W 2014 r. fiskus zebrał o 1,2 mld zł podatku akcyzowego mniej, niż planował. Jest to już drugi rok z rzędu, gdy dochody państwa z tytułu opodatkowania wyrobów tytoniowych maleją. I nie chodzi tu jedynie o to, że liczba palaczy nad Wisłą się kurczy. To, że spada sprzedaż legalnych (czytaj opodatkowanych) papierosów, nie oznacza, że mamy do czynienia z masowym nawróceniem się na zdrowy tryb życia.
Oczywiście faktem jest, że coraz więcej Polaków wyrywa się z sideł tytoniowego nałogu. W 2013 roku odsetek wielbicieli „puszczania dymka” wynosił 25,8 proc., o 4,9 punktów proc. mniej niż dekadę temu. Leci w dół również sprzedaż papierosów. Jak wynika z dorocznych raportów agencji konsultingowej KPMG pt. Project Sun, relacjonujących rynek tytoniowy w Europie, w ciągu ostatnich 17 lat handel papierosami spadł w Polsce ponaddwukrotnie: z 92,1 mld sztuk w 1997 do 42 mld sztuk w ubiegłym roku.
Dotychczas nie miało to jednak negatywnego wpływu na finanse państwa. Wpływy do budżetu z tytułu opodatkowania wyrobów tytoniowych zmalały dopiero w 2013 roku (po raz pierwszy od 10 lat – przyp. red.). Wówczas spadek wyniósł 400 mln zł. Rok później dochody z tego tytułu zmalały o kolejnych 300 mln zł. Utrzymanie się spadkowej tendencji niepokoi ekspertów, zwłaszcza że wyroby tytoniowe stanowią drugie po paliwach silnikowych źródło wpływów do budżetu.
Dlaczego Polska traci miliony? Zgodnie z założeniami rządu zrekompensować utratę rzeszy palących podatników miały wyższe podatki. Problem tkwi jednak w tym, że rządzący nie wyczuli proporcji. O ile rok przed wejściem do UE płaciliśmy za paczkę jakieś 4,40 zł, dziś cena wynosi ok. 15 zł. Z tego aż 82,27 proc. to obciążenie fiskalne, w tym akcyza i VAT. W efekcie Polska osiągnęła minimalny wymagany przez Unię próg stawki akcyzowej (90 euro na 1 tys. papierosów – przyp. red.)… 4 lata przed wyznaczonym terminem.
Tymczasem z podstawowych praw ekonomii wynika, że podnoszenie podatków zwiększa wpływy do budżetu tylko do pewnego pułapu. Później następuje tzw. moment kryzysowy i wpływy do Skarbu Państwa maleją. Te zasady wyjaśnia tzw. krzywa Laffera, sformułowana jeszcze w latach 70. Rządzący w Polsce spostrzegli, że zagalopowali się z podniesieniem akcyzy, dopiero w tym roku zrezygnowali z kolejnej podwyżki.
Najwyraźniej za późno. Zbyt gwałtowny wzrost akcyzy okazał się być prezentem dla rosnącej w siłę szarej strefy, bo to właśnie tam uciekają płatnicy przed rosnącym obciążeniem fiskalnym. W efekcie odsetek papierosów nielegalnego pochodzenia w Polsce wzrósł w ciągu ostatniej dekady o blisko 300 proc. do horrendalnych… 19 proc. w II kwartale br. dla wschodnich regionów Polski wskaźnik ten jest dwukrotnie większy. I tak: w województwie podlaskim nawet 43 proc. dostępnych na rynku papierosów pochodzi z nielegalnego źródła. Takie dane podał w kwietniu br. Instytut Doradztwa i Badań Rynku Almares. Dla porównania w 2006 roku wskaźnik dla całego kraju wynosił zaledwie 6,6 proc.
Czy może być gorzej? Owszem – twierdzą eksperci. Chodzi m.in. o brak klarownych przepisów i opóźnienie rządowych prac nad wdrożeniem unijnej dyrektywy tytoniowej (2014/04/UE). Ministerstwo Zdrowia co prawda przedstawiło 3 miesiące temu projekt ustawy mający implementować wymogi Brukseli, jednak ze względu na liczne luki wywołał on oburzenie polskiej branży tytoniowej. Producenci nie znaleźli m.in. wzmianki o tym, gdzie w świetle nowych wymogów ma się znajdować ostrzeżenie zdrowotne. Bez tej wiedzy nie mogą oni rozpocząć procesu adaptacji zaplecza produkcyjnego, który według różnych szacunków trwa od 8 do 12 miesięcy. Tymczasem termin wejścia w życie nowych przepisów zbliża się wielkimi krokami, bo resort zdrowia wyznaczył go na 20 maja 2016 r. (podczas gdy unijna dyrektywa wspomina o lutym 2017 r. – przyp. red.).
Sytuację komplikują dodatkowo wybory parlamentarne, które wydłużą prace nad ustawą o kolejne miesiące. Czym to grozi? Branża tytoniowa odpowiada wprost: wstrzymaniem produkcji papierosów nad Wisłą i stratą kolejnych miliardów przez polski budżet.