
Wizyta europejskiego sojusznika to dla polskich polityków zwykle sama przyjemność i okazja do łatwego zareklamowania swojej rzekomej pozycji na świecie. W dużo trudniejszym położeniu staje dziś jednak premier Beata Szydło w związku z podróżą do Polski premiera Wielkiej Brytanii Davida Camerona. Bo to wielki przyjaciel PiS, ale zarazem największe zagrożenie dla interesów wielu zwykłych Polaków.
REKLAMA
O tym, że lider brytyjskich konserwatystów jest jednym z najważniejszych sojuszników Prawa i Sprawiedliwości na arenie międzynarodowej Jarosław Kaczyński lubił przypominać od wielu lat. A Partia Konserwatywna rzeczywiście wspierała polskich partnerów, jak nikt inny w Europie. Rozpoczynająca się w środę wizyta Davida Camerona w Polsce nie może jednak skończyć się tylko na kurtuazji.
Dla premier Beaty Szydło spotkanie z brytyjskim partnerem będzie trudną przeprawą, w której stawką stanie się udowodnienie skuteczności w walce o interesy zwykłych Polaków. Bo najważniejsze wyzwanie, przed którym staje szefowa rządu to sprawić, by planowane w Londynie ograniczenie imigrantom praw do brytyjskich zasiłków nie uderzyło w Polaków mieszkających na Wyspach.
– Dla nas nie jest to do przyjęcia, więc w rozmowach będę podkreślała, że to nie jest dla nas punkt akceptowalny – zapowiedziała pani premier w środowe popołudnie. Jednocześnie dodała, że z ostatecznym stanowiskiem zaczeka, aż David Cameron przedstawi jej szczegóły planowanych reform. – Będę chciała usłyszeć od pana premiera, jakie on postawi warunki – stwierdziła Beata Szydło.
Jakie warunki Cameron przedstawi Szydło nie wiadomo, ale dobrze znane są już warunki, których postawienie zapowiada imigrantom. Premier Wielkiej Brytanii uznał, iż zbytnim obciążeniem dla jego narodu jest pozwalanie na to, by aż 40 proc. osób imigrujących z krajów członkowskich Unii Europejskiej korzystało z pomocy socjalnej tuż po pojawieniu się w Zjednoczonym Królestwie. W Londynie nikt nie ukrywa, że chodzi tu przede wszystkim o Polaków, oraz innych przybyszów z krajów Europy Wschodniej.
Ich interesy najsilniej broniła dotąd Bruksela, która zwracała ekipie z Downing Street 10 uwagę na to, iż nie może ona zbyt mocno różnicować pozycji obywateli Wielkiej Brytanii i innych krajów członkowskich. Teraz państwo Davida Camerona przygotowuje się jednak do wystąpienia ze struktur UE. Do czego wyraźnie eurosceptycznemu rządowi PiS raczej trudno będzie gościa z Londynu zniechęcać.
Napisz do autora: jakub.noch@natemat.pl
