Lublin, Trybunał Koronny - widok z wieży Trynitarskiej.
Lublin, Trybunał Koronny - widok z wieży Trynitarskiej. Fot. Jakub Orzechowski / Agencja Gazeta

Historia może i tym razem zatoczyć koło. Posłowie zajmują się właśnie nowelizacją ustawy o Trybunale Konstytucyjnym, która przewiduje m.in. zmianę jego warszawskiego adresu. Faworytów do przejęcia TK jest dwóch: Piotrków i Lublin. Oba miasta z długą trybunalską tradycją.

REKLAMA
Co polityk, to jednak inne zdanie. Przykładowo szef klubu parlamentarnego PiS Ryszard Terlecki proponuje przenieść siedzibę TK do Przemyśla. Inni wolę, także podkarpackie: Rzeszów i Jarosław. Są też zwolennicy Jeleniej Góry, Suwałk, Gliwic czy Radomia. Bądź Polski centralnej. Łódź, Sieradz albo, a może przede wszystkim, Piotrków - kolebka polskiego parlamentaryzmu.
Za tym urokliwym miastem, nota bene - Trybunalskim, lobbował będzie minister obrony narodowej Antoni Macierewicz, który startował z tamtejszej listy do Sejmu. W 2017 roku to miasto w centralnej Polsce hucznie będzie świętować 800-lecie swego istnienia. Miało bogatą historię, za późnych Jagiellonów uchodziło za nieformalną stolicę Królestwa, tam bowiem odbywały się sejmy walne.
logo
Zamek Królewski w Piotrkowie Trybunalskim - miejsce obrad Trybunału Koronnego. Fot. Małgorzata Kujawka / Agencja Gazeta
W latach 1493–1567 Piotrków aż 38 razy przeżywał najazd tłumów szlachty. W wolnym od obrad czasie spacerowali po dzisiejszym Rynku Trybunalskim - wizytówce miasta. W Piotrkowie stoi też zamek, z którego Zygmunt Stary i Bona Sforza przemawiali do elity narodu. Tam obradowali sędziowie Trybunału Koronnego, powstałego już za czasów Stefana Batorego - król rodem z Siedmiogrodu przestał być bowiem najwyższym sędzią w Koronie. Litwini na swoją kolej musieli poczekać jeszcze 3 lata...
Szlachta z poznańskiego, sieradzkiego, kaliskiego, łęczyckiego, brzeskokujawskiego, inowrocławskiego, mazowieckiego, płockiego, rawskiego, a także ziem wieluńskiej i dobrzyńskiej - sądziła się w Piotrkowie. Jesienią i zimą. Cała reszta patrzyła na Lublin.
Wybór między dwoma miastami wydaje się logiczny. Co prawda, Lublina nie nazywa się powszechnie "Trybunalskim" - jak to jest w przypadku Piotrkowa przez wgląd na tradycję - ale to nic. W stolicy Lubelszczyzny rozpatrywano sprawy sądowe dla województw: krakowskiego, sandomierskiego, ruskiego, podolskiego, podlaskiego, wołyńskiego, bełskiego i lubelskiego, a od 1590 roku także kijowskiego, czernihowskiego i bracławskiego. Miejscem obrad był lubelski ratusz, szczelnie wypełniany przez przedstawicieli elit w sesjach wiosenno-letnich.
logo
Lublin w roku 1618 - "Widok miasta Lublina Hogenberga i Brauna". Wojewódzka Biblioteka Publiczna im. H. Łopacińskiego w Lublinie / Domena publiczna
Gdybyśmy kierowali się zamiłowaniem do legend, Lublin mógłby wygrać. Wszak to tam, przed Trybunałem, miała miejsca w pierwszej połowie XVII stulecia słynna sprawa z udziałem... sił diabelskich. Miały obnażyć słabość i niekompetencję, a następnie skarcić sędziów, którym zarzucano niesprawiedliwość orzeczeń. Wszak, jak krzyczała przed wymiarem sprawiedliwości podsądna, "diabli wydają sprawiedliwsze wyroki!".
Po co w ogóle powołano do życia Trybunał? – Prawo jest jak pajęczyna: bąk się przebije, a na muchę wina – mawiano, nie bez kozery, w szlacheckiej Rzeczpospolitej. Niby państwie prawa, ale z jego egzekucją nasi przodkowie mieli często problem. Sam król - formalnie pierwszy sędzia - nie mógłby skutecznie rozpatrywać każdej ze spraw. Ci, którzy go wybierali drogą wolnej elekcji, domagali się sądów szlacheckich.
Szlachta w końcu dopięła swego, ale i król zachował coś dla siebie. Trybunał Koronny, powstały na mocy konstytucji sejmu warszawskiego z 3 września 1578 roku, uzyskał prawo do rozpatrywania głównie spraw cywilnych i częściowo karnych - tych jednak tylko w drugiej instancji. W kwestiach skarbowych, tzw. miejskich oraz związanych bezpośrednio z osobą panującego, sędziowie Trybunału nie mieli nic do powiedzenia. Tu o wiele większe kompetencje miały sądy królewskie. Szczególnie ciekawy był natomiast kazus duchowieństwa.
logo
Panorama Piotrkowa wg sztychu Dahlberga, druga połowa XVII wieku. Fot. Domena publiczna

Duchowieństwo poddano formalnie jurysdykcji trybunalskiej, z wyłączeniem jednak spraw, które dotąd podlegały wyłącznie sądom duchownym, nawet spraw tak drażliwych jak o dziesięciny. Co więcej, duchowieństwu we wszystkich procesach, w których było ono jedną ze stron, przyznano prawo do posiadania aż sześciu swych przedstawicieli w gronie dwunastu sędziów orzekających.

S. Grzybowski, Król i kanclerz, [w:] Dzieje narodu i państwa polskiego, Kraków 1988.
O tym, jaki wyrok wydawano, decydowało 27 deputatów, wybieranych na sejmikach na roczną kadencję. Kandydat do Trybunału musiał mieć nieposzlakowaną opinię, być człowiekiem "godnym, bogobojnym, cnotliwym, świadomym prawa i zwyczajów sądowych". Szkoda, że do nowego tworu nie powołano doktorów prawa, co uczyniłoby zeń ciało eksperckie najwyższych lotów. A był taki pomysł!
– Trybunał miał dobrze zasłużyć się potem szlacheckiemu społeczeństwu. Zrodzony z kompromisu, ujawniał mądrość polityczną swych twórców. Najwyższa w tym zasługa posłów sejmowych, którzy poszli na istotne ustępstwa. Swiadectwo to dużego wyrobienia politycznego ówczesnej szlachty polskiej: nie mogła przewidzieć, że nie stanie jej godnych następców – ocenia prof. Stanisław Grzybowski, autor publikacji "Król i kanclerz" z serii "Dzieje narodu i państwa polskiego".
No właśnie, nie mogła. Dziś o żadnym kompromisie nie może być mowy...

Napisz do autora: waldemar.kowalski@natemat.pl