Aktor, satyryk i parodysta. Wielki kibic sportowy. Ogląda mecze reprezentacji, Radwańską, Formułę 1, śledzi zmagania polskich bokserów i zawodników MMA. Ostatnio jest o nim głośno po znakomitym sparodiowaniu prezesa PZPN Grzegorza Laty. Z Jerzym Kryszakiem rozmawiamy trzy tygodnie przed początkiem Euro 2012. Zdradza nam, że skecz o Lacie już niedługo będzie miał swoją kontynuację.
- Słyszałem, że jest pan uzależniony od oglądania transmisji sportowych.
- A wie pan czemu? Po pierwsze jestem kibicem, interesuję się sportem i jak dzieje się coś ważnego to to po prostu muszę obejrzeć. To są czyste i wspaniałe emocje! A telewizja to dla mnie genialny wynalazek. Ona potrafi spojrzeć w dno oka, być w samym centrum dramatu.
- Woli pan obejrzeć mecz w telewizji niż być na stadionie?
- Tak, wolę. Jestem osobą, która troszkę ucieka od ludzi, nie lubię rzesz, stowarzyszeń. W telewizji widzę każdy wyraz twarzy, każdy napięty mięsień sportowca. Będąc na stadionie, tego nie zauważę.
- Gdy chciałem się umówić na wywiad, powiedziano mi, że złapię pana telefonicznie, bo jest pan w trasie. Że jest pan bardzo zajęty. Jak można to łączyć z oglądaniem sportu?
- Bardzo często oglądam powtórki w nocy. Często też nagrywam sobie jakąś transmisję, by obejrzeć, gdy wrócę. Lecą wtedy gdzieś w radio wiadomości sportowe, ja je wyciszam, robię wszystko by się nie dowiedzieć jaki był wynik. A jak oglądam potem coś, co się już wydarzyło, mówię do siebie: "Jurek, to leci na żywo, co za emocje". Zresztą kiedyś oglądanie takiej Formuły 1 było dużo trudniejsze bo nie było tak powszechnej telewizji satelitarnej.
- A gdzie tam! Chodziłem do obcych ludzi, pukałem do ich drzwi. Patrzyłem tylko czy mają odpowiednią antenę. Przyjmowali mnie najczęściej z dużą serdecznością, zdarzało się, że miałem dodatkowe atrakcje. A to załapałem się na niedzielny rosół, a to ktoś podał barszcz z krokietami (śmiech).
- Nie myślał pan nigdy o tym, by zostać dziennikarzem sportowym?
- Nie. A dlaczego pan pyta?
- Przygotowując się do wywiadu, czytałem z pięć, sześć pana cotygodniowych felietonów w "Przeglądzie Sportowym". Fajny, żywy styl, trudny do podrobienia.
- Przyjąłem tę propozycję w zeszłym roku, z frajdą ale też z pewną obawą. Pisanie tych tekstów sprawia mi ból, bo muszę to robić a czasu mam mało. Ale jest też radością, bo próbuję pokazać sport od nieco innej strony i mam nadzieję, że mi się to w miarę udaje.
- Pan jest w ostatnich dniach gwiazdą internetu.
- Nie wiem. Internetu nie śledzę.
- Mam na myśli niedawne sparodiowanie Grzegorza Laty. Niedawno puściliśmy w redakcji, ludziom się podobało.
- Musiałem to zrobić. Pamiętam jak słuchałem jego orędzia do narodu, życzeń noworocznych. To było przekomiczne, bo czytał je z kartki, w dodatku robił to nad wyraz nieporadnie. Ja zakładam, że on ma doradców, którzy mogliby mu pomóc. Ale chyba nie korzysta z ich rad, bo życzenia czytał jakby otrzymał je spisane z dwie minuty wcześniej.
Jerzy Kryszak jako Grzegorz Lato:
- Jakby pan skończył zdanie: Wypowiedzi prezesa Laty są…
- Próżne, przesiąknięte towarzystwem szklanki. Takiej nie do końca pełnej, ale też nie do końca pustej. Wie pan, zawsze jak go słucham, tylko się przekonuję, że ja do tego człowieka nie mam zaufania. Zresztą, to nie koniec. Mogę chyba wam zdradzić, że już niedługo ponownie wcielę się w prezesa Latę.
- Kiedy? Przy jakiej okazji?
- Pod koniec tego tygodnia, podczas Top Trendy. To będzie wywiad z prezesem, którego odegram ja. Prowadzić go będzie Mateusz Borek, który będzie w arcytrudnej roli. Ostatnio Wójcik (z kabaretu Ani Mru Mru - red.) miał napisane wszystkie moje odpowiedzi, wiedział co powiem. A Mateusz nie będzie wiedział nic. Totalna improwizacja.
- Powiedział pan kiedyś w wywiadzie, że parodiuje tych, których lubi. Tymczasem Paweł Janas w pana skeczu wyszedł na niezbyt rozgarniętego człowieka.
- Ale przecież ja go nie rozgarniałem (śmiech). Ludzie sportu mają to do siebie, że nie za bardzo potrafią się wypowiadać. Zresztą, jak mogą być świetnymi oratorami skoro całe swoje życie poświęcili na coś zupełnie innego?
