Ile to ja się nie nasłuchałem o „francuzach”. „Nie kupuj, bo…” i tu cała lista mniej lub bardziej popularnych narzekań. Podejrzewam, że i wam też musiały choć raz wpaść w ucho. Tym chętniej z francuzem się zmierzyć postanowiłem. Padło na model niżej od mojej ulubione C5-ki, czyli Citroena C4 BlueHDI 120KM Feel Edition.
Jest ładnie
Z motoryzacją jest trochę jak z modą, patrząc dzisiaj, trudno nam zrozumieć, jak „kiedyś mogliśmy coś takiego nosić”. W przypadku C4 mam podobnie. Przód modelu na przestrzeni lat przeszedł tak pozytywny lifting (stare wersje naprawdę mi się nie podobały), że aż szkoda, iż normą nie były od dawna.
Wychodzę z budynku firmy i kieruję się na parking. W te ostatnie słoneczne dni (pierwsze dni testu jeszcze takie były) lakier tej C4-ki mieni się wyjątkowo mocno. Ot, świecąca „cytryna”. To właśnie w tym kolorze producent najmocniej promuje ten model. Auto widać z daleka i wyróżnia się na tle innych, choć nie tak bardzo jak jaskrawo pomarańczowy Peugeot 208.
„Czy nie wyłączyłem świateł?” – pytam sam siebie, zbliżając się do samochodu. Bok reflektorów jest zaprojektowany w sposób, który może tworzyć takie wrażenie. Wrażenie, na które naciąłem się zresztą jeszcze kilka razy.
Przód nie zdradza, że mamy do czynienia z w końcu nie tak dużym autem. Klikam pilotem – rozkładają się automatycznie składane lusterka. Nie byle jakie, bo w dużej części chromowane. Plus, fajnie kontrastują z czerwonym lakierem i dobrze współgrają z listwami obok okien oraz w kilku innych miejscach nadwozia. Kolor lusterek miał jeden… no nie minus, ale nietypową cechę. Jadąc w trasie co jakiś czas odbijały się w nich drzewa, przez co wielokrotnie złapałem się na tym, że widząc to tylko kątem oka, myślałem, iż ktoś mnie zaczyna wyprzedzać.
Uwielbiam te fotele
Otwieram drzwi, chcę wsiąść do środka i… zaraz, zaraz. Moim oczom ukazuje się genialny pomysł na tapicerkę. Naprawdę, skóra to nie wszystko. Citroen pokazał tutaj, w jak fajny i niecodzienny sposób można opakować wnętrze samochodu. Obicia kojarzyły mi się trochę z szarym dresem. Wybrany odcień z dodatkiem białych szwów sprawia, że nie ma mowy o tandecie.
To zdecydowanie najciekawsze rozwiązanie, jakie widziałem od dawna. Projektanci pokazali, że nie trzeba skóry, by środek zrobił wrażenie. Czegoś takiego zabrakło Nissanowi X-trailowi, którego testowaliśmy niedawno. Wsiadłem na chwilę do tyłu C4-ki. Nie wiem, jak wyglądałaby tam dłuższa podróż, ale siedzenia wydawały się trochę zbyt „pionowe”.
Środek zaskoczył mnie jeszcze dwoma rzeczami. Podpinam USB ze standardowym zestawem muzyki, bo radia słuchać nie mogę (oni chyba od 20 lat puszczają w kółko te same piosenki). Wspominam o tym dlatego, że po jakimś czasie z tego powodu zawiesił się system i wyświetlacz. Wszystko wróciło do normy dopiero po wyłączeniu samochodu na kilka minut.
Ustawiając muzykę orientuję się, że przewijać piosenki (i stacje) można tylko z poziomu wyświetlacza i kierownicy. Brak odpowiedzialnych za to przycisków na przednim panelu. Jeśli chce to robić pasażer, musi np. przeklikiwać się przez ekran nawigacji. Regulując klimatyzacje (wtedy jeszcze było ciepło!) zwracam uwagę na coś, co powinienem zauważyć już dawno. Przedni panel kontrolny i generalnie przód jako tako jest wręcz minimalistyczny. Brak przesadzeń i przekombinowań, tylko to, czego potrzeba. Nie ma mowy o pogubieniu się i wrażeniu, że to „tanie”. Rozwiązanie skojarzyło mi się z eleganckim, skandynawskim minimalizmem.
