Jest ich trzech: Janusz Gołąb, Marcin Tomaszewski i Michał Król. Sama śmietanka naszego alpinizmu. W piątek wyruszają w Alpy i zaraz potem w Himalaje, by wejść na dziewiczy, niezdobyty dotąd przez nikogo, południowo-zachodni filar Annapurny IV. I wciąż brakuje im kilku tysięcy złotych. – Pierwszy raz tak bardzo prosiłem ludzi o pieniądze, ale nie wstydzę się tego. Nie ma możliwości, byśmy zrezygnowali ze swoich marzeń – mówi naTemat Marcin Tomaszewski, jeden z uczestników wyprawy. Bez pieniędzy obcych ludzi tych marzeń nigdy by nie było...
Marzenia bardzo kosztowne, co wielu wytyka za każdym razem, gdy mowa o wyprawach wysokogórskich. Ale tym razem reakcja była silna, bo i sami alpiniści osobiście o tę pomoc prosili. Budżet wyprawy sięga 150 tys. zł. Dużą część sponsoruje Polski Związek Alpinizmu i prywatne firmy. Zabrakło jednak ponad 50 tysięcy. I tu zaczęły się schody.
Niech każdy płaci za siebie
Wielu ludzi zaczęło się zastanawiać, dlaczego mają wspierać cudze marzenia. Dlaczego mają płacić na coś, co może zakończyć się tragicznie. I co wtedy? Poczucie, że za ewentualną akcję ratowniczą też trzeba będzie płacić?
Koszt ekspedycji
• Obsługa agencji, pozwolenia etc. – 3.295 $ x 3 = 9.885 $ • Helikopter z KAT – 4 loty – 15.200 $ • Depozyt (zwrotny) – 2.000 $ • Koszty na miejscu, restauracje, etc. – 1.000 $ • Ubezpieczenia - 1.500 PLN • Bilety – 10.500 PLN • Żywność z Polski – 1000 PLN • Apteczka – 1000 PLN • Sprzęt - 15.000 PLN • Aklimatyzacja na Mount Blanc – 3000 PLN • Tel satelitarny (karta) – 2000 PLN • Inne – 3000 PLN Czytaj więcej
Zawsze są takie komentarze. Pisaliśmy już o tym nie raz. Tym razem też. ”Na swoje pasje wydajemy swoje pieniądze”, ”A ja proponuję , żeby wzięli kredyt w banku i po problemie. Nie widzę powodu dlaczego ja miałbym się na to zrzucać. Mi nikt kasy nie daje na realizację swoich zainteresowań” – to tylko niektóre z bezlitosnych głosów internautów. A było ich więcej. Na portalu Polak Potrafi udało się zebrać tylko 19 tys. zł, choć podali wszystkie szczegóły wyprawy, opisali dokładne koszty i co najważniejsze – napisali, jak ważna może być ta wyprawa z punktu widzenia Polski.
Cel ten jest wielkim wyzwaniem, potencjalny sukces stałby się wybitnym osiągnięciem na skalę światową plasującym polski himalaizm w ścisłej światowej czołówce. Portal PolakPotrafi.pl wybraliśmy w chwili, gdy przekonaliśmy się, że samodzielnie nie udźwigniemy ciężaru finansowego wyprawy. Portal ten wspiera polskie przedsięwzięcia na świecie, dzięki takiej zbiórce będziemy mieli okazję spróbować swoich sił na górze i pozostawić na niej trwały polski ślad.Czytaj więcej
Czas naglił, pieniędzy nie było
Nie udało się. Nie pomogły też gadżety, którymi kusili w zamian za najdrobniejsze kwoty. Kawałek liny, zdjęcie z autografem, film z wyprawy. Pieniędzy wciąż brakowało. Ale nie zrażeni prosili dalej. – Im bliżej terminu wyprawy tym sznur na garnitur był mocniej zaciśnięty. Musieliśmy bardziej sprężać się z tą zbiórką. Pojawiały się wątpliwości, ale mimo wszystko byliśmy nastawieni optymistycznie – opowiada Marcin Tomaszewski. Zawodowy alpinista, który wspina się od I klasy liceum. Jak mówi, alpinizm płynie mu w żyłach. Musi się wspinać. I nie ma takiej możliwości, żeby przestał. I żeby ta wyprawa nie doszła do skutku. I dojdzie. Rozmawiamy dokładnie dzień przed.
–To najbardziej utytułowani polscy alpiniści wielkościanowi działający w tej chwili w górach wysokich i średnich. Ścisła czołówka na światowym poziomie. Jest zasmucające, że inne wyprawy stawiające sobie mniej wartościowe sportowo za to bardziej medialne cele, uzbierały niezbędne pieniądze, a ci, którzy są najmocniejszymi zawodnikami mieli z tym problem – przyznaje w rozmowie z naTemat Piotr Xięski, wiceprezes Polskiego Związku Alpinizmu.
Poczuli wsparcie narodu
I wtedy ruszyła zupełnie prywatna zbiórka na Facebooku. Alpiniści prosili m.in. o wsparcie na helikopter. I tu też podniosły się głosy, że fanaberia...Ale wsparcie ruszyło. Powoli, powoli...I niemal udało się zapiąć budżet. Ekipa, jak mówią, poczuła wsparcie narodu.
