To było doprawdy absurdalne działanie komunistycznych władz. Trudne do zrozumienia dziś, ale skrzętnie przemyślane wtedy. Z punktu widzenia systemu, należało blokować jak tylko się da tę radosną dla zdecydowanej większości Polaków nowinę. Oto Lech Wałęsa, współtwórca "Solidarności" dostał pokojowego Nobla. Komuniści spuścili na to zasłonę kłamstwa i milczenia.
Ledwo zniesiono w Polsce stan wojenny, a rządzący nad Wisłą musieli zachodzić w łeb, jak rozwiązać problem wagi międzypaństwowej. Wieść o przyznaniu Wałęsie Nobla była niczym grom z jasnego nieba. O nagrodzie mówiło się już co najmniej od roku - w 1982 roku lider "S" był faworytem do tego prestiżowego wyróżnienia, ale obszedł się smakiem. Komuniści wiedzieli jednak, że coś jest na rzeczy. Skierowali swój wzrok na... Norwegię.
Nic nie było wtedy dziełem przypadku. To właśnie w Oslo przyznawano nagrodę, o której marzy każdy naukowiec i działacz na rzecz pokoju, ufundowaną przez szwedzkiego wynalazcę dynamitu. Nie od razu jednak aparat władzy zniechęcił się do tego skandynawskiego kraju. Najpierw nerwowo robił wszystko, co mógł, aby oczernić Wałęsę na arenie międzynarodowej.
Temu miało służyć m.in. rozgłaszanie tu i ówdzie, że polski robotnik jest li tylko "osobą prywatną", która zwyczajnie nie zasługuje na laury. Na dodatek - jak starano się dowieść - na przełomie lat 70. i 80. współpracował z bezpieką. Dowód? Sfingowana dokumentacja, którą przesyłano do norweskich dyplomatów (w warszawskiej ambasadzie Królestwa Norwegii). Ale świeżo upieczonego laureata Nobla zamierzano zdyskredytować także w oczach członków komitetu, który przyznawał zaszczytne nagrody.
Rzecznik PRL-owskiego rządu Jerzy Urban musiał główkować, jak wyjaśnić obywatelom wybór Wałęsy. W końcu znalazł "odpowiednie" słowa, nazywając Nobla dla elektryka "kolejną reaganowską złośliwością, tym razem firmowaną z Oslo". Absurd gonił absurd i w końcu sięgnął zenitu. Za sprawą cenzury, która "obraziła" się na... Norwegię.
Od tej pory każde słowo nawiązujące do tego kraju lub określające narodowość czy język jego mieszkańców, miało zniknąć z prasy. Z czołówek gazety biły po oczach informacje o 40-leciu Ludowego Wojska Polskiego oraz dostawach na rynek ton... nici. Mało tego, zakazane było nawet słuchanie piosenek po norwesku...
Końcowym efektem tych działań był oficjalny protest wystosowany przez Polskę Ludową w sprawie Wałęsy. Komuniści obawiali się rozgłosu, co z ich punktu widzenia było zrozumiałe. Wiedzieli, że fama Wałęsy nie służy "sprawie". Trudno było jednak zapobiec jej umiędzynarodowieniu, bo zdjęcia laureata szybko trafiły na okładki światowych pism.
Działacz "S" nie był oczywiście anonimowy, jak chciałyby tego władze nad Wisłą - amerykański "Time" uznał go za Człowieka 1981 Roku. Jak się okazało, Wałęsa Nobla osobiście nie odebrał. Ale i tak z jego powodu komuniści rwali sobie włosy z głów...