Nie za nudno?
Odpalam auto i właściwie nic nie słyszę. Samochód skutecznie wycisza nie tak głośnego diesla BlueHDI o pojemności 1,6 litra i mocy 120KM. To nie zmienia się także przy większych prędkościach. Aż brakowało odrobiny pazura.
Chwytam za hamulec ręczny i dopiero teraz widzę, że to jeden z najdziwniejszych ręcznych, jakie miałem okazję widzieć. Zaciągnięty wygląda trochę jak szyja flaminga lub czapli. To niezależne skojarzenia kilku osób. Mimo nietypowego wyglądu, który naprawdę polubiłem, obsługuje się go bardzo wygodnie. Trzeba jednak uważać jeśli wyciąga się do przodu podłokietnik, wtedy lekko zahacza o hamulec. To chyba cecha charakterystyczna dla stajni PSA Peugeot Citroen, bo na podobną rzecz zwróciliśmy uwagę w teście Peugeota 208.
Ruszamy. Prędkość, obroty i kwestie okołopaliwowe obsługują trzy bardzo proste zegary. Preferuję elektroniczne wyświetlanie prędkości, więc nie narzekałem na brak standardowego, ale zabrakło mi możliwości przekliku przez opcje np. spalania. Prawy zegar pokazuje tylko zasięg kilometrów. W sumie to najważniejsze, ale osobiście lubię kontrolować spalanie. To jednak raczej kwestia faktu, że samochody testuję, a w codziennym użytkowaniu na pewno wystarczy opcja wyświetlania go na wyświetlaczu głównym.
Wyjeżdżam z terenu, na którym znajduje się nasza redakcja, zahaczając kilka śpiących policjantów. Od razu (nie)czuję jak pracuję zawieszenie. Jest bardzo miękkię, nie odczuwam żadnych „turbulencji”. Ani teraz, ani potem, "przeskakując" po torach czy mniejszych dziurach. Miękkie zawieszenie bierze na siebie wszystkie nierówności.
Dla każdego, ale...
Kilka zakrętów i czuję, że coś jest nie tak. Nie z samochodem, ale mną. Trzeba podregulować fotel, żeby widzieć wszystko wyraźnie, muszę go nieco podnieść i siedzieć wyżej niż zazwyczaj. Komputer pokazuje, że dotychczasowa jazda po mieście to 7,5-8l/100km. Jak na taki silnik szału nie ma, szybko zmienia się to po trasie. Przykład? Wyjeżdżając pokazywany zasięg to 780 km, po przejechaniu 175 km komputer pokazywał zasięg… 860 km. Magia? Nie, mniejsze spalanie, które spadło nawet do 5,5l/100km. To lubię, choć nie wierzę, by w trybie mieszanym udało mi się osiągnąć 3,6l, o jakich pisze producent.
120 koni mechanicznych i 6 stopniowa manualna skrzynia biegów dają wszystko to, czego na polskich drogach potrzeba. W razie czego dynamiczne przyspieszenie, szybkie rozpędzenie do 120-130km/h, po czym wrzucamy „szóstkę” i lecimy dalej. No i tak lecimy i lecimy i lecimy... Jeśli ktoś szuka sportowych wrażeń, nie znajdzie ich w tej C4-ce.
Nowe Citroeny C4 można kupić już od 59 900 zł brutto, ale jeśli ktoś chce pokombinować z opcjami musi mieć kilkanaście tysięcy więcej. Wersja, którą widzicie na zdjęciach to wydatek rzędu 87 900 zł, a i tak nie jest to najbogatsza wersja (np. brak szklanego dachu, pełnej elektroniki itd.). Koszty rosną ze względu na silnik diesla, który ma zapewnić niskie spalanie. Pięć tysięcy złotych taniej będzie kosztował 100-konny diesel. Najtaniej będzie jednak w benzynie (110 i 130KM).
To wszystko sprawia, że to samochód za kierownicą którego można wyobrazić sobie właściwie każdego. Młodego chłopaka, który szuka pierwszego auta, lub dziewczynę, która potrzebuje ładnego auta niewielkich rozmiarów. To także tata z rodziną, który może zabierać ją na weekendowe wyprawy, ale i starszy kierowca, który szuka auta bez zbędnych mu fajerwerków. Nie taki francuz zły, jak go malują.