
Jan Maria Rokita, kiedyś czynny polityk, dziś tylko publicysta i komentator, od polityki ostatnio raczej trzyma się z dala. Sam wręcz o sobie mówi, że jest całkowicie apartyjny. Ale obecna sytuację w Polsce ocenia źle, a perspektywy widzi marne. Bo nie wiadomo, czego można się spodziewać po PiS i jego prezesie. Bo kiedyś, jego zdaniem, PiS miał całościowy plan funkcjonowania państwa. Raz lepszy, raz gorszy. A dziś nie ma go w ogóle.
PiS przez ostatnie lata w sporym stopniu naprawdę, ale o wiele bardziej we własnym rozumieniu, było partią ośmieszaną, prześladowaną, marginalizowaną. Sami zaś jej politycy, zwolennicy, traktowali się jako przedstawiciele „polskiego państwa podziemnego”. Ktoś, kto przez lata tak się czuł, musi teraz odreagować. Czytaj więcej
Sam myślałem, że po 25 października świat antypisowski przestał istnieć. Wydawało mi się, że PiS będzie spokojnie rządził przez kilka następnych lat, bo znalazł receptę na przekonanie czy raczej przekupienie wyborców. I nagle sytuacja zmieniła się jak w kalejdoskopie. Wróciła stara PiS-owska mentalność, poczucie bycia oblężoną twierdzą. Ludzie związani z partią czują się znów, jakby działali w podziemiu. Siebie mają za postacie heroiczne, zmagające się z przeważającym wrogiem, z Herbertowskim potworem „pozbawionym wymiarów”. Spora część elektoratu PiS potrzebuje ciągłego „powstania warszawskiego”, bycia w okopach, pod ostrzałem". Czytaj więcej
źródło: "Dziennik Polski"
