
Warszawa doczekała się swojego Targu Rybnego. Oczekiwania były duże, a mieszkańcy stolicy tłumnie stawili się na targu w nadziei na to, że w końcu będą mogli odetchnąć od mrożonek z Biedronki czy Lidla. Wielu niestety wróciło z kwitkiem, a wśród komentarzy, zamiast spodziewanych "ochów" i "achów", dały się słyszeć pomruki rozczarowania. Co poszło nie tak?
REKLAMA
Mamy morze, mamy jeziora, tylko gdzie te ryby?
Polska z dostępem do morza i licznymi jeziorami z rybami od dawna ma problem. Świeża ryba na polskich stołach gości rzadko. Nie dlatego, że jej nie lubimy, nie dlatego, że nie chcemy. Raczej dlatego, że nie ma jej gdzie kupić. Sklepy rybne kiedyś wypełniały tę lukę, ale teraz stanowią taką samą rzadkość jak ryba na polskim stole.
Polska z dostępem do morza i licznymi jeziorami z rybami od dawna ma problem. Świeża ryba na polskich stołach gości rzadko. Nie dlatego, że jej nie lubimy, nie dlatego, że nie chcemy. Raczej dlatego, że nie ma jej gdzie kupić. Sklepy rybne kiedyś wypełniały tę lukę, ale teraz stanowią taką samą rzadkość jak ryba na polskim stole.
Na dodatek ryby z polskich łowisk zazwyczaj trafiają za granicę i to obcokrajowcy rozkoszują podniebienie polską rybką. A jak by tego było mało, rybacy mają związane ręce i nie mogą za bardzo przyczynić się do pobudzeniu polskiego rynku, ponieważ istnieją przecież upiorne unijne limity połowów, a na przemiał w ostatnich latach poszło wiele rybackich kutrów.
Targi rybne, bez ryb, za to ze ślimakami
Polacy musieli się więc przeprosić z mrożonkami z pangi, mintaja czy morszczuka z dyskontów. Zjadamy ich ok. 12 kg rocznie. Dlatego, kiedy rozeszła się wieść o pierwszym Targu Rybnym w stolicy, wśród wielu warszawiaków zapanował niemała radość.
Polacy musieli się więc przeprosić z mrożonkami z pangi, mintaja czy morszczuka z dyskontów. Zjadamy ich ok. 12 kg rocznie. Dlatego, kiedy rozeszła się wieść o pierwszym Targu Rybnym w stolicy, wśród wielu warszawiaków zapanował niemała radość.
– Wyskoczyłam specjalnie z pracy, żeby kupić jakąś rybę. Od dawna za mną chodziła. Ale ostatecznie kupiłam tylko śledzia w marynacie. Rozejrzałam się, a tu Wietnamczycy ze swoimi stoiskami, kalmary i ślimaki, nie tak to sobie wyobrażałam – mówi Magdalena z Mokotowa, która tak jak wiele osób tego dnia przyszła odwiedzić targ.
Na targach rzeczywiście obok stoisk ze swojskim śledziem i pstrągiem było kilka egzotycznych akcentów w postaci modnych owoców morza. Kalmary, sałatka z ośmiornicy serwowana na sposób dalmatyński, kawior ze ślimaka - to między innymi te egzotyczne delicje można było przekąsić na miejscu lub zabrać na wynos. – Nie podoba mi się to, przyszłam tu po rybę, a nie jakieś tam ośmiorniczki – stwierdziła pani Ewelina Makowska z Żoliborza.
Przy stoiskach, gdzie można było kupić świeżą rybę ruch był największy, a kupienie takiej sztuki zamieniało się w prawdziwe polowanie. Chętnych było więcej niż samych ryb - a właściciele stoisk - jak Tomasz Zając , nie kryli zaskoczenia skalą zainteresowania.
– Przyjechaliśmy tutaj chwilkę po 12. Przywieźliśmy ze sobą 30 sztuk świeżego pstrąga. Chwilę później pstrąga nie było. Ludzie wykupili go na pniu. Mamy puste stoisko i musimy teraz jechać po drugą dostawę. Nie spodziewaliśmy się, że zapotrzebowanie na prawdziwie świeżą rybę jest aż tak duże. Polacy zaczynają doceniać ryby, interesują się nimi, ale problemem pozostaje ciągle niska dostępność ryb – opowiadał nam Tomasz Zając, który prowadzi gospodarstwo rybackie.
Warszawiacy tak bardzo chcieli dostać świeżą rybę, że wielu z nich nie kryło irytacji. – Mała różnorodność ryb. Jestem rozczarowany. Na całych targach naliczyłem tylko ze dwie ryby słodkowodne. Płoć, okoń, szczupak - tego tu nie znaleźliśmy z żoną. Taki bazarek jest bardzo potrzebny, no ale niech będzie to lepiej przygotowane! Ryby szalenie lubimy, sami łowimy, dzięki czemu zdarza się nam mieć obiad ze świeżą rybą, ale gdyby nie to - nie ma za bardzo, gdzie się zaopatrzyć w taki asortyment – zauważa Rajmund Waś.
O tym, jak bardzo ryba jest pożądanym produktem przekonał się też inny właściciel stoiska - Grzegorz Gęstwiński. – Stoję tu trzy godziny, a większość produktów po prostu mi już wymiotło. Ryby schodziły jak świeże bułeczki, jeśli tak to mogę ująć. Na Zachodzie każde większe miasto ma swój targ rybny. Świetnie, że w końcu doczekaliśmy się też swojego. Przecież to niezrozumiałe, że w kraju, gdzie jest tyle wód tego wcześniej nie było – mówi Grzegorz Gęstwiński, który klientów kusił dzisiaj produktami z pstrąga.
Pierwszy Targ Rybny za nami. Sam pomysł jest rewelacyjny, ale już z wykonaniem poszło gorzej. Sami organizatorzy przyznali, że nie wiedzieli, czego się spodziewać. Teraz wiedzą - Polacy chcą jeść świeże ryby i owoce morza, ale pod warunkiem, że nie będzie jak w komentarzu jednej z uczestniczek wydarzenia: "w marketach w Warszawie wybór większy i ceny niższe".
Napisz do autora: dominika.majewska@natemat.pl
