Bolszewicy nie mieli litości dla cara i jego rodziny.
Bolszewicy nie mieli litości dla cara i jego rodziny. Wikimedia Commons

Rosjanie chcą poznać całą prawdę o ostatnich Romanowach - w tym celu ekshumują szczątki pochowanych uroczyście przed 17 laty cara i większości jego rodziny. Analiza DNA ma potwierdzić tożsamość dwójki pozostałych dzieci Mikołaja II, które musiały zginąć feralnej nocy z 16 na 17 lipca 1918 roku. Zaledwie 20 minut przesądziło wówczas o losach rosyjskiej monarchii.

REKLAMA
Ostatni Romanow na rosyjskim tronie zginął wraz z całą rodziną w nocy z 16 na 17 lipca 1918 roku w Jekaterynburgu. Dlaczego musiał umrzeć?
logo
Car Mikołaj II po abdykacji. Wikimedia Commons
Po przewrocie bolszewickim z października 1917 roku było jasne, że rządzący Rosją i jego najbliżsi nie mogą być spokojni o swój los. Co prawda za istnieniem monarchii opowiedzieli się tzw. Biali, ale nawet uwikłanie w długotrwałą wojnę domową,nie ocaliło Mikołaja II. Wpadł w ręce bolszewików już wcześniej, bo w marcu, miesiąc po rewolucji lutowej.
Rychło został zmuszony do abdykacji, ale chyba mało kto jeszcze wtedy - przynajmniej z otoczenia cara - przeczuwał, że rodzina Romanowów zostanie potajemnie zamordowana. Wiadomo, że bolszewicy początkowo chcieli postawić cara, symbol znienawidzonej monarchii, przed sądem. Był przetrzymywany w swojej rezydencji w Carskim Siole, później w Tobolsku.
Ale groźba odbicia byłego władcy przez oficerów Białej Rosji zaważyła o losie Romanowów. Bolszewicy przeprowadzili egzekucję w Jekaterynburgu, a okoliczności zajścia wyszły na jaw dzięki zapiskom Jakowa Jurowskiego, czekisty, szefa plutonu, który rozstrzeliwał "zdrajców".
Mordu, który na trwałe zapisał się w historii, dokonano w pośpiechu - do miejscowości zbliżały się wojska Białych - w nocy z 16 na 17 lipca 1918 roku. Na miejsce kaźni wybrano piwnicę tzw. Domu Ipatiewa, szczelnie otoczonego wysokim drewnianym płotem. Sprawcom oczywiście zależało na tym, aby utrzymać zbrodnię w największej tajemnicy. W małym pomieszczeniu stłoczono całą zbudzoną ze snu rodzinę, a wraz z nimi carskiego lekarza, kucharza, kamerdynera oraz pokojówkę.
logo
Ikona przedstawiająca carską rodzinę, zamordowaną w 1918 roku przez bolszewików. Domena publiczna
– Co takiego? – miał zapytać Mikołaj, gdy usłyszał od Jurowskiego, że zaraz zginie. Zdetronizowany władca był zszokowany, nie zdobył się na protest. – Mikołaj nic więcej nie powiedział. Odwrócił się ponownie twarzą do rodziny. Pozostali wydawali jakieś nieartykułowane okrzyki. Wszystko to trwało kilka sekund. Potem zaczęła się strzelanina, która trwała dwie czy trzy minuty. Mikołaj zginął od razu – od mojego strzału – napisał później oprawca cara.
Nie wszystkie kule od razu okazały się śmiertelne. Księżniczkę Anastazję dobito bagnetem, podobny los spotkał carską służącą. Aleksy skonał w jękach - przeżył kanonadę, ale Jurowski dobił go osobiście dwoma strzałami w głowę. Było tak głośno, że aby stłumić hałas czekiści uruchomili silniki ciężarówek. Po 20 minutach było po wszystkim.
Ślady zacierano przez kolejne dwa dni - ciała przewieziono do pobliskiego lasu, po czym zostały poćwiartowane. Część próbowano spalić; przy okazji skorzystano też z właściwości kwasu siarkowego. To, co zostało po Romanowach, umieszczono w pośpiesznie wykopanym dole, choć wcześniej noszono się z zamiarem ukrycia szczątek w jednym z nieczynnych szybów kopalnianych. Prawda miała nigdy nie wyjść na jaw. Musiał minąć szmat czasu, aby wizerunek zamordowanego cara trafił na prawosławne ikony.

Napisz do autora: waldemar.kowalski@natemat.pl