Konkurs Piosenki Eurowizji jednych zachwyca, a drugich odrzuca. Niektórzy dostrzegają w nim jedynie kicz. Eurowizja - w Polsce ciągle wyśmiewana, w Szwecji wciąż gloryfikowana. I choć trudno o niej mówić bez uśmiechu na ustach, to ciężko stwierdzić z czego wynika nasza niechęć do niej.
Już w sobotę wielkie eurowizyjne szaleństwo - po dwóch półfinałach nadszedł czas na 57. finał konkursu Eurowizji, organizowany przez Europejską Unię Nadawców w Azerbejdżanie. Wieczorem w Crystal Hall w Baku rozbrzmi 26 konkursowych piosenek z różnych krajów Europy. Wszystkie z nich stworzone przez artystów w nadziei na zwycięstwo, bo kryształowe trofeum w tym konkursie oznacza dobrą promocję dla piosenkarzy i muzyczny "podbój" naszego kontynentu.
Wielkie święto fanów Eurowizji trwa, ale wśród Polaków euforii nie widać. Nic w tym dziwnego, bo spotkanie fana tego konkursu w nasz kraju graniczy z cudem. Czy, w przeciwieństwie do innych narodów, nie czujemy klimatu Eurowizji i nie potrafimy się przy niej dobrze bawić?
Nie kochamy Eurowizji
Eurowizja rządzi się swoimi prawami - nikt temu nie zaprzeczy. Ciężko poczuć jej klimat, a jeszcze ciężej ją zrozumieć. - Jest to konkurs wspaniały, chociaż nadal nie wszyscy
Polacy potrafią dostrzec w nim tej wspaniałości. Z czego to wynika? Są różne zdania na ten temat. Słaba popularność, złe podejście władz TVP do konkursu, mała promocja - komentuje Dariusz Sułek, redaktor naczelny portalu eurowizja.org.
Eurowizja to obciach? Nie na Zachodzie
Konkurs Piosenki Eurowizji w Polsce uznawany za obciach i tandetę. Mało kto fascynuje się nim na co dzień. Jest wielu eurowizyjnych sceptyków, którzy ciągle krytykują festiwal, nie potrafiąc w nim dostrzec żadnych pozytywów. - Ciężko powiedzieć z czego wynika takie nastawienie Polaków do Eurowizji. Jacek Cygan w ostatnim wywiadzie dla jednego z tygodników powiedział, że artysta, który wystąpi w preselekcjach i nie odniesie w nich sukcesu jest z góry skazany na porażkę. W innych państwach tego nie ma. U nas jest zupełnie inne podejście do tego konkursu. Może gdybyśmy odnieśli na niej jakiś sukces, Polacy inaczej zaczęliby ją postrzegać - mówi Dariusz Sułek z eurowizja.org.
Podobnie uważa Artur Celiński, kulturoznawca i zastępca wydawcy pisma "Res Publica": - Słaba popularność może wynikać z tego, że z roku na rok nie odnosimy na
Eurowizji sukcesu. Ponadto TVP serwuje nam piosenki na niskim poziomie. Gust Polaków nie jest tutaj wyznacznikiem. Kto wie, czy "Koko Euro spoko" nie odniosłoby sukcesu na Eurowizji w tym roku?
Konkurs nas nie pociąga
Dlaczego nie potrafimy wczuć się w klimat Konkursu? Jak zaznaczają eksperci, nie ma jednoznaczniej odpowiedzi na to pytanie. - To nie jest tak, że Polacy nie potrafią się bawić. Wręcz przeciwnie - kochamy zabawę, mamy do siebie dystans. To nie tu leży problem. Eurowizja jest wypadkową gustów, a my nie potrafimy się w tym odnaleźć. Na ESC znajdziemy różne piosenki - lepsze i gorsze. Media zazwyczaj pokazują jedynie tę gorszą stronę, a z tej lepszej my, jako odbiorcy, nie zdajemy sobie sprawy, bo nawet nie wiemy, że tańcząc w klubach, niejednokrotnie bawimy się przy piosenkach z Eurowizji - zauważa Dariusz Sułek.
Piosenki Eurowizji kojarzą się przede wszystkim z kiczem. Kiedy o nich mówimy to od razu przychodzi nam na myśl Iwan i Delfin z "Czarną dziewczyną", Ich Troje i ich "Keine Grenzen" czy ukraińska Verka Serduchka z piosenką "Dancing". Jednym słowem - Eurowizję postrzegamy przez pryzmat tandety. Dość krzywdzący obraz konkursu nie pomaga mu w oderwaniu od stereotypowego myślenia. A przecież wiele gwiazd, które odniosły sukces, wcześniej pojawiły się na scenie festiwalu.
Warto wspomnieć chociażby o szwedzkim zespole ABBA, który wygrał w 1974 roku ze swoja piosenką "Waterloo" czy Celine Dion i jej przeboju "Ne partez pas sans moi" z 1988 roku. Z ostatnich hitów trzeba wspomnieć o zwycięzcy z 2009 roku, czyli Alexandrze Rybaku i jego "Fairytale" oraz Lenie, która zajęła pierwsze miejsce, dzięki wykonaniu utworu "Satellite".
Oczekujemy za wiele
Eurowizja daje nam specyficzną dawkę rozrywki, którą nie każdy rozumie: - Ten Konkurs, w przeciwieństwie na przykład do Konkursu Szopenowskiego, ma służyć rozrywce i zabawie. My nie potrafimy się przy nim bawić. Ciągle mamy pretensje do innych krajów, że na nas nie głosują. Formuła nas nieco przytłacza. Nie rozumiemy, że to tylko zabawa. Wielkich utworów nie należy się tam spodziewać - mówi w rozmowie z naTemat Jarosław Szubrych, krytyk muzyczny. - Lubię włączyć sobie telewizor i pooglądać Eurowizję z radością. Mam przy tym niezły ubaw - dodaje krytyk.
Czy Polaków jeszcze kiedykolwiek porwie eurowizyjny szał? Trudno przewidzieć. Póki co, w tym roku TVP nie wysłało na Eurowizję reprezentanta Polski. A szkoda. - Mamy złe podejście do festiwalu. Brakuje nam luzu. Wszystko, co jest na nieodpowiednim poziomie, traktujemy z przymrożeniem oka. Oczekujemy od Eurowizji nie wiadomo czego, a przecież niektóre piosenki z założenia mają dostarczać taniej rozrywki. Zacznijmy bawić się Eurowizją z całą Europą - zachęca Artur Celiński, kulturoznawca z "Res Publica".
Reklama.
Jarosław Szubrych
krytyk muzyczny
Ten Konkurs, w przeciwieństwie na przykład do Konkursu Szopenowskiego, ma służyć rozrywce i zabawie. My nie potrafimy się przy nim bawić. Ciągle mamy pretensje do innych krajów, że na nas nie głosują. Formuła nas nieco przytłacza. Nie rozumiemy, że to tylko zabawa. Wielkich utworów nie należy się tam spodziewać.