– Zamierzam jako pierwszy szybko wejść na szczyt i nie kiblować na lodowcu dwa miesiące – mówi naTemat Adam Bielecki, himalaista znany z zimowych wejść na himalajskie ośmiotysięczniki Gaszerbrum oraz Broad Peak.
– Będziecie współpracowali z innymi ekipami Polaków? – pytam.
– Raczej nie będzie okazji. Oni atakują szczyt w stylu oblężniczym, rozkładając kilometry lin. Zamierzam zjawić się pod szczytem dobrze zaaklimatyzowany. Spakować plecak, wejść i zejść. To jest rywalizacja – mówi Bielecki.
Zawodnicy
Tej zimy pod Nanga Parbat w Karakorum będzie tłoczno. Plan wejścia na przedostatni z niezdobytych zimą ośmiotysięczników ogłosiły dwie polskie wyprawy Nanga Dream, kierowana przez Marka Klonowskiego oraz Nanga Light, Tomasza Mackiewicza. Własny plan wejścia przedstawił w tym tygodniu Adam Bielecki. 6 grudnia wylatuje wraz z partnerem Jackiem Czechem do Ameryki Południowej. Wejdą tam na wysoki wulkan Ojos del Salado 6893 m n.p.m., rozstawią namiot na szczycie i przeczekają 4-5 nocy. Zyskają tym samym niezbędną aklimatyzację do wejścia na ośmiotysięczniki. Po zejściu natychmiast wskoczą w samolot i polecą do Pakistanu. Samochodem, a potem dwa dni na piechotę, dotrą do bazy i będą gotowi do akcji na dużych wysokościach.
Janusz Gołąb, dawny partner Bieleckiego, też spróbuje zdobyć szczyt tej zimy. Gołąb tkwi jeszcze w śniegach pod południowym filarem ośmiotysięcznika Annapurna. Realizuje wspinaczkę trudną drogą. Ma jednak laptopa zasilanego baterią słoneczną, czyta internet. Gdy rozeszły się wiadomości, że tej zimy pod Nangą szykują się igrzyska, przystąpił do międzynarodowej wyprawy Alexa Txikona. Podobno zaraz po zejściu ze ściany chce przeskoczyć pod Nangę i tak jak Bielecki dokonać w grudniu szybkiego wejścia w stylu alpejskim.
Cel, kiedyś był wspólny
Gdyby to usłyszał Artur Hajzer, nieżyjący już twórca programu Polskiego Himalaizmu Zimowego, ochrzaniłby wszystkich równo i to nie przebierając w słowach. Miało być przecież inaczej. Młodzi i zdolni wspinacze mieli nabrać doświadczenia, a potem wspólnie dokończyć dzieło Jerzego Kukuczki czy Krzysztofa Wielickiego i Leszka Cichego – zdobywców Everestu zimą. Z 14. najwyższych szczytów Polacy zimą zdobyli jako pierwsi 11. Pozostały dwa K2 i Nanga Parbat. Hajzer zginął jednak dwa lata temu podczas wejścia na Gaszerbrum. Program PHZ utracił sponsorów, a jego wychowankowie poszli w rozsypkę.
Tej zimy atmosfera pod Nanga Parbat będzie taka, jak pomiędzy bokserami, pełna "złej krwi". Wielu członków tych ekip jeszcze niedawno ze sobą współpracowało, dziś każdy na własną rękę chce zdobyć szczyt. – Mógł na mnie poczekać. Jak dostał sraczki na siedmiu tysiącach, to ja na niego zaczekałem – mówił o Bieleckim Janusz Gołąb, wspominając ich słynne wejście na Gaszerbrum. Choć wyszli z namiotu razem, na szczyt dotarli osobno. Bielecki jako pierwszy. Gdy zbiegał na dół, nie chciało się zatrzymać i wygrzebać z plecaka aparatu fotograficznego. Gołąb dotarł na szczyt sam, nie miał czym zrobić sobie porządnego zdjęcia. Do namiotu zszedł również samotnie. Od tamtej pory nie darzą się sympatią.
