Mówi się, że trzej najlepsi współcześnie tenisiści to zarazem trzej najlepsi gracze w historii. Już wkrótce jeden z nich do historii dyscypliny może przejść w sposób szczególny. Jeśli Rafael Nadal w przyszłą niedzielę wygra zaczynające się właśnie wielkoszlemowe French Open, uczyni to już po raz siódmy. A to nie udało się jak dotąd nikomu. Genialny Szwed Bjoern Borg, też specjalista od mączki, wygrał tam sześciokrotnie. A Nadal jeszcze nawet nie skończył 26 lat.
Hiszpan ma wszystko to, co niezbędne do triumfów na nawierzchni ziemnej. Przede wszystkim genialnie się broni, dochodzi do każdej piłki, odgrywa trudne zagranie i już po sekundzie jest w odpowiedniej pozycji obronnej. Do tego znakomicie gra górne rotowane piłki na koniec kortu, na które ciężko jest odpowiedzieć atakiem. No i ta kondycja. Niejednokrotnie wygrywał już tenisowe maratony trwające pięć czy nawet sześć godzin. Nawet wcześniej, po trzech godzinach gry, rywal kulał, słaniał się na nogach a on nie wykazywał oznak zmęczenia. Swoje sukcesy zawdzięcza też osobowości. A ta w dużej mierze wynika z tego gdzie i w jakich warunkach go wychowywano.
Zaprzeczenie wizerunku
Jaka najczęściej jest megagwiazda współczesnego sportu? Ma willę w jakimś luksusowym zakątku, Las Vegas czy Monte Carlo. W willi garaż, a w nim jakieś Ferrari, Lamborghini czy Hummer. Do tego co miesiąc inna kobieta u boku. I wieczne lansowanie się na przeróżnych imprezach.
Tak grał Nadal w wieku 12 lat:
Bohater tego tekstu to kompletne zaprzeczenie takiego wizerunku. Rafa Nadal mieszka w Manacor na Majorce, tam gdzie się urodził i gdzie się wychowywał. Z rodzicami, wujostwem, dziadkami. Tam też od zawsze mieszka Maria Francisca Perello, z którą związany jest od 2005 roku. Na każdym kroku podkreśla, że to kobieta jego życia; zresztą Nadal nie wyobraża sobie, by mógł znaleźć partnerkę gdzieś poza wyspą.
Taka już na Majorce tradycja. W miejscu, gdzie każdy zna każdego, gdzie nie niepokojony przez nikogo może iść na zakupy. Nie będzie uciekał przed tabunem paparazzich, nikt nie wskaże go też palcem i nie krzyknie: "Zobaczcie, to on! Rafael Nadal!" Bo mieszkańcy tej urokliwej hiszpańskiej wyspy nad życie cenią sobie skromność. Nie lubią tych, którym odbiło. Którzy odnoszą wielki sukces, a potem pojawiają się u siebie obwieszeni złotymi łańcuchami, we wnętrzu luksusowej maszyny.
Samochód za sukces
Właśnie, samochód. W 2008 roku, gdy w trakcie turnieju French Open spacerował ze swoim ojcem ulicami Paryża, zauważył na wystawie przepiękne auto. Powiedział, że chciałby takie mieć, że mu się marzy taka maszyna. - Jak wygrasz tegoroczny Wimbledon, to sobie będziesz mógł kupić - usłyszał wtedy od ojca 22-letni Nadal, który już wtedy był numerem 2 w światowym męskim tenisie. Ojciec był przekonany, że to się nie uda, że jego syn, król nawierzchni ziemnej, na wimbledońskiej trawie nie będzie miał szans z Rogerem Federerem. Ależ był w błędzie.
Jestem świeżo po lekturze biografii hiszpańskiego tenisisty, która ukazała się właśnie w Polsce pod tytułem "Rafa", spisana przez Hiszpana oraz dziennikarza Johna Carlina. Zwykle w takich przypadkach książka zaczyna się od tego, gdzie się bohater urodził a kończy ostatnim wielkim sukcesem. Tu, na szczęście jest zgoła inaczej. "Rafa" koncentruje się na jednym jedynym meczu, wokół którego poznajemy przeróżne historie z życia Nadala. Jest takie twierdzenie, że chronologia jest wrogiem dziennikarza, w szczególności biografa i tu mamy najdobitniejszy tego przykład. Została totalnie zaburzona, co książce bardzo pomogło.
Najwspanialszy mecz w dziejach
Mecz ma miejsce we wspomnianym roku 2008. Kort Centralny na Wimbledonie, będący taką Mekką współczesnego tenisa. Naprzeciw siebie stają dwaj najlepsi tenisiści świata, tyle że jeden - Federer - jest królem tej nawierzchni, a drugi - Nadal - wciąż uczy się grać na trawie. Faworyt jest więc tylko jeden, tym bardziej, że rok wcześniej w starciu obu panów, też finałowym, górą był Szwajcar. A Nadal długo po meczu płakał w szatni, bo nie zagrał tak jak potrafił.
