
Jaka najczęściej jest megagwiazda współczesnego sportu? Ma willę w jakimś luksusowym zakątku, Las Vegas czy Monte Carlo. W willi garaż, a w nim jakieś Ferrari, Lamborghini czy Hummer. Do tego co miesiąc inna kobieta u boku. I wieczne lansowanie się na przeróżnych imprezach.
Bohater tego tekstu to kompletne zaprzeczenie takiego wizerunku. Rafa Nadal mieszka w Manacor na Majorce, tam gdzie się urodził i gdzie się wychowywał. Z rodzicami, wujostwem, dziadkami. Tam też od zawsze mieszka Maria Francisca Perello, z którą związany jest od 2005 roku. Na każdym kroku podkreśla, że to kobieta jego życia; zresztą Nadal nie wyobraża sobie, by mógł znaleźć partnerkę gdzieś poza wyspą.
W świecie tenisa jest na samym szczycie, ale w głębi to bardzo wrażliwy człowiek, pełen lęków i niepewny siebie w stopniu niewyobrażalnym dla ludzi, którzy go nie znają... Kiedy był dzieckiem, w czasie burzy chował się pod poduszkę. Nawet teraz, kiedy grzmi i błyska, nie pozwala mi wyjść na zewnątrz, żeby coś przynieść.
Samochód za sukces
Właśnie, samochód. W 2008 roku, gdy w trakcie turnieju French Open spacerował ze swoim ojcem ulicami Paryża, zauważył na wystawie przepiękne auto. Powiedział, że chciałby takie mieć, że mu się marzy taka maszyna. - Jak wygrasz tegoroczny Wimbledon, to sobie będziesz mógł kupić - usłyszał wtedy od ojca 22-letni Nadal, który już wtedy był numerem 2 w światowym męskim tenisie. Ojciec był przekonany, że to się nie uda, że jego syn, król nawierzchni ziemnej, na wimbledońskiej trawie nie będzie miał szans z Rogerem Federerem. Ależ był w błędzie.
Mecz ma miejsce we wspomnianym roku 2008. Kort Centralny na Wimbledonie, będący taką Mekką współczesnego tenisa. Naprzeciw siebie stają dwaj najlepsi tenisiści świata, tyle że jeden - Federer - jest królem tej nawierzchni, a drugi - Nadal - wciąż uczy się grać na trawie. Faworyt jest więc tylko jeden, tym bardziej, że rok wcześniej w starciu obu panów, też finałowym, górą był Szwajcar. A Nadal długo po meczu płakał w szatni, bo nie zagrał tak jak potrafił.
Największy triumf, największa porażka
Tenis to sport, gdzie najważniejsza jest głowa. Dlatego, gdy zaczynał się piąty set, mimo że było 0:0, wszyscy stawiali na Federera. Nawet trener Nadala, jego wujek Toni, gdy w połowie piątego seta odwiedził go w szatni (przerwa z powodu deszczu) nie dawał swojemu zawodnikowi szans. A jednak. Grali gem za gem. Nikt nie chciał odpuścić. W końcu ktoś musiał przegrać. Tym kimś był Szwajcar. Nadal zwyciężył w decydującej partii 9:7, po meczu, który najpierw wydawało się, że już ma w garści, a potem, że już go wypuścił. Nie dość, że po raz pierwszy wygrał Wielkiego Szlema na innej nawierzchni niż mączka, to jeszcze ograł Federera w jego królestwie i na dodatek przejął jego miejsce na szczycie światowego rankingu. Do dziś jeden z nich uważa ten mecz za najważniejszy triumf w życiu, a drugi - za największą porażkę.
Nadal szalony, Nadal lękliwy
Już w szatni, gdy obok swojego rywala czeka na rozpoczęcie meczu, staje się furiatem. Rozgrzewa się, jest w ciągłym ruchu, skacze, nakręca się, krzyczy z groźną miną to swoje "Vamos!". Zupełne przeciwieństwie stoika Federera. Na korcie, w trakcie meczu, dokładnie tak samo. Wielu jego rywali spotkanie z Nadalem przegrywa już w szatni albo po kilku pierwszych wymianach. Przegrywają je w głowie, zostają stłamszeni.