W Polsce działa blisko 230 kanałów telewizyjnych, 291 stacji radiowych i ponad 2 mln stron internetowych. Tymczasem większość z nas posiada tylko jedną skrzynkę pocztową. Dlatego przesyłki reklamowe, czyli direct mailing, pozostają jednym z najskuteczniejszych narzędzi komunikacji z klientem.
W połączeniu z online marketingiem mogą zdziałać cuda. Fakty mówią same za siebie: stuprocentowy zasięg, ponad 18-krotnie wyższy response rate (wskaźnik zainteresowania i odpowiedzi na ofertę) niż w przypadku e-mail marketingu oraz zero ślepoty bannerowej, która stała się zmorą reklamodawców w sieci. Najwyższy czas, by także polskie firmy przekonały się o zaletach direct mailingu. A co z tym wspólnego mają listy do kotów? Cierpliwości, dowiesz się później.
Nie musisz mieć bazy adresowej, specjalistycznej wiedzy marketingowej ani nawet czasu, by zrealizować nad Wisłą skuteczną kampanią opartą o tradycyjne przesyłki do klientów. Wszystko – od wydruku, przez sprofilowanie, po dystrybucję – wykona za ciebie operator. Od niedawna cały wachlarz usług direct mailingu proponuje np. Poczta Polska. Firma przygotuje projekt i wydrukuje materiały reklamowe, podzieli się wiedzą i udzieli wskazówek – w tym celu operator stworzył nawet specjalny poradnik po wielokanałowym direct mailingu, opracowany na bazie wieloletnich doświadczeń operatorów pocztowych z całego świata.
Producenci nie muszą też martwić się o dane adresowe swoich potencjalnych klientów. Wystarczy opisać grupę docelową, a operator sam dobierze odbiorców, biorąc pod uwagę takie kryteria jak wiek, płeć, liczba i wiek osób w gospodarstwie domowym, wielkość miejscowości, kod pocztowy, poziom dochodów, typ zabudowy (dom jedno- bądź wielorodzinny) czy indeks siły nabywczej.
Wciąż nie jesteś przekonany? To spójrz na fakty. Jak wskazują ubiegłoroczne badania International Post Corporation (ang. Międzynarodowa Korporacja Pocztowa) przeprowadzonych w Wielkiej Brytanii, aż 90 proc. Brytyjczyków otworzyło listy o treści reklamowej, 44 proc. z nich odpowiedziało na komunikaty reklamowe. Z kolei aż 72 proc. brytyjskich odbiorców dokonało zakupów online po tym, jak zapoznali się z ofertą, którą dostarczył im listonosz. Obraz dopełniają badania Creative Marketing Services Ltd., które wskazują, że w opinii 57 proc. brytyjskich respondentów direct mailing sprawia, że odbiorcy czują się wyróżnieni, przez co rośnie też prestiż nadawcy.
Zdumiewający jest także poziom zaufania, jakim adresaci obdarzają informacje reklamowe wysyłane do nich tradycyjną pocztą. Z danych Direct Mail Guide 2015 wynika, że aż 82 proc. respondentów w wieku 20-30 lat uważa ten sposób komunikacji za kanał godny zaufania.
Jak jest w Polsce? Pomimo wysokiej efektywności narzędzie to jednak nie jest w pełni wykorzystywane przez marketerów i ich firmy – z zaskoczeniem przyznają eksperci. Dlaczego? – Moim zdaniem głównym powodem pomijania direct mail w planach marketingowych firm jest brak wiedzy na ten temat, brak doświadczenia, inne narzędzia marketingowe, obawa przed „danymi osobowymi”, brak konkurencji i nieustanne cięcia budżetów marketingowych – komentował w mediach Tomasz Kostyra, współzałożyciel, wieloletni prezes stowarzyszenia marketingu bezpośredniego – Polskiego Stowarzyszenia Marketingu SMB.
Pomijając direct mailing, przedsiębiorcy robią błąd. Dlaczego? Ta forma komunikacji z klientem posiada 100 proc. technicznego zasięgu, co oznacza, że przekaz reklamowy dociera do wszystkich potencjalnych odbiorców. To więcej niż w przypadku telefonów reklamowych (92 proc.) i e-mailingu reklamowego (49 proc) – wynika z badań Instytutu Badawczego MillwardBrown przeprowadzonych w maju br. na zlecenie Polskiego Stowarzyszenia Marketingu SMB. Z kolei z obserwacji amerykańskiej Direct Marketing Association (DMA) wynika, że skuteczność tradycyjnych przesyłek pozostaje niezmiennie wysoka. Dla porównania response rate w przypadku direct mailingu wynosi 3,7 proc., podczas gdy ten wskaźnik dla
e-maili reklamowych plasuje się na poziomie 0,1 proc.
Ulotka ulotce nierówna.
Przedsiębiorco, zanim chwycisz za papier i kopertę, dobrze zastanów się nad treścią i formą komunikatu. Tak, jak uczynił to kanadyjski producent kociej karmy Bulk Litter Warehouse. Zamiast wysłać informację o swoich produktach do wielbicieli zwierząt, firma postanowiła napisać bezpośrednio do… kotów. Zrobiła to tak skutecznie, że sierściuchów dosłownie nie dało się oderwać od ulotki reklamowej.
I nie chodzi tu jedynie o nietuzinkowy język, lecz także o kocimiętkę, którą nasączono papier. W ślad za kotami ulotką zainteresowali się także ich właściciele. Jaki był efekt kampanii? Skokowy wzrost sprzedaży i duży rozgłos medialny. Film o kocich ulotkach na YouTubie został obejrzany ponad 370 tys. razy. Kampania wygenerowała ponad 3,6 mln emisji w sieci, w tym 2,2 tys. tweetów i 4,5 tys. udostępnień na Facebooku.
Jak przekonują eksperci, direct mailing nie musi być nudny. Im bardziej nietuzinkowy pomysł, tym większa skuteczność działań reklamowych. Przykładem świeci sieć siłowni Kingdom of Sports, jedna z największych w Niemczech, która dzięki oryginalnemu rozwiązaniu zdołała znacznie zwiększyć liczbę klientów. Do osób mieszkających nieopodal klubów należących do sieci wysłała ulotkę z informacją, że rozdaje bezpłatne karnety na rok. Mógł je dostać każdy, kto zdołałby rozerwać na pół ulotkę, którą trzymał w ręku. Kruczek tkwił w tym, że została ona wydrukowana na papierze ze specjalnej mieszanki papieru i poliestru, której nie da się rozerwać. Ten chwyt został dobrze przyjęty przez odbiorców, a dowodem na to jest blisko 23 proc. wzrost bazy klienckiej siłowni. Więcej ciekawych pomysłów i praktycznych wskazówek na temat tego, jak zorganizować skuteczną kampanię direct mailingu znajdziesz tutaj.