Dzisiaj premierem jest Ewa Kopacz, a po 25 października ma nim zostać Beata Szydło. Przynajmniej oficjalnie. W praktyce za sznurki nadal pociągają Donald Tusk i Jarosław Kaczyński. O ile ten pierwszy robi to potajemnie, spotykając się ze swoją następczynią weekendami, o tyle prezes PiS co jakiś czas publicznie pokazuje, kto jest najważniejszy.
Tegoroczne wybory toczą się w zastępstwie. Zamiast Jarosława Kaczyńskiego kandydatką PiS na premiera jest Beata Szydło. W zastępstwie Donalda Tuska o przedłużenie swojej misji walczy Ewa Kopacz. Teoretycznie kandydatka PO ma silniejszą pozycję, bo jest urzędującym szefem rządu, ponosi odpowiedzialność za działanie Rady Ministrów.
Zależna
I rzeczywiście tak jest, ale "silniejszą" wcale nie znaczy "silną". Bo choć Ewa Kopacz odpowiada za losy PO i rządu, nie idzie przez to pole minowe sama. Na każdym kroku doradza jej Donald Tusk. "Kopacz jest od niego uzależniona psychicznie" – pisała sobotnia "Gazeta Wyborcza", powołując się na trójmiejskiego kolegę byłego premiera.
Ale o tym, jakie zdanie o samodzielności Kopacz miał (ma?) Tusk, świadczy okres przekazywania władzy. Już po desygnowaniu Ewy Kopacz na premiera Tusk załatwił intratną posadę swojemu bliskiemu współpracownikowi Igorowi Ostachowiczowi. Wtedy jednak Kopacz pokazała samodzielność, zmuszając go do rezygnacji. Ale to raczej wyjątek potwierdzający regułę.
Za radą poprzednika
Listy wyborcze PO to wspólne dzieło Tuska i Kopacz. Były premier miał pracować nad nimi w rządowej willi przy Parkowej na początku sierpnia. To on miał zaproponować osłabienie frakcji Schetyny, by nie była ona w stanie zagrozić Kopacz podczas wewnętrznych wyborów.
Kopacz stara się w miarę swoich ograniczonych możliwości odwdzięczać się Tuskowi i pomagać mu w jego brukselskiej misji. Być może to była jedna z przyczyn wyłamania się z wyszehradzkiej jedności ws. uchodźców.
Jak Marcinkiewicz?
Nawet jeśli Kopacz konsultuje się z Tuskiem w najważniejszych sprawach, przeważającą większość decyzji musi podejmować sama. Premier to prawdziwa maszyna do wydawania decyzji, nie da się być wiecznie w kontakcie z szefem. Dlatego właśnie Kazimierz Marcinkiewicz został zmieniony przez Jarosława Kaczyńskiego – zbyt mocno wybijał się na niepodległość.
Możliwe, że to samo stanie się z Beatą Szydło. Zresztą Jarosław Kaczyński w wywiadzie dla TVP Szczecin zostawił sobie otwartą furtkę do skrócenia misji swojej faworyty. Szydło wydaje się być pogodzona z takim losem i mówi, że jeśli sprzeniewierzy się programowi PiS, to jej odwołanie będzie w pełni uzasadnione.
Powrót króla
Po długim okresie wycofania prezes znowu wraca na pierwszą linię kampanijnego frontu. I to zarówno jeśli chodzi o mobilizowanie struktur podczas objazdu po Polsce, jak i podczas kluczowych dla kampanii debat. Kiedy w Sejmie dyskutowano o uchodźcach, to właśnie prezes PiS, a nie przyszła premier, mówił w imieniu partii. I to nie dlatego, że prezes był stęskniony swojego nazwiska na czołówkach. Po prostu uznano, że Szydło nie poradziłaby sobie z tym zadaniem.
Dla zwolenników PO to potwierdzenie słuszności decyzji Kopacz, by do debaty wyzwać prezesa, a nie jego kandydatkę na premiera. Kaczyński ma też silny wpływ na drugi ośrodek władzy wykonawczej, czyli prezydenturę. Dowodem jest chociażby nocna wizyta prezydenta na Żoliborzu.
Donald Tusk i Jarosław Kaczyński to najsilniejsze postacie polskiej polityki ostatniego ćwierćwiecza. Tak silne, że nawet kiedy pozornie ich nie ma, oni są, pilnują i rządzą.