Fot. flyfish/Shutterstock

Bardzo lubimy happy endy. I żyli długo i szczęśliwie. Ale jak by się zastanowić nad praktyczną wersją takiego zakończenia to niestety: jedno wyklucza drugie. Dlaczego? Bo żyjemy dwa razy dłużej, a życie mamy wciąż tylko jedno. I tak jak kiedyś przyrzekaliśmy miłość, aż po grób, mieliśmy dwa razy większe szanse na dotrzymanie słowa.

REKLAMA
Za sprawą rozwoju cywilizacji obecnie człowiek żyje średnio 75 lat. Tymczasem w średniowieczu już 50-latek był zaawansowanym staruszkiem. Wkraczając w związek małżeński obiecujemy sobie trwanie razem do końca życia. To straszna perspektywa. Po latach, kiedy związek w naturalny sposób przechodzi w pokojową współegzystencję, małżeństwo może okazać się gwoździem do trumny. I nie tylko przez gderanie i oddzielne łóżka. Przez to, że kiedy przestajemy kochać na rzecz przyjaźni, tam gdzieś za rogiem wciąż możemy się zakochać. I żyć pełnią życia. Bez frustrującego udawania.
Wszystko przez Disneya
Wczesne dzieciństwo, moment zapisywania naszych czystych jak tabula rasa dusz, odcisnął piętno wizji idealnego życia u boku ukochanego, który walczy o nas, zdobywa, uchyla bramy raju. Wielka szkoda, że Walt Disney nie pokusił się o nakręcenie kolejnych odcinków swoich łzawych bajeczek, które całe dzieciństwo wbijano nam do głowy. Przez to jesteśmy pełni oczekiwań co do idealnego związku, nieustających sercowych uniesień i księcia na białym rumaku. W rzeczywistości łatwiej o szarmanckiego konia niż księcia.
Chciałabym, aby szanowne Disney Company pokazało, czy rzeczywiście Mała Syrenka, która poświęciła dla księcia swój piękny ogon i cały dotychczasowy świat, wytrzyma z nim do końca swoich dni. Szczerze wątpię. Przecież z natury była ciekawska, a z księciem znała się ledwo z widzenia. Ok, ponieważ czarownica odebrała jej mowę, na pewno nadrobiłaby z nim stracony czas na rozmowie. Ale jak długo? 20 lat? Co potem? Myślę, że nowe nogi zawiodłyby ją w zupełnie inne miejsca.

