowiadać o kulisach swojego biznesu. Wiadomo, że stan jego konta zależy od kalendarza i pór roku: – Jeśli przeciąga się lato, ludzie nie kupią butów jesiennych tylko od razu ocieplane zimowe. Podobnie było w zeszłym roku, kiedy przeciągająca się do kwietnia zima sprawiła, że potem przeskoczyli na lekkie letnie obuwie. Kolekcja wiosenna sprzedała się kiepsko – opowiada biznesmen.
Innym razem pytany przez dziennikarzy, ile kosztuje produkcja najtańszych pary butów oferowanych w jego sklepach odparł, że „tyle co nic.” – Chyba kilka dolarów – żachnął się. – Na cenę butów za 50-80 złotych największy wpływ ma koszt wynajęcia metra kwadratowego w sklepie, koszty zatrudnienia pracowników oraz transport. Miłek unika taniego towaru odkąd okazało się, że buty z Indii śmierdzą plastikiem. Musiał zainwestować w dyskretny aromamarketing neutralizujący zapach.
Miał też przygodę z chińskim producentem obuwia. Chciał zaoszczędzić na zleceniu 1000 dolarów i wprowadził do produkcji tańsze nici. Efekt? Tysiące uzasadnionych reklamacji butów, w których puszczały szwy. Biznesmen zachwala, że sam nosi czasem buty wyprodukowane w swojej fabryce w Polkowicach. Mają porządną, skórzaną podeszwę i cholewkę, a ich cena nie przekracza 300 zł.
Jak cena czyni cuda
Aby utrzymać niskie ceny CCC musiało oszczędzać. Dariusz Miłek latami opierał się przed dekoracją salonów w plakaty i scenografię zimową, wiosenną, letnia, a także wprowadzeniem darmowych toreb dla klientów. Kiedy w końcu doszło do tej „rewolucji”, biznesmen złapał się za głowę widząc rachunki. – Największe wydarzenie w mojej firmie w tym roku? Płacę za reklamówki i dekoracje ponad 20 mln zł. Nigdy nie spodziewałem się, że będę tak hojny – zaśmiał się podczas prezentacji wyników finansowych spółki.
Dariusz Miłek przyznaje w wywiadach, że kiedy ponad 10 lat temu zakładał biznes, podpatrywał konkurencję, m.in. niemiecką firmę Deichmann (działa w Polsce od 1997 roku), największego w Europie sprzedawcę butów. Wydawało się, że Polak nie ma szans w starciu z firmą o stuletniej tradycji, miliardach euro zysku. A jednak, Niemcy nie sprzedają na naszym rynku nawet połowy tego, co CCC. Miłek niedawno rozpoczął otwieranie swoich zagranicznych salonów, a na miejsce starcia z potentatem wybrał Austrię, gdzie Deichmann ma 200 sklepów.
Podobnie LPP próbuje mierzyć się na rynku europejskim z odzieżowym gigantem Inditex – właścicielem marek Zara, Bershka i Stradivarius. Spółka zapowiada otwarcie salonów reserved w Niemczech. Kiedyś taki krok wykonał właściciel Zary, Hiszpan Amancio Ortega o dziś, należy do najbogatszych ludzi na świecie z majątkiem szacowanym na przeszło 40 mld dolarów. Co tylko dowodzi tezie, że mistrzowie niskich cen potrafią z niedużych paragonów uciułać monstrualny majątek.