Warszawa wygrywa z londyńskim City. W Polsce młodzi mają więcej szans na zawrotną karierę
Andrzej Kowalewski
16 grudnia 2015, 09:40·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 16 grudnia 2015, 09:40
Reklama.
Zagranica miodem i mlekiem płynąca to mit. Walka o lepsze życie na emigracji – bez znajomości i wsparcia bliskich – to nie bułka z masłem. Marzenie o karierze w londyńskim City często rozbija się o konieczność pracy na osławionym zmywaku, a konkurencja tam jest tak duża, że wymarzony awans ryzykujesz przywitać z siwizną na skroniach. O wiele szybciej zielone światło w karierze dostaniesz nad Wisłą. To nie żart, dowodzą tego statystyki. – W Polsce mamy jedną z najmłodszych kadr menedżerskich w Europie – wyjaśnia Konrad Ciesiołkiewicz, dyrektor Komunikacji Korporacyjnej i CSR Orange Polska. O tym, dlaczego Warszawa jest lepsza od Londynu, przekonywali uczestnicy konferencji „Wybierz Polskę – od rozwoju indywidualnego do rozwoju kraju”, która odbyła się w poniedziałek w gmachu warszawskiej Giełdy Papierów Wartościowych (GPW).
Od spawacza do ministerstwa
Obecny wśród panelistów Jacek Socha, były minister skarbu i współtwórca polskiej giełdy, o trudnościach pracy za granicą przekonał się na własnym przykładzie. Za czasów PRL dorabiał do rodzinnego budżetu, imając się różnych prac u zachodnich sąsiadów. – Opiekowałem się starszymi ludźmi, byłem budowlańcem i tapeciarzem. W Szwecji, będąc formalnie pracownikiem Polskiej Akademii Nauk, pracowałem jako spawacz. Z kolei w Kanadzie zajmowałem się rozbiórką domów – wylicza Jacek Socha, dziś wiceprezes i partner PwC w Polsce.
Przyznaje, że perspektywa pozostania na emigracji kusiła go wielokrotnie. – Pamiętam 1990 r., gdy pożegnałem się z PAN-em i próbowałem zacząć od nowa w Polsce. Nie szło jak z płatka. Miałem wielu przyjaciół za granicą, nie zdecydowałem się jednak na emigrację. Nie pożałowałem tej decyzji – dodaje Jacek Socha. Już w 1991 r. ekonomista dołączył do zespołu, który zbudował polski parkiet finansowy. Trzy lata później stanął na czele Komisji GPW i dowodził nią przez 10 lat, był też ministrem skarbu w rządzie Marka Belki. Za zasługi dla gospodarki kraju dostał Order Odrodzenia Polski. – O takiej karierze, jaką zrobiłem w Warszawie, moi koledzy na emigracji mogą tylko pomarzyć – dodaje Jacek Socha.
Tego samego zdania jest też Jacek Fotek, prezes zarządu BondSpot SA, który w latach 90. również miał do czynienia z dylematem pt. „Londyn czy Warszawa”. – Niedługo jednak biłem się z myślami, bo dostrzegłem ogromny potencjał polskiego rynku, który dopiero co się kształtował – mówi Jacek Fotek. Jak twierdzi, Polska znów znalazła się u progu dużych zmian. Chodzi o przejście z etapu industrialnego na poziom gospodarki opartej o innowacje. – I to właśnie świeżo upieczeni specjaliści mają tego dokonać – wyjaśnia Jacek Fotek.
Młody jak polski dyrektor
Ambitne wyzwania to jednak za mało, by przekonać Polaków do gospodarczego patriotyzmu. Dlatego też polscy pracodawcy wychodzą naprzeciw oczekiwaniom młodych specjalistów. I nie chodzi tu jedynie o sowite wynagrodzenie, lecz także o tworzenie kultury pracowniczej opartej na profesjonalnych zasadach i traktowaniu pracownika jak partnera i wdrożeniu najlepszych zachodnich standardów.
– Krajowi pracodawcy coraz częściej korzystają z najbardziej profesjonalnych narzędzi zarządzania. Nad Wisłą znajdziemy zachodnie elementy kultury organizacyjnej takie jak mentoring, coaching, treningi umiejętności społecznych, oceny okresowe czy model kompetencji menedżerskich zorientowanych na ludzi oraz na biznes – wyjaśnia Konrad Ciesiołkiewicz z Orange Polska.
To jednak nie koniec korzyści, którymi polskie firmy kuszą młode kadry. Dla przykładu Orange Polska oferuje takie preferencje jak dodatkowe ubezpieczenie emerytalne (III filar), w zakładowym funduszu znajduje się blisko 84 proc. pracowników. Jest też prywatna opieka medyczna czy system wsparcia aktywności pozazawodowej. Od kilku lat funkcjonuje więc program Orange Passion, który stwarza warunki do realizacji zainteresowań i pasji pracowników. Z kolei za pomocą Orange Community można zainicjować własną akcję wolontariacką. Grono wolontariuszy telekomu liczy już 3,5 tys. Takie rozwiązania cieszą się uznaniem pracowników. Świadczy o tym choćby fakt, że aż 77 proc. pracowników Orange pozytywnie ocenia swoją firmę, a 3/4 poleciłoby swojego pracodawcę innym specjalistom.
Wbrew stereotypom to właśnie w Polsce warunki do rozwoju zawodowego są znacznie lepsze niż w krajach Europy Zachodniej. Szybciej można dostać awans w Warszawie niż Londynie. Mówią o tym statystyki. Największą grupę polskich dyrektorów stanowią osoby między 36. a 45. rokiem życia (przyp. red. – raport HBRP i Hays Poland). W wielu branżach funkcje menadżerskie pełnią jeszcze młodsze osoby. W marketingu, PR, administracji czy R&D ok. 30 proc. dyrektorów to osoby wieku 26-35 lat. Dla porównania w Niemczech wskaźnik ten wynosi ok. 50-55 lat, we Włoszech – 48-49 lat, a w Japonii i Stanach Zjednoczonych ok. 50 lat.
Potwierdza to Alina Prawdzik, dyrektor zarządzający Audioteki. – To właśnie w Polsce młodzi o wiele szybciej niż na Zachodzie dostaną możliwość pracy przy ciekawych projektach - mówi. Paneliści przyznają jednak, że podobne praktyki wciąż nie są powszechnie obowiązującą normą w polskich warunkach. Paradoksalnie w awangardzie dobrych praktyk znajdują się właśnie tak duże korporacje jak np. Orange Polska.
Radosław Domagalski-Łabędzki, podsekretarz stanu w Ministerstwie Rozwoju, twierdzi jednak, że rozpowszechnienie się dobrych praktyk to kwestia czasu. Jego zdaniem zabiegi o lepszych specjalistów to rynkowa konieczność. Dyktuje ją nie tylko sytuacja demograficzna w kraju, lecz także fakt, że polski kapitał dojrzał do etapu ekspansji ekonomicznej. – Tymczasem naszym rodakom, próbującym zaistnieć za granicą, nie przyjdą z pomocą Niemcy czy Anglicy. Interesów gospodarczych Polski nie obroni nikt prócz samych Polaków – mówi Radosław Domagalski-Łabędzki.