Odpowiada za kryzys w onkologii w 2009 i pieczątkowy strajk lekarzy w 2011. Jego zasługą są natomiast gigantyczne oszczędności w ochronie zdrowia. W środowisku lekarskim uchodzi za aroganckiego. Dla polityków jest zagadką. Jego kontrowersyjne i niepodlegające dyskusji decyzje nieraz stawały się utrapieniem nawet dla partii, z polecenia której doszedł do najwyższej władzy w NFZ. Dziś na wojnę z nim ruszył Bartosz Arłukowicz. Minister Zdrowia chce go odwołać, a wszystko wskazuje na to, że premier poprze jego wniosek. Dlaczego odchodzi baron służby zdrowia?
O odwołaniu szefa Narodowego Funduszu Zdrowia informują wszystkie media. Dziwi nie tyle wniosek Bartosza Arłukowicza, co brak zdecydowanej reakcji premiera Donalda Tuska. Komentatorzy przekonują, że premier może przychylić się do prośby ministra zdrowia. Naciskają na to lekarskie samorządy i związki zawodowe. Nic dziwnego. Jacek Paszkiewicz od początku urzędowania godzi w ich interesy. W całym kraju w zasadzie trudno znaleźć jego obrońcę.
Paszkiewicz został powołany w grudniu 2007, krótko po tym, jak Ewa Kopacz została mianowana ministrem zdrowia w pierwszym rządzie Donalda Tuska. Rywalizował o nominację z Jerzym Millerem, który już wcześniej pełnił tę funkcję. "Dziennik" pisał wówczas, że to Paszkiewicz ma jednak większe szanse, bo "cieszy się on dużym zaufaniem Ewy Kopacz". Już po nominacji, minister zapewniała, że to właśnie nowy prezes zagwarantuje "szczególną kontrolę umów NFZ pod względem rzetelności i legalności".
Jak zapowiadano, tak się stało. Prezes Paszkiewicz szybko zaczął wprowadzać nowe porządki, które nie spodobały się lekarzom - kazał im raportować leczenie przy użyciu internetowych aplikacji, wprowadził system kodowania chorób i płacił szpitalom wyłącznie na podstawie poprawnie wystawionych papierów. Problem w tym, że wiele metod leczenia w systemie się nie mieściło. Fundusz prowadził więc zaostrzone kontrole, a potem zarzucał placówkom, że go oszukują.
Paszkiewicz naraził się też dyrektorom szpitali, zdaniem których, NFZ zbyt mało płaci za wykonywane zabiegi. Pierwszy raz wniosek o odwołanie Paszkiewicza lekarze złożyli do Ewy Kopacz już w grudniu 2008 roku.
Rok później Paszkiewicz wywołał skandal w opiece nad pacjentami onkologicznymi, których leczenie chciał przenieść ze szpitali do tych ośrodków, w których pracują wojewódzcy lub krajowi konsultanci. Sprawa zaszła tak daleko, że prezes NFZ trafił wraz z Ewą Kopacz na dywanik premiera. Ten wymierzył mu karę finansową, ale na tym konsekwencje się skończyły.
Tomasz Latos (PiS), wiceprzewodniczący sejmowej komisji zdrowia przywołuje jeszcze kilka sytuacji, w których Paszkiewiczowi się upiekło - Wywołał szereg problemów: protest receptowy lekarzy, wypowiedzenia kontraktów poradniom specjalistycznym, zawalił kwestie związane ze sposobem refundacji leków - powiedział. - W sposób
dziwny realizował zadania. NFZ pod jego wodzą został państwem w państwie, nie było nad nim żadnej kontroli. Prezes nikim i niczym się nie przejmował. Od pewnego czasu nie było z nim żadnej współpracy.
Paszkiewicz czuł się w ostatnim czasie na tyle pewnie, że nie usuwał z wysokich stanowisk nawet ważnych działaczy PO - za jego sprawą ze stanowiska szefa podkarpackiego NFZ usunięta została Barbara Kuźniar-Jabłczyńska.
O twardych regułach, według których gra Paszkiewicz, przekonał się na własnej skórze Bartosz Arłukowicz, którego jesienią prezes NFZ w ostrych słowach krytykował za przygotowaną przez resort ustawę refundacyjną.
Dlaczego więc przez tyle lat pozostawał nieusuwalny?
Człowiek PO
Jak twierdzi Tomasz Latos, "prezes utrzymał się dlatego, że podobno jest protegowanym marszałek Kopacz". Inne powody przytacza tygodnik "Newsweek":
Prawdą jest, że Paszkiewicz był przez długi czas po prostu dla Platformy wygodny. Jedną z jego pierwszych decyzji było odwołanie pięciu prezesów regionalnych oddziałów Funduszu. Odejść musiał m.in. Andrzej Jacyna, który szefował mazowieckiemu funduszowi i chciał likwidacji centrali NFZ. Ponoć nie uzyskał rekomendacji PO. "To decyzja polityczna. Platforma robi czystki. Szykują na stanowiska swoich ludzi" - mówili pracownicy oddziału "Życiu Warszawy".
Dlaczego więc Bartosz Arłukowicz chce pozbyć się Paszkiewicza teraz? Zdaniem niektórych posłów, chodzi o to, by ratować wizerunek partii. Wskutek ostatnich działań prezesa, który zaproponował im niedopuszczalne ich zdaniem umowy, za kilka dni szykuje się kolejny strajk lekarzy.
Jedna z sejmowych plotek mówi, że Paszkiewicz ma bardzo dobre kontakty w środowisku służb mundurowych, za leczenie których przed laty odpowiadał, i to im zawdzięcza błyskotliwą karierę. Inna głosi, że pochodzący z Gdańska Paszkiewicz trwa na stanowisku dzięki mocnemu poparciu Donalda Tuska. – Znamy się jeszcze z lat 80. – przyznaje Paszkiewicz, ale o początku tej znajomości mówi niechętnie. – Nie jestem pewien, czy to ma aż takie znaczenie, by opinia publiczna się tym interesowała – dodaje.