Jakub Szymczuk, fotoreporter „Gościa Niedzielnego” pojechał na własną rękę na grecką wyspę Lesbos, by zmierzyć się z problemem migrantów. To, co pisze, pokazuje, że nic nie jest czarno-białe. „Tutaj miesza się ludzkość ze wszystkimi swoimi złymi i dobrymi cechami” – pisze na swoim Facebooku „Jakub Szymczuk – Mikroblog fotoreportera”.
Na samym początku opisu swojej podróży dziennikarz wyraźnie zaznacza, że codzienność i rzeczywistość uchodźców przebywających w Grecji nie wygląda tak, jak spór, który od tygodni toczy się w internecie. „Nie proście mnie, abym wpisywał się w żadną z tych narracji - ani usilnego dowodzenia, że zmierza do nas horda krwawych barbarzyńców z C4 pod pachą, ani wykształcone, gotowe do pracy rodziny z dziećmi błagające o schronienie przed wojną” – pisze.
Biedni i bogaci
Z relacji Szymczuka wynika, że wśród uchodźców panuje wyraźny podział etniczny na Syryjczyków/Irakijczyków oraz na Afgańczyków, oraz majątkowy – na biednych i bogatych.
Według autora, Afgańczycy wyglądają na gorzej wykształconych, są roszczeniowi i wszczynają awantury, z kolei zaś Syryjczycy są lepiej wykształceni, dobrze zorganizowani i w większości doskonale mówią po angielsku. Syryjczycy zaliczają się także do bogatej mniejszości, mieszkającej w hotelach i stołującej się w dobrych restauracjach. Reszta – biedni – żyje w namiotach na ulicy, je kebaby i załatwia się w pobliskim porcie.
Oprócz tego, że obydwie te grupy stoją przez kilka dni w długich kolejkach po bilety na prom, który zabierze ich w głąb Europy, łączą je jeszcze dwie rzeczy: wzajemna niechęć i powód podróży do Europy, którym nie jest strach przed wojną, a chęć godnego życia w lepszych warunkach.
Relacja reportera potwierdza także to o czym pisaliśmy niedawno w naTemat – wielu z migrantów to młodzi, zdrowi mężczyźni. „Pewnie zapytacie o stosunek mężczyzn do reszty - tutaj na Lesbos faktycznie jest ich znacznie więcej. Głównie młodzi - dobrze wyglądający, nie sprawiają wrażenia ani głodnych ani wycieńczonych” – pisze Szymczuk.
Przerażająca wizja
Reporter opowiada także o młodym Syryjczyku, którego spotkał podczas przepychanek przy kasach biletowych – była to pierwsza osoba, która przyznała, że uciekła z Syrii przed wojną. Szymczuk opisał go jako młodego, dobrze wykształconego inteligenta, ateistę, który, żeby przeżyć, musiał udawać muzułmanina. W wojnie stracił część rodziny i postanowił uciekać.
„Opowiadał, że imigranci z Afganistanu, Pakistanu, Iraku, a nawet Indii nie mają problemu z przejściem na turecką część – Syryjczycy mają „kłopoty”. Jego kolegę zastrzelono na granicy. Był wściekły na europejskich polityków, ostrzegał nas, że popełniamy ogromny błąd wpuszczając ludzi, którzy nie są z terenów ogarniętych wojną, bo oni informują kolejnych o tym, jak prosto przekroczyć granicę. To będzie przyczyną kolejnych coraz większych fal ludzkich, tego problemu tak się nie rozwiąże. Europejczycy utoną w niewyedukowanej, nieznającej języków ani realiów masie ludzi, którzy zrobią wszystko, żeby zmaterializować mit czekającego na nich europejskiego dobrobytu, który dla nich będzie nieosiągalny. Wtedy się wściekną.” – pisze Jakub Szymczuk.
Lesbos to nie przypadkowy cel jego podróży. To właśnie tam trafia w pierwszej kolejności spora część migrantów. Dwa tygodnie temu w naTemat pisaliśmy, że koczuje tam ich 17 tysięcy. Sytuacja na Lesbos była tak zła, że burmistrz wystąpił do rządu o ogłoszenie stanu wyjątkowego. Nie był w stanie poradzić sobie z ciągłym napływem uchodźców.