
Kawiarnia w centrum miasta, poranne godziny pięknego wiosennego dnia. Ludzie piją kawę, rozmawiają. Nagle potężna eksplozja, której nikt się nie spodziewał nagle niszczy ten zwykły wielkomiejski obrazek.
Z terroryzmem w Polsce mieliśmy do czynienia głównie na początku XX w. Warto zaznaczyć, że postrzegano tego rodzaju akty wtedy zupełnie inaczej – były one związane z walką narodowowyzwoleńczą z carskim okupantem (głównie). Wielu ludzi uważało tego rodzaju czyny za szlachetne i godne podziwu. Zamachowcom, tudzież ludziom w jakiś sposób powiązanym z tego typu działaniami, towarzyszyła romantyczna legenda tych poświęcających się walce z uciskiem. Oczywiście, w kontekście aktualnych wydarzeń można zastanawiać się czy znaczna część społeczeństw arabskich nie patrzy podobnie na postaci, które my postrzegamy jako szaleńców, przerażających wariatów.
Przytoczona we wstępie krwawa historia rozegrała się dokładnie 19 maja 1906 r. Zamach się nie udał, służby w krytycznym momencie wpadły na trop całej sprawy. Rosyjski oficjel, Konstantin Maksymowicz, który miał być ofiarą ataku, uszedł z życiem, wydarzenie co najwyżej poszarpało mu nieco nerwy. W ataku za to zginęło dwóch agentów carskiej Ochrany, przypadkowy przechodzień i sam zamachowiec – Tadeusz Dzierzbicki, członek Organizacji Bojowej PPS, który odpalił ładunek wybuchowy (odznaczony za to pośmiertnie Krzyżem Niepodległości z Mieczami i honorowany jako bohater).
Krzyż Niepodległości z mieczami
Krzyż Niepodległości to polski order państwowy, przyznawany w 20-leciu międzywojennym w celu "odznaczenia osób, które zasłużyły się czynnie dla niepodległości Polski w okresie przed wojną światową lub podczas jej trwania oraz w okresie walk orężnych polskich w latach 1918-1921, z wyjątkiem wojny polsko-rosyjskiej na obszarze Polski". Czytaj więcej
Jedna z najwcześniejszych i najgłośniejszych polskich akcji był nieudany zamach na cara Aleksandra II podczas parady wojskowej na Bulwarze Sewastopolskim w Paryżu. Jeden z byłych powstańców Antoni Berezowski wystrzelił do niego kilkakrotnie chybiając jednak celu. Z wydarzeniem wiąże się zabawna anegdota (bazująca jakkolwiek na dość czarnym humorze). Towarzyszący rosyjskiemu władcy Napoleon III miał podobno powiedzieć mu „Jeśli to Włoch, zamach był na mnie, jeżeli Polak – to na Waszą Cesarską Mość”.
W mocno zmaskulinizowanym gronie terrorystów zdarzały się także kobiety. Jedną z nich była Albertyna Halbertówna, zwana także Albertyną lub Laleczką. Działaczka m.in. OB PPS już w wieku 16-stu lat razem z Wandą Krahelską i Zofią Owczarkówną próbowała uśmiercić Generał-Gubernatora Warszawskiego Gieorgija Skałona. Próba zakończyła się fiaskiem, a dzielna nastolatka jako jedyna nie została ujęta przez Ochranę.
Helbertówna miała śledzić i dać znać o przejeździe Skałona i natychmiast opuścić mieszkanie. Krahelska i Owczarkówna miały kolejno rzucić bomby i również opuścić mieszkanie. Na ścianie miał zostać plakat zawiadamiający, że czynu tego dokonała PPS .
Krahelska wzięła jedną z bomb do ręki. Rzuciła ją przez okno salonu. Bomba dobrze widocznie wymierzona i rzut dobrze obliczony nie chybiły. Bomba upadła koło stopni powozu. Działanie jej byłoby niechybne. Ale nie wybuchła. Czytaj więcej
Ciekawą kartę w swoim życiorysie ma także Ignacy Mościcki, późniejszy prezydent II Rzeczypospolitej. Był on z wykształcenia chemikiem, dzięki czemu potrafił konstruować bomby. Zdolności te zamierzał on wykorzystać w praktyce i planował wraz z kolegą zamach na warszawskiego generała-gubernatora Josifa Hurko. Na trop sprawy jednak szybko wpadły służby bezpieczeństwa, nie podjęły jednak obserwacji na tyle zręcznie, by Mościcki nie zorientował się w sytuacji. Przeczuwając niebezpieczeństwo opuścił kraj i osiedlił się w Londynie.
Inną interesującą postacią w gronie polskich terrorystów jest Henryk Baron, także członek Organizacji Bojowej PPS. Ten robotnik i zagorzały patriota był dowódcą jednej z grup przeprowadzających m.in. zamachy terrorystyczne i tzw. akcje ekspropriacyjne. W ciągu zaledwie kilku miesięcy wziął udział w co najmniej 10 i zabijał głównie policjantów patrolujących ulice. Aresztowany przez służby, po tym jak wyszedł ranny z jednego z zamachów. Zdołał uratować się zmyśloną historią o bójce w barze, skąd miały pochodzić owe obrażenia. Ostatecznie wpadł na skutek donosu jednego ze swoich ludzi. Oburzony tą plamą na honorze własnej komórki ze stoickim spokojem złożył wyjaśnienia, których nonszalancja robi wrażenie, przytacza je Wojciech Lada w swojej świetnej książce „Polscy terroryści”:
Dnia 15 sierpnia (…) o 12 godzinie30 minut w południe podszedłem do VII policyjnego cyrkułu i rzuciłem dwie bomby, które wywołały straszny wybuch, po którym natychmiast siadłem do dorożki i odjechałem do miasta, gdzie po godzinie policja mnie aresztowała, ale po krótkim badaniu zwolniła. (…) Prócz tego przyznaję, że ja osobiście zabiłem dwóch stójkowych i pięciu czy sześciu rewirowych.
Tak, jednego rewirowego zabiłem przy ulicy Pawiej, koło więzienia śledczego. Drugiego rewirowego zabiłem na rogu ulic Piwnej i Świętojańskiej. Trzeciego zabiłem na ulicy Ogrodowej w pobliżu ulicy Żelaznej. Czwartego vice-rewirowego zabiłem na ulicy Solnej dnia 15 sierpnia 1906. Tegoż dnia na ulicy Dzikiej zabiłem dwóch stójkowych. Czytaj więcej
Napisz do autora: manuel.langer@natemat.pl