Adam Bielecki: – Jeśli spotkam inne wyprawy w ścianie, będę robić swoje. Nie planuję współpracy z Gołębiem, chyba że wydarzy się coś nadzwyczajnego.
Skłóceni są liderzy dwóch pozostałych wypraw Tomasz Mackiewicz i Marek Klonowski. To dawni wspólnicy, którzy zimą 2011 roku wspinali się na górę po raz pierwszy. Teraz organizują osobne wyprawy. Klonowski zamierza zdobywać górę od strony Doliny Rupal, wielokrotnie już atakowaną zimą Drogą Schella. Tomasz Mackiewicz próbował tam przejść w poprzednich sezonach, ale bez powodzenia. Teraz będzie się wspinał z Elisabeth Revol na drodze Kinshofera (to tam zaatakuje Bielecki, a także Gołąb).
Mackiewicz to chyba najbardziej kolorowa postać tej rywalizacji. Jako nastolatek był narkomanem biorącym heroinę, cudem uratowanym przez społeczników z Monaru. Potem pracował w ośrodku dla trędowatych w Indiach. Nie ma pieniędzy, ani stałej pracy. Pod Nanga Parbat spędzi już szóstą zimę z rzędu. Przyznaje, że popala "papieroski", ale tylko do wysokości 5 tys. m n.p.m. Internauci tak polubili ten jego wariacki styl, że co roku zrzucają się na koszty wyprawy. Ubiegłej zimy osiągnął wysokość podczas wspinaczki na tej górze - 7800 m n.p.m.
Dlaczego będzie to morderczy wyścig?
Wystarczy przypomnieć tylko wydarzenia na Gasherbrum z 2012 roku. Ekipa Polaków rywalizowała z wyprawą kierowaną przez Austriaka Gerfried Goeschla. Polacy szli drogą japońską od strony północno-zachodniej. Goeschl i towarzysze od południa. Po prawie dwóch miesiącach przygotowań, gromadzenia sprzętu i żywności w obozach pośrednich wiodących na szczyt, obie wyprawy były gotowe do finałowej akcji. Z napięciem wpatrywali się w te same prognozy pogody, szukając momentu, gdy pojawi się kilkudniowy okres dobrej pogody.
Chcąc ubiec Polaków, Gerfried Goeschl, Szwajcar Cedric Hahlen oraz Pakistańczyk Nisara Hussain wyszli w górę znacznie wcześniej. Nie weszli. Kiedy Janusz Gołąb był na szczycie, z bazy przez lunetę widziano ich sylwetki około 200 metrów poniżej. – Kiedy wszedłem na szczyt, Artur prosił mnie przez radio, abym wyjrzał na południową stronę czy nie widać gdzieś ekipy Gerfrieda. Nie było śladów – wspomina Gołąb. Do dziś nie wiadomo czy doszło do wypadku, czy też zmarli z wyczerpania. Podczas zimowego wejścia na Broad Peak w 2013 roku zginęli Maciej Berbeka i Tomasz Kowalski.
Jeśli nie rozumiecie do końca, o co chodzi w tej górskiej rywalizacji, obejrzyjcie słynny film "Krzyk kamienia" Wernera Herzoga. Opowiada on o dramatycznym wyścigu na nieprawdopodobnie trudny szczyt Cerro Torre w Patagonii. Bohaterami są Martin, młody, żądny sławy, wspinacz skałkowy i Roccia, doświadczony alpinista. Podejmują przed kamerami telewizji zakład o to, który pierwszy zdobędzie Cerro Torre. Obaj wchodzą na szczyt różnymi drogami w asyście ekip filmowych. Tyle filmowej fikcji. Przygotujcie zapas herbaty, grzanego wina i dobre łącza internetowe. Od grudnia zobaczymy prawdziwą akcję. Za wszystkich trzeba trzymać kciuki.