– Ciężko było zwrócić się z prośbą o pomoc, ale warto było. Reakcja internautów bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Jestem zachwycony tym, co dla nas robią. Każdy płaci, ile może. A naprawdę wiele osób nam pomogło! Mamy poczucie, że wiele osób trzyma za nas kciuki.W zamian zapraszamy na imprezę, którą zorganizujemy w górach, połączoną z prezentacją z wyprawy, z zajęciami ze wspinaczki – mówi Marcin Tomaszewski.
Piotr Xięski, przekonuje, że tak naprawdę relatywnie koszta tej wyprawy nie są duże. A marzenia? – Zawsze można powiedzieć, że powinniśmy wydawać absolutnie wszystkie pieniądze na wsparcie dla osób potrzebujących. I jest to poniekąd słuszne. Ale świat stanąłby wtedy w miejscu. Człowiek nie poleciałby w kosmos. Nie chcę się zastanawiać, ile kosztuje samotny rejs dookoła świata, czy skok Baumgartnera z wysokości 40 km. Jedynym celem tego skoku było przecież pobicie rekordu. A kosztował miliony dolarów – mówi.
Wspieramy nepalskie rodziny Za drogie marzenia? Jakże inaczej wygląda to od strony alpinistów! Owszem potrzebują pieniędzy, marzą, by realizować swoje pasje. Dla większości to tak naprawdę styl życia. Ale te pieniądze nie idą do ich kieszeni. – Wprost przeciwnie. Wszystkie nasze pieniądze trafią teraz do rodzin w Nepalu. To nie są pieniądze, które my przejemy. W Napalu wszyscy mówią wokół: ”Pomóżcie nam, Nepalczykom, organizując wyprawy w nasze góry. Bo nakarmicie naszych tragarzy, nakarmicie naszych kucharzy, którzy będą wam gotowali”. Nepalczycy zarabiają dzięki nam. Wspierając naszą wyprawę internauci tak naprawdę wspierają Nepalczyków. A my jesteśmy pośrednikiem tych pieniędzy – mówi Marcin Tomaszewski. Przy okazji wyprawy alpiniści organizowali zresztą zbiórkę dla dzieci w Nepalu. I zabierają ze sobą paczkę z przyborami szkolnymi.
Nie mogą wziąć kredytu? Po co prosić innych? – Mamy rodziny, wyjeżdżamy na półtora miesiąca i przez ten czas nie zarabiamy. Dostajemy pieniądze na wyprawę, ale nie pieniądze na życie. Na naszych głowach przed wyprawą jest to, aby zarobić tyle, żeby nasze rodziny żyły bez żadnego uszczerbku. Każdy medal ma dwie strony. Jeśli ktoś nas oskarża, że spełniamy nasze marzenia, to powiem: Tak, spełniamy. Ale tylko dzięki temu, że pracowaliśmy na to całe życie.
Te zbiórki to nasze bezpieczeństwo
Alpinista nie rozumie głosów, gdy ktoś mówi, że nie będzie wspierał wyprawy, która nie wiadomo, jak się skończy. ”Nie wpłacę, bo jak skończą tragicznie, to będę miał poczucie, że to sponsorowałem” – takie głosy też przecież słychać. Marcin Tomaszewski tłumaczy: – Jest zupełnie odwrotnie! Gdyby te osoby nas nie wsparły, to musielibyśmy oszczędzać na sprzęcie i na funduszach, które dają nam bezpieczeństwo. Dzięki wsparciu ludzi mamy lepszy sprzęt, mamy helikopter, możemy kupić lepszą żywność. Ludzie wspierając nas nie dokładają się do naszej porażki czy tragedii, ale pomagają nam jak najlepiej przygotować się do wyprawy.
A z tym helikopterem, co też oburzył niejednego, jest tak: – To dolina, do której można dostać się tylko drogą powietrzną. W dole nie prowadzi żadna ścieżka, jest dużo głazów, dużo urwisk, przez które tragarze nie są w stanie przejść z bagażami. Dwie wyprawy, które próbowały wejść tą ścianą też korzystały z helikoptera. Ale żadnej z nich się nie udało.
Ruszają w piątek. Na razie na wyjazd aklimatyzacyjny do Chamonix. 21 października z Genewy do Katmandu. Udało im się zebrać fundusze na helikopter. Ale pojawił się nowy problem. Już nie w Polsce. To Indie właśnie zablokowały dopływ paliwa do Nepalu... Trzymajmy kciuki.
napisz do autora:katarzyna.zuchowicz@natemat.pl
Reklama.
Piotr Xięski
Przyczyny tego zjawiska są oczywiste: w przekonaniu większości osób interesujących się pobieżnie tematyką górską, naprawdę trudne jest zdobycie ośmiotysięcznika. Tymczasem większość najtrudniejszych celów sportowych w Alpinizmie, jakie są w tej chwili realizowane i doceniane to długie, ekstremalnie trudne technicznie drogi na ścianach i szczytach poza nurtem 8+. Często te właśnie drogi prowadzą na szczyty o bezwzględnej wysokości ok 2000 m, tyle że szczyty znajdują się w rejonach polarnych takich jak Ziemia Baffina czy Patagonia. Trudno się jednak dziwić dość słabej percepcji tego co wartościowe i trudne - nie jesteśmy krajem alpejskim. Mam nadzieję, że z czasem ta sytuacja ulegnie poprawie.