Teraz jest jednak inaczej. Obaj panowie grają mecz, który po kilku godzinach amerykański gwiazdor sprzed lat John McEnroe określi mianem najwspanialszego jaki kiedykolwiek widział. Po dwóch setach konsternacja. 2:0, prowadzi Nadal. Potem Federer wraca do gry, jest czwarty set, tie-break. W nim Nadal ma wygraną na wyciągnięcie ręki. Wygrywa 5:2, jest dwie piłki od wielkiej wygranej i na dodatek serwuje. Ale nie, on najpierw robi podwójny błąd a potem sparaliżowany stresem serwuje dużo za lekko. I seta przegrywa. - Ja się wtedy przestraszyłem zwycięstwa, wykazałem na korcie tchórzostwo - przyzna potem w książce.
Końcówka czwartego seta tego genialnego meczu:
Największy triumf, największa porażka
Tenis to sport, gdzie najważniejsza jest głowa. Dlatego, gdy zaczynał się piąty set, mimo że było 0:0, wszyscy stawiali na Federera. Nawet trener Nadala, jego wujek Toni, gdy w połowie piątego seta odwiedził go w szatni (przerwa z powodu deszczu) nie dawał swojemu zawodnikowi szans. A jednak. Grali gem za gem. Nikt nie chciał odpuścić. W końcu ktoś musiał przegrać. Tym kimś był Szwajcar. Nadal zwyciężył w decydującej partii 9:7, po meczu, który najpierw wydawało się, że już ma w garści, a potem, że już go wypuścił. Nie dość, że po raz pierwszy wygrał Wielkiego Szlema na innej nawierzchni niż mączka, to jeszcze ograł Federera w jego królestwie i na dodatek przejął jego miejsce na szczycie światowego rankingu. Do dziś jeden z nich uważa ten mecz za najważniejszy triumf w życiu, a drugi - za największą porażkę.
Tamto niemal pięciogodzinne spotkanie stworzyło Nadala, jakiego znamy dziś. Nieustępliwego, walczącego do końca, nigdy nie tracącego wiary w końcowy triumf. Człowieka, który dzięki tym cechom do Rolanda Garrosa i Wimbledonu dorzucił też triumfy w Australian i US Open. Co ciekawe, ludzie znający Hiszpana podkreślają, że jest on człowiekiem o dwóch różnych obliczach. John Carlin w biografii Nadala pisze o Supermenie na korcie i Clarku Kencie poza nim.
Film o tym, jak przebiegał tamten finałowy mecz:
Nadal szalony, Nadal lękliwy
Już w szatni, gdy obok swojego rywala czeka na rozpoczęcie meczu, staje się furiatem. Rozgrzewa się, jest w ciągłym ruchu, skacze, nakręca się, krzyczy z groźną miną to swoje "Vamos!". Zupełne przeciwieństwie stoika Federera. Na korcie, w trakcie meczu, dokładnie tak samo. Wielu jego rywali spotkanie z Nadalem przegrywa już w szatni albo po kilku pierwszych wymianach. Przegrywają je w głowie, zostają stłamszeni.
Taki jest Nadal - Superman a jaki jest jako Clark Kent? Przede wszystkim niezdecydowany. Na korcie niemal zawsze wie, jakie uderzenie wybrać, a w domu, gdy trzeba podjąć ważną decyzję, często długo się zastanawia, nie wie co robić. Nadal poza kortem jest też lękliwy. Gdy tylko ktoś z rodziny gorzej się czuje, zakłada najgorsze. Przejmuje się, dzwoni. Wsiąść na rower albo przejechać się motocyklem? Broń Cię Panie Boże, choć tak chyba by nie powiedział, bo jest agnostykiem. W każdym razie nie zrobiłby tego, bojąc się jakiegoś wypadku.
W ostatnim czasie coraz więcej sportowców, na pytanie dziennikarza czy czują się gwiazdą, odpowiada, że gwiazdy to są na niebie. Tyle że w przypadku Nadala taka właśnie odpowiedź byłaby przemyślana i szczera. Na pewno nie byłaby formułką, wyuczoną przez marketingowców.
Reklama.
Udostępnij: 41
Matka Nadala, Ana Maria Parera
o synu, fragment książki:
W świecie tenisa jest na samym szczycie, ale w głębi to bardzo wrażliwy człowiek, pełen lęków i niepewny siebie w stopniu niewyobrażalnym dla ludzi, którzy go nie znają... Kiedy był dzieckiem, w czasie burzy chował się pod poduszkę. Nawet teraz, kiedy grzmi i błyska, nie pozwala mi wyjść na zewnątrz, żeby coś przynieść.