Jerzy Kryszak jako Paweł Janas:
- Jest takie coś, że satyrycy najchętniej biorą na warsztat ludzi obiecujących złote góry, którzy potem ponoszą porażkę?
- Jest. Są takie osoby, które się puszą, wybiegają przed orkiestrę a potem okazuje się, że uprawnień dyrygenckich nie mają. Ani nawet pół instrumentu. Że król jest nagi. Tak, to idealni kandydaci.
- W "Przeglądzie Sportowym" napisał pan, że ma przeczucie, taki psi swąd. To było w kontekście piłkarzy ręcznych. Miał pan obawy przed kwalifikacjami olimpijskimi w Hiszpanii i rzeczywiście nie udało się awansować. Dlatego zapytam: wyjdziemy z grupy na Euro?
- My mamy taki ogólnopolski problem, polegający na tym, że myślimy w kategoriach "co chcemy?", a nie w kategoriach "jak jest?". Na początku ja pana o coś zapytam. Co ma kibic największego?
- Miłość, pasję?
- Nie, nie. Oczekiwania. One przed turniejem takim jak ten rosną w tempie geometrycznym. Już teraz zobaczmy jaka jest presja na tej naszej trójce z Dortmundu i na Wojciechu Szczęsnym. Nie chcę tutaj krakać, ale… Ja się boję tego, że oni mogą tego nie wytrzymać. Boję się o postawę Lewandowskiego, bo teraz w kadrze będzie miał wokół siebie zupełnie innych ludzi. Żeby nie było z nim tak jak z Messim, który w Barcelonie w ciemno wie co ma robić, a w argentyńskiej kadrze go nie ma. Będzie inny układ i tu się możemy potknąć.
- Rosja będzie silna. A Grecy zagrają takie własne "catenaccio", zamurują się, będą się bronić. Obawiam się, że w najlepszym przypadku ugramy z nimi remis.
- Gdy kiedyś zapytałem Marcina Dańca o Franciszka Smudę, z miejsca stał się poważny i powiedział, że to wybitny fachowiec, ma do niego zaufanie i nie zamierza go parodiować. Pan nad tym kiedyś myślał?
- Tak, miałem taki plan by zrobić Franciszka Smudę. On jest łatwym celem, może nawet zbyt łatwym. Ale się powstrzymałem, bo, gdy on mówił, zobaczyłem w nim taką sympatię i szczerość wypowiedzi. Wydaje mi się, że on jest człowiekiem sportowo uczciwym. Smuda w swoich wypowiedziach jest jak wczesny Lech Wałęsa. Wałęsa dziś mówi już gładko, bez takich problemów. A Smuda? Cóż, on ma kłopoty, bo jego myśli biegają jak po boisku jego piłkarze.
- Dobrze zrobił, biorąc do reprezentacji tylu obcokrajowców?
- A ogląda pan ligę polską?
- Trochę, jeden mecz na kolejkę.
- Widzi pan. A ja nie oglądam wcale, bo nie chcę się katować. Wiem, że to sprawiłoby mi bardzo duży ból i oglądam tylko czasem któryś z tych rzekomych hitów. Widzę tych piłkarzy grających w naszej lidze i nie wiem z czego Smuda miałby tutaj wybierać. A co do samej idei to przecież Smuda był tutaj jedynie wykonawcą, to była wypadkowa różnych sił. Kiedyś obywatelstwo nadawał prezydent Lech Kaczyński, wcześniej Aleksander Kwaśniewski, przecież każdy z nich miał w tym swój udział. Branie takich ludzi do kadry to trend ogólnoświatowy. Najważniejsze by czuli ducha drużyny.
- Napisał pan w jednym ze swoich tekstów, że tym co odróżnia polskich piłkarzy od hiszpańskich czy niemieckich, jest sprzęt. Chodzi o to, że talenty są wszędzie, ale różne są warunki do ich rozkwitu?
- Chodziło mi o to, że bardzo często powtarza się takie zdanie, że "trzeba grać swoją piłkę". Tyle tylko, że my - Polacy - nie powinniśmy grać swojej piłki, bo ona się nogi nie trzyma. Piłka hiszpańska, wręcz przeciwnie - klei się do nogi i nie odskakuje. Poza tym ja nie wiem co u nas dzieje się ze szkoleniem. Były sukcesy w kategoriach juniorskich i ja pytam - gdzie dziś są ci ludzie? To jest jakieś kompletne nieporozumienie. Rolą PZPN jest by o to zadbać a to zostało zaprzepaszczone. Myślę, że w dużej mierze dlatego, że związek nieustannie promuje trenerów z innej epoki.
- Myśli pan, że zaraz po Euro będzie więcej tematów dla kabareciarzy?
- Mogę zagwarantować, że jeżeli potknie nam się noga w pierwszym meczu a w mediach zacznie się ta słynna jazda w dół, to ja w tym nie wezmę udziału. A Smudzie i jego chłopakom życzę, by wszystko skończyło się dobrze, a nie tak jak zawsze.
Jeśli Hiszpanie zagrają swoją piłkę, nie będą trafiać w poprzeczkę i słupek! Polacy w Borussii grają niemiecką piłkę, stąd różnica w grze. Ludzie są tacy sami. Piłka jest inna. My musimy grać swoją. Chciałoby się powiedzieć: technologia, Smudo!...