Bo z czasem opada

I to nie tylko to o czym każdy w pierwszej kolejności pomyślał. Gdyby seks był jednym problemem, na pewno można by było temu zaradzić. Ale opadają też emocje, wrażenia, starania i na końcu ręce. Przestajemy mieć potrzebę atrakcyjnego wyglądu, bycia interesującymi dla partera, bo on "po prostu jest i będzie". Wspisując sie w tę ideę mężczyźni rzeźbią mięsień piwny, kobiety przestają golić nogi. Zamiast tej nutki niewiadomej, wiemy o drugiej osobie praktycznie wszystko. Nuuuuda!
logo
Miłość nie trwa wiecznie. A Romeo i Julia zmarli bardzo młodo. Fot. elina/ Shutterstock
Badania mówią, że ogień w monogamicznym związku kończy się po 2-3 latach. Pierwszym, co nas, kobiety, może niepokoić, to ponowne rozglądanie się za mężczyznami. To natura w czystej postaci: hormony spadają, a wokół tyle potencjalnych historii na ekscytujące życie.
Mamy mnóstwo znajomych, wielu z nich bardzo atrakcyjnych, singli, w różnym wieku. Są tacy inni! A w domu znowu ta sama gęba do wyżywienia, która już nawet nie zakrywa się ręką jak ziewa. Oczywiście na walentynki kupi bukiet i odkorkuje szampana. Ale po wszystkim jednak powie, że mecz jest akurat dziś.
Cyt, iskierka zgasła
Czy nie byłoby lepiej po pewnym czasie, kiedy płomień wygaśnie, powiedzieć to sobie szczerze, że każdy może pójść szukać własnego szczęścia u boku kogoś innego? Lepsze to niż tęskne spojrzenia za tamtym i owym. W ukryciu. Z poczuciem winy. Jeśli kochasz się z innym, to nie kochasz już wystarczająco partnera. Tłumaczenia, że najbardziej intymne zbliżenie, jakie istnieje na świecie, nie jest przeznaczone dla wybranka, bo "kochamy" go inną miłością, jest wielką hipokryzją.
Jeśli w miejsce miłości wkroczyła przyjaźń, a serce ciągnie nas ku innemu, nowemu, warto go posłuchać. Nic nie jest warte zdrady prawdziwego uczucia, nawet jeśli nie jest obliczone deadlinem na wieki wieków.
Z zachwytem spoglądam na czule trzymających się staruszków. Są naprawdę słodkim obrazkiem. Ale nie wierzę w takie historie w obecnym pokoleniu. Za dużo możliwości i za dużo oczekiwań. Ciągle się słyszy rzucił ją dla młodszej, ona miała kochanka, nie wiem jak to się mogło stać, wszyscy są w szoku, że taka dobrana para się rozstała. I już nic w tym nie dziwi. Nie kochali sie, rozeszli, zaczynają na nowo. Próbują walczyć o fajne życie, a nie na siłę ciągnąć relację opartą na poczuciu bezpieczeństwa i przyzwyczajeniach.
Odgrzewanie trupa
Zaraz odezą się głosy: Ale o związek trzeba walczyć! Do upadłego! Bo dzieci! Bo biznes! I przyjaciele...Więc do roboty. Poradniki, kozetka u psychologa, kilo ostryg na kolację. I wszystko fajnie. I jeśli przyniesie poprawę jakości związku, to też bardzo dobrze. Ale ile ostryg jesteś w stanie zjeść? Na jak długo? Może dojdziemy do momentu, gdy zasadzimy w wielkiej donicy drzewo johimbiny i zaczniemy co wieczór przed pójściem do łóżka obgryzać jego korę?
Pomysły na ratunek są różne. W szerokiej gamie wszelkiej maści miłosnych poradników znajdziemy wspaniałe pomysły na podwyższenie atmosfery w związku. Można się pobawić w inscenizacje powrotu do przeszłości – odtworzyć dawny klimat pierwszych randek, można też zmienić zwyczaje seksualne albo zrobić sobie zdrową przerwę. I czasami to działa. Może przedłuży nasz miłosny żywot na chwilę. Ale czy kilka lat cennego życia jest warte takich skomplikowanych zabiegów?
Musisz! Powinnaś! Jak możesz?
Życie jest jedno. Ludzi wiele. I tyleż samo dróg do szczęścia. A lepsze nie jest wrogiem dobrego. Jest po prostu lepsze. Dlatego nie składajmy zbyt pochopnie przysięgi "i nie opuszczę cię aż do śmierci". Nie wymagajmy od siebie rezerwacji kilkudziesięciu lat życia dla jednej osoby, bo tak obiecaliśmy. Lepiej obiecać, że zostaniesz dopóki kochasz.
A już na pewno nie powinno się poddawać naciskom otoczenia, czy nawet drugiego partnera, bo" mamy rodzinę i trzeba dobrze wyjść na zdjęciu". "A co powie mamusia". To prawdziwe łańcuchy krępujące naszą wolność i szczęście. Jak utrzymać w ryzach te wszystkie oczekiwania, naciski, stwierdzenie: po tylu latach jesteś to jej/jemu winny". Nic nie jesteśmy nikomu winni. Nawet w związku każdy odpowiada za siebie. A kilkadziesiąt lat z jedną osobą to po prostu maraton z przyczepioną do nogi kotwicą.
Do tego dochodzi tłumaczenie, że wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma. Patrzymy na zachód słońca z osobą, z którą spędziliśmy szmat czasu. I jedyne co nas grzeje to już tylko promienie słoneczne. A dusza tęskno hula na horyzoncie. Za zaginionym szczęściem.

Napisz do autorki: kalina.chojnacka@natemat.pl