Za nami jeden z ostatnich sprawdzianów polskich piłkarzy przed zbliżającymi się Mistrzostwami Europy. Czy rozwiał nasze wątpliwości? Jeśli, to tylko po części. Pierwsza połowa była w naszym wykonaniu jeszcze jako taka. Nasi prowadzili grę, szukali okazji do zdobycia bramki, a jedną z nich wykorzystał Damien Perquis. Ale w drugiej połowie z boiska wiało już głównie nudą, a zmiennicy nie zachwycili. Dobrze, że utrzymali wynik i ostatecznie wygraliśmy ze Słowacją 1:0.
Franciszek Smuda postanowił poważnie potraktować dzisiejszego rywala i postawił na tych, którym najbardziej ufa. Na pierwszą połowę wybiegli m.in. Robert Lewandowski, Jakub Błaszczykowski, Maciej Rybus i Rafał Murawski. Czy to był ten optymalny skład, który wyjdzie na Stadion Narodowy przeciwko Grekom? Wszystko na to wskazuje.
Zmęczeni ostatnimi ciężkimi treningami serwowanymi przez trenerów Polacy nie zagrali wybitnego spotkania. Ot, taki typowy mecz sparingowy. Bez głośnego dopingu, bez nadmiernego ryzyka. Nasi zawodnicy rozpoczęli to spotkanie dość ślamazarnie. Dopiero z czasem przypomnieli sobie chyba: „Chwila, przecież mamy do wyrównania rachunki ze Słowakami. Jazda z nimi”.
Ostatnie dwa pojedynki z naszymi południowymi sąsiadami kończyliśmy porażkami. W głównej mierze przez nie, nie awansowaliśmy do mundialu w RPA. W 2008 roku biało-czerwoni ulegli w Bratysławie gospodarzom 1:2, a u siebie rok później w „meczu na śniegu” jedyną bramkę spotkania strzelił Seweryn Gancarczyk. Niestety samobójczą.
Naszych motywowała jednak nie tylko historia, a w głównej mierze przyszłość. I to ta najbliższa. Już jutro selekcjoner Smuda ogłosi ostateczny skład kadry na Euro. Kto wypadnie z niej? Raczej nie ci, którzy zagrali w pierwszej połowie. Kandydatów należy szukać wśród uczestników drugiej odsłony. Gdy polscy zawodnicy zapomnieli na chwilę o doskwierającym im zmęczeniu, od razu zrobiło się groźnie pod bramką słowackiej ekipy.
Kilka akcji na wysokim poziomie zademonstrowała dwójka Błaszczykowski - Piszczek. Ten drugi w 29. minucie dośrodkował, a Damien Perquis wyskoczył najwyżej i pokonał golkipera Słowacji. To pierwsze trafienie obrońcy Sochaux w barwach polskiej reprezentacji. Dla niego szczególnie ważne, gdyż wciąż dochodzi do siebie po długiej kontuzji, a na boisku nie występował praktycznie od marca.
Gol Perquisa był jakby na potwierdzenie przewagi, którą nasi gracze osiągnęli w pierwszej połowie. Rywale praktycznie nie zagrażali bramce Wojciecha Szczęsnego, rzadko wychodzili z własnej połowy.
Wśród podopiecznych Smudy tak w pierwszej, jak i w drugiej części gry wyróżniał się Maciej Rybus. Były legionista był bardzo aktywny i co najważniejsze – swoimi akcjami siał spore zamieszanie szeregach przeciwników. Jego strzał w 9.minucie poszybował jeszcze nieco ponad poprzeczką, ale już kilkanaście minut później tylko dobra interwencja Pernisa uchroniła Słowaków przed utratą bramki. Z kolei pod koniec pierwszej połowie po zagraniu Murawskiego, Rybus trafił w słupek.
Skrzydłowy Tereka Grozny starał się, kiwał, ścigał się z obrońcami. Wyjazd do Rosji na pewno mu nie zaszkodził. Jak w pierwszych czterdziestu pięciu minutach polscy piłkarze grali falami, raz lepiej, raz gorzej, tak w drugiej odsłonie niestety już w jednostajny sposób. Wprowadzeni zmiennicy pokazali, jak wiele brakuje im jeszcze do najlepszych reprezentantów.
Niemrawy, wolny, bez pomysłu – takimi cechami środkowy pomocnik nie powinien się charakteryzować. Adam Matuszczyk niestety zagrał przeciętnie. Swoją szansę dostał także m.in. Paweł Brożek. Były Wiślak miał 45 minut na przekonanie trenera, że zasługuję na Euro. Nie miał jednak zbyt wielu okazji, by się pokazać, skoro jego koledzy głównie bronili się przed mało-zmasowanymi atakami Słowaków. Od około 60. minuty spotkanie zdecydowanie oddaliśmy inicjatywę rywalom, którzy nie kwapili się jednak, by nas za to ukarać. A może chcieli, ale nie mieli za bardzo pomysłu jak się za to zabrać.
Nasza reprezentacja pokazała dziś dwa oblicza. Pierwsze, nierówne, ale przynajmniej dające nadzieje. I drugie, o którym lepiej chyba zapomnieć. Raz jeszcze potwierdziło się, iż bez kilku kluczowych zawodników nie jesteśmy w stanie się bronić, skutecznie rozgrywać i atakować. Dlatego trener Smuda musi oszczędzać tych najważniejszych, bo bez nich ani rusz. Hiszpanie jakoś poradzą sobie bez Davida Villi czy Carlesa Puqola. My bez dwóch ważnych ogniw możemy mieć duże problemy.
Tuż przed rozpoczęciem tego spotkania TVP podała, iż Łukasz Fabiański opuścił zgrupowanie w Lienzu i nie zagra na Euro 2012. Kontuzja przywodziciela okazała się poważniejsza niż przewidywano. Miejsce Fabiańskiego w składzie zajmie bramkarz Genku Grzegorz Sandomierski, który musi wrócić z urlopu na Teneryfie.