Na szczycie przywódców UE na Malcie polskie krzesło pozostanie puste. Według Witolda Waszczykowskiego, nowego szefa MSZ to nieistotne spotkanie. – Polityk zajmujący się sprawami zagranicznymi powinien być bardziej powściągliwy w opiniach. A po drugie nie powinien podchodzić lekceważąco do spraw, które jednak są ważne – mówi Agnieszka Pomaska z PO, w mijającej kadencji szefowa komisji ds. UE.
Ewie Kopacz zabrakło determinacji w przekonywaniu Andrzeja Dudy do wyjazdu na Maltę? Poza briefingiem i wywiadami były też jakieś zakulisowe zabiegi, próby dotarcia do prezydenta?
Nie pracuję w Kancelarii Premiera, więc nie wiem.
No tak, ale to ta sama partia.
Mogę tylko powiedzieć, że z mojej perspektywy pani premier zrobiła wszystko, co mogła. Poprosiła o zaangażowanie się Marszałka seniora w sprawę, która z prostej do rozwiązania urosła do rangi poważnego problemu. Zupełnie niepotrzebnie. Ale pani premier nic więcej nie mogła w tej sprawie zrobić. Wystarczyło przecież, by Prezydent Duda przełożył posiedzenie Sejmu.
Warto dodać, że Komisja ds. UE opiniuje dokumenty, które są przedmiotem rozmów na szczytach, a my dostaliśmy je we wrześniu. Już tam było napisane, że spotkanie odbędzie się 11 i 12 listopada.
Czy jako szefowa komisji ds. UE ma pani informacje, że na tym szczycie mogą paść nowe pomysły, czy raczej nie będzie się tam działo nic ważnego?
Ten szczyt i wszystkie spotkania europejskich przywódców, niezależnie od tego, czy formalne, czy też nie, są częścią procesu negocjacyjnego UE. To tam wyznaczany jest polityczny kierunek Unii i jej priorytety. Każdy szczyt ma swoją dynamikę, więc obecność na szczytach jest bardzo ważna.
Problemem w całej sytuacji było to, że tłumaczeń ze strony prezydenta i PiS, bo traktuję ich jako jedną ekipę polityczną, było kilkanaście. Utkwiła mi w pamięci ta wypowiedź jeszcze tedy nieoficjalnego kandydata na ministra pana Waszczykowskiego, który umniejszał znaczenie tego szczytu.
Formalnie niewiele mógł zrobić, ale jego wypowiedzi nie służyły sprawie. Nie wypada kandydatowi na ministra mówić tak o jakimkolwiek spotkaniu unijnym. To niezbyt dobra zapowiedź polityki zagranicznej w wykonaniu nowej ekipy.
Komisje spraw zagranicznych, gdzie działał p. Waszczykowski i ds. UE, którą pani kierowała od czasu do czasu miały wspólne pola zainteresowań. Jak wtedy współpracowało się pani z Witoldem Waszczykowskim?
Aż tak dużo nie współpracowaliśmy, ale mam pewne obawy, bo z tego co pamiętam Witold Waszczykowski blisko współpracował z Anną Fotygą i podzielał jej linię. Mam nadzieję, że to będzie inny styl uprawiania polityki i dyplomacji, choć źle oceniam te pierwsze wypowiedzi po wyborach.
Bo polityk zajmujący się sprawami zagranicznymi powinien być bardziej powściągliwy w opiniach. A po drugie nie powinien podchodzić lekceważąco do spraw, które jednak są ważne. To, jak traktujemy poszczególne gremia unijne też ma znaczenie. To nie był mój faworyt, PiS mogłoby być stać na więcej, ale oczywiście każdemu trzeba dać szansę.
Chciałabym, by była to była polityka otwartości, polityka europejska w takim wydaniu, jak dotychczas. Tak, by walcząc o swoje interesy być postrzeganym jako kraj proeuropejski, widzący swoją siłę w członkostwie w UE. Szkoda, gdyby to odrzucono.
Pan Waszczykowski jest postrzegany jako polityk proamerykański. Konrad Szymański, który w nowym rządzie będzie odpowiadał za UE, będzie w stanie zrównoważyć te tendencje szefa MSZ?
Mam nadzieję, że tak. Rola ministrów ds. europejskich jest niezwykle ważna, co było widać w ciągu ostatnich lat. Ważne jest sprawne poruszanie się po europejskich salonach i doświadczenie, a Konrad Szymański jest doświadczonym europosłem. Przypisuję to na plus.
Nie ma niczego złego w samym byciu proamerykańskim, ale żyjemy w miejscu, w którym żyjemy. Polska dzięki zaangażowaniu w proces integracji, dzięki funduszom z UE, jest w zupełnie innym miejscu, niż była kilkanaście lat temu. Źle by się stało, gdybyśmy ten dorobek zmarnowali.