Takiego boomu jeszcze nie było nigdy. Modę widać na Instagramie, Facebooku, innych mediach społecznościowych. Prawdziwe szaleństwo i zdjęć, i śmiałków. Nic to, że zdarzają się wypadki śmiertelne. Do odważnych świat należy. W Polsce, Norwegii, Australii. Niebezpieczne skały biją rekordy popularności.
Jeszcze pięć lat temu najsłynniejszą dziś skałę w norweskich fiordach odwiedzało około 500 osób rocznie. Dziś...40 tysięcy. Nikt w Norwegii się tego nie spodziewał. Ale zdjęcia śmiałków zaczęły pojawiać się w sieci. I się zaczęło. Dziś, by zrobić fotkę, trzeba czekać w kolejce niczym na naszym Giewoncie. Tyle, że Trolltunga Giewontem nie jest. To mały, wąski, skalny cypelek, który wystaje niczym półka ze ściany. Nad liczącą ponad 700 metrów przepaścią. Z widokami zapierającymi dech w piersiach, ale potwornie niebezpiecznym.
Głupota? Szaleństwo? Pasja?
Kilka dni temu zginęła tu studentka z Australii. Kristi Kafcaloudis straciła równowagę i spadła w przepaść. Podobno właśnie pozowała do zdjęcia. To pierwszy śmiertelny przypadek na Trolltundze. Ale sytuacje, gdy mogło być ich więcej, można mnożyć. Jak choćby wyczyn 21-letniego Brytyjczyka, który na krawędzi skały wykonał salto. Zdjęcie zostało potem okrzyknięte najbardziej mrożącym krew w żyłach na Instagramie. Normalnemu człowiekowi w głowie się nie mieści. Po co? To bardziej pasja czy szaleństwo? Igranie ze śmiercią?
Adam Marasek, ratownik TOPR nie ma litości. – To głupota. Nawet jeśli jest to ktoś bardzo sprawny. Nawet gimnastyk. To nie jest miejsce do robienia takich wyczynów, ale co zrobić? Adrenalina musi być – mówi w rozmowie z naTemat. On i jego koledzy też obserwują w Tatrach coraz większe zainteresowanie najtrudniejszymi szlakami.
– Takie jest życie w ostatnich latach. Ludzie potrzebują coraz więcej adrenaliny, coraz więcej wyzwań. Często głupich. Jednym z takich wyzwań jest chodzenie po bardzo trudnych szlakach lub poza szlakami. Nie mając do tego odpowiedniego zdrowia, ani umiejętności. Nie zważając na warunki pogodowe – mówi.
Na Orlej Perci trzeba być
W Tatrach są dwa takie miejsca. Orla Perć i Rysy. – Oba są bardzo intensywnie eksploatowane przez turystów. Powiedziałbym nawet, że zbyt wielu jest na nich turystów. Dochodzi do wypadków. Co najmniej do kilkunastu rocznie na każdym szlaku – mówi Marasek.
Niedawno Internet obiegł film o śmiałku, który pokonał Orlą Perć na bosaka. Szlak, który był budowany w 1903 roku z myślą tylko o orłach – najbardziej doświadczonych turystach. – A teraz stał się bardzo popularnym szlakiem dającym trochę adrenaliny. Nie każdy i nie w każdych warunkach powinien na tego typu szlakach się znaleźć. Ale hasło ”Orla Perć” to dziś coś ważnego, wielkiego. Na takim szlaku trzeba być – mówi Adam Marasek.
Nie mają siły zejść na dół
Wejście na norweską Trollungę też do łatwych nie należy. Samo wejście zajmuje 4-5 godziny w jedną stronę. Norwescy ratownicy też opowiadają, że wielu śmiałków nie zdaje sobie z tego sprawy. Idą tylko w jednym celu – by zrobić zdjęcie. Są nieprzygotowani, nie myślą o niebezpieczeństwie. Kłopotów z nimi jest coraz więcej.
– Złamane nogi, zmęczenie, nie dają rady zejść przed zmrokiem – opowiadał brytyjskiemu dziennikowi ”The Guardian” jeden z przewodników. W normalnych warunkach na fiord można wejść od czerwca do połowy września. Kiedy śnieg stopnieje. ”Zastanów się, czy jesteś w dobrej formie i czy jesteś odpowiednio przygotowany. Zaplanuj dobrze wyprawę, wyrusz wcześnie rano. Wzdłuż szlaku nie ma zasięgu telefonii komórkowej” – ostrzega serwis Visit Norway. Wielu turystów zupełnie nie zwraca na to uwagi.
Robiąc zdjęcia skaczą do góry. Siadają nad przepaścią, spuszczając nogi w dół. Wystarczy chwila nieuwagi. I nic to, że wieje potworny wiatr, czy leje deszcz. ”Przerażające było obserwowanie ludzi, którzy podchodzili do krawędzi skały, by zrobić zdjęcia” – pisze w ”Daily Telegraph” Meabh Ritchie, który ostatnio odwiedził norweskie fiordy. Inna słynna skała to Kjergbolten. Nie każdy ma odwagę tu stanąć. Zdjęcia i widoki za to – bezcenne.
A jak nazwać zwis na klifie? To wyczyn niejakiego Leonrado Pereiry, który właśnie takie zdjęcia zrobił sobie (a raczej zrobiono mu) na klifie niedaleko Rio de Janeiro w Brazylii?
To zupełnie co innego niż słynna skała w Australii – tzw. Wedding Cake Rock. Popularne miejsce do robienia zdjęć. Niedawno zamknięta, bo grozi runięciem do morza. Napływ fotoamatorów nie był tu nie bez znaczenia.
Barierki, czy na żywioł
Wróćmy do Norwegii. Śmiertelny wypadek dał sporo do myślenia. Norweska informacja turystyczna właśnie przestała skałę reklamować. Ze strony usunięto wszystkie zdjęcia, które pokazywały poczynania śmiałków. A urzędnicy przyznają – przy takiej liczbie ludzi, na skale musi być jakaś ochrona. Pytanie tylko, jaka. Barierki? One popsułyby magię tego miejsca. W Polsce są takie na Trzech Koronach. Chronią bez dwóch zdań. Ale w Tatrach takich barier nie ma nigdzie.
– Problemem Norwegów jest to, czy mogą coś z tym zrobić, czy dalej będzie to puszczone na żywioł. Tak jak u nas – mówi Adam Marasek. Polski TOPR razem z Tatrzańskim Parkiem Narodowym też jednak wydał niedawno informator o Orlej Perci. By wyraźnie powiedzieć turystom, jak mają się zabezpieczać. – By ostrzec. Powstrzymać na pewno ich się nie da – mówi Adam Marasek.