
Jeżeli Platforma Obywatelska przegra nadchodzące wybory (a nic nie wskazuje na to, by miało być inaczej), przegra przez młodych. I nie chodzi nawet o to, że ugrupowaniu rządzącemu od 8 lat nie udało się odpowiedzieć na potrzeby najmłodszych wyborców. W kampanii wyborczej przede wszystkim widać, że PO prawie całkowicie straciła swoją młodzieżówkę. Stowarzyszenie "Młodzi Demokraci", niegdyś było jednym z największych motorów napędowych przy każdych wyborach, dziś jest prawie niewidoczne.
Pierwsze symptomy tego, że z młodzieżówką Platformy Obywatelskiej jest coś nie tak wyraźnie było już widać wiosną. Można było odnieść wrażenie, że dla młodych działaczy walka o reelekcję Bronisława Komorowskiego nie istnieje. W porównaniu z tym, jak wyglądało zaangażowanie Stowarzyszenia "Młodzi Demokraci" w kampanii parlamentarnej z 2011 roku, prezydenckiej z pamiętnego 2010, a tym bardziej gorących lat 2005-2007, młodych polityków w kampanii Komorowskiego wręcz nie było.
Nie ma zaangażowania, bo partia nas nie docenia. Jednocześnie partia przestała doceniać, bo od lat wielu pukało do SMD tylko po to, by sobie to wpisać w CV. Tak za darmo, za gadanie. Albo pojawiali się cwaniacy, którzy liczyli, że skoro z SMD przebili się ludzie, którzy zostawali ministrami, to wystarczy być i coś się dostanie od losu. Stowarzyszenie przez coś takiego obumierało od 2007 roku. Był jeszcze 10 kwietnia 2010 roku i mobilizacja na walkę o drugą kadencję. Potem już zgasł wiatr w żaglach...
Mój rozmówca z "gdańskiego matecznika PO" zdradza też, że na najmłodszym pokoleniu platformersów wyjątkowo mocno odcisnęły się ruchy tektoniczne w partii, oraz pojawienie się nowych graczy na scenie politycznej. Całkiem sporo sił w skali kraju SMD straciło podobno, gdy rozeszły się ścieżki Jarosława Gowina i Donalda Tuska. Przez lata młodzieżówka PO przyciągnęła całkiem sporo umiarkowanych konserwatystów, czy też słynnych "konserwatywnych liberałów", których część pożegnała się Platformą wraz z byłym ministrem sprawiedliwości. Nie odeszły tłumy, ale kilkoro bardzo aktywnych i kreatywnych ludzi zabrakło. Ze skrajnymi liberałami było podobnie, gdy wcześniej dochodził Janusz Palikot
I dodaje, że sam należy do "rzeszy" tych, którzy czekają tylko na rozstrzygnięcie wyborów parlamentarnych, by ocenić, czy nie podjąć próby związania się z Nowoczesną Ryszarda Petru. – On kogoś takiego, jak my potrzebuje. Zresztą organizacja przetrwała ponad 20 lat. Jest znacznie starsza od Platformy i już zmieniała partię-matkę, gdy z Unię Wolności przekształcano w PO – stwierdza.
Napisz do autora: jakub.noch@natemat.pl
