Zakup używanej lodówki z Niemiec bardziej się opłaca niż kupno nowej ze sklepu w Polsce. Nie wierzysz? A są tacy, który robią na tym biznes.
Zakup używanej lodówki z Niemiec bardziej się opłaca niż kupno nowej ze sklepu w Polsce. Nie wierzysz? A są tacy, który robią na tym biznes. fot. Jakub Ociepa / Agencja Gazeta

Chyba nie ma lepszego przykładu pokazującego, że wciąż jesteśmy biedakami żyjącymi w trzecim świecie. Niemiec wystawia przed dom starą pralkę Siemensa, a Polacy to zbierają i sprzedają u nas. Jak „der szmelc” dostaje drugie życie w Polsce.

REKLAMA
– Proszę, pan tu spojrzy - sprzedawca puka znacząco palcem w tabliczkę na tylnej ściance zmywarki AGD. - To rocznik 2002, zrobiona jeszcze w Norymberdze. Takich porządnych rzeczy już się nie robi - mówi i bębni w blachę obudowy. – Niemcy są oszczędni, robiła najwyżej trzy mycia w tygodniu, i to w lepszej chemii, u nas pochodzi jeszcze wiele lat - zachwala. Zmywarka wystawiona przez jakiegoś Helmuta Bremen została pozyskana za darmo, a po przewiezieniu do Polski, dokładnym umyciu kosztuje jedyne 350 zł. Współczesny model AEG tej klasy kosztuje 2 tys. złotych.
Pan Radek, handlarz używanym AGD z Niemiec, deklaruje, że na sprzęt udziela gwarancji rozruchowej 3 miesiące, dorzuca calgonit, żeby lepiej się zmywało. A gdyby „coś się działo” to jego firma również serwisuje domowe sprzęty. - Producenci wciąż zapewniają części zamienne, a jakby co mam kilka zapasowych egzemplarzy, które są dawcami podzespołów - przekonuje. Tylko brać.
Niemieckie proszki, niemiecka pralka
Oto nowa zyskowna gałąź handlu z Polsce - handel używanym sprzętem AGD z Niemiec. Biznes podobny do handlu niemieckimi proszkami. Nieoficjalny, ale mający swoich zagorzałych fanów: – Polecam. Jest to sprzęt oryginalny, a nie montowany gdzieś tam i przeznaczony dla niezamożnego klienta na wschodzie. Ja mam już trzecią pralkę z importu, przez 11 lat użytkowania drobne usterki, a w razie poważnej awarii następna za nieduże pieniądze - zachwala zalety pan Zbyszek z forum Elektroda.pl
Tacy jak on twierdzą, że prawdziwy Siemens to tylko ten produkowany w Niemczech. Podobno oryginalna zmywarka (60 cm do zabudowy) „made in Germany” ma mieć metalową skrzynię i dno, a te wyprodukowane w innych, nie-niemieckich fabrykach są z tworzywa, tylko powlekanego folią imitująca metal. Taki zabieg ma na celu obniżenie ceny, by była bardziej akceptowalna dla klientów z Polski i sąsiednich krajów, brzmi handlowa legenda.
Nie chodzi tylko o cenę czy mityczną jakość niemieckich produktów. Nabywcy używanego AGD to specyficzny rodzaj klienta, wierzą w spisek producentów AGD, że współczesne wyroby są „zaprogramowane” by zepsuć się zaraz po okresie gwarancji. Trwałość podzespołów jest celowo obniżana, aby po 5-7 latach klient musiał kupować nowe produkty. A przecież „Wszyscy pamiętamy niezniszczalne odkurzacze Zelmera, które w polskich domach służyły 20 lat i więcej”.
O tym, jakie ssanie jest na polskim rynku, świadczy fakt, że handlujący skrzykują się na wspólne wyjazdy by załadować sprzętem całe ciężarówki. Na przykład europaleta załadowana małym sprzętem AGD (suszarki, mikrofale, sokowirówki, odkurzacze) kosztuje ok. 2000 zł. Teoretycznie w Niemczech funkcjonuje świetnie rynek recyklingu AGD a Saturn czy Media Markt przywożąc ze sklepu nowe sprzęty zabierają te stare. - Powstały jednak zawodowe firmy w Niemczech, zbierające wystawione przed dom pralki i zmywarki. Potem towar kupuje się hurtowo - opowiada Radek w handlu używanym RTV od trzech lat. - Moja żona czyści cifem lodówki, do środka wstawia się pudelka odświeżające zapach, czasem wymieniam pożółkły kabel zasilający na nowy bialutki. I towar wygląda jak nowy - opowiada.
Bundes-legenda
Na stronie sprzet-agd.pl wiek niektórych egzemplarzy pralek przkracza 10 lat. Stare, ale jare: Privileg, Bosch, Siemens, Miele, kiedyś to były topowe modele. Pochodzą jeszcze z epoki kiedy niemieckie firmy nie myślały o przenoszeniu produkcji do krajów tańszej siły roboczej. Mają więc być lepiej wykonane i bardziej trwałe. Najlepszy dowód, że handlujący oferuje 6 miesięczną gwarancję. To jednak mały sklepik przy zawodowym sprzedawcy z Bochni. Ten ma na stanie 100 pralek marki Bauknecht. A to już żyła złota. Bo Bauknecht to słynąca z niezawodności niemiecka marka. Produkowała tylko na niemieckich częściach i tylko w Niemczech. Firma nie wytrzymała globalnej konkurencji. Ostatni zakład zamknięto wiosną tego roku. Pozostało hasło, które zna każda niemiecka gospodyni: "Bauknecht wie, czego chcę kobiety".
Podobnie jest z produktami AEG. Te dzielą się na te niezniszczalne, czyli pochodzące z Norymbergi, zakładów zamkniętych w 2008 roku oraz współczesne, czyli z fabryk Elektroluxa, do którego należy marka. Co ciekawe, niektóre sprzęty AEG produkowane są w Oławie i Świdnicy. – To już jednak zwykły Elektrolux i nie warto przepłacać do ceny niemieckiej marki - tłumaczy zawiłości marki handlowiec i oczywiście poleca pralkę "Made in Germany" za 700 zł.
– Tak naprawdę import używanych rzeczy, choć opiera się na legendzie niezawodności psuje opinię producentom. Nasze badania pokazują rzecz oczywistą, że używane sprzęty psują się częściej i szybciej niż nowe. Z kolei rzekomo zaprogramowane usterki w nowych produktach to bujda, z którą walczymy od lat - mówi Wojciech Konecki z CEDED, związku pracodawców AGD.
Potwierdza jednak, że import używanego AGD z Niemiec przybiera na sile choć wymyka się statystykom. – Twierdzenia handlowców o jakości produktów sprzed lat są na wyrost. W samych zmywarkach w ciągu 10 lat producenci ograniczyli koszty zużycia wody i energii o 70 procent. Jeśli Kowalski miałby wyposażyć cały dom w 10-letni sprzęt zapłaciłby o wiele wyższe rachunki za media - dodaje.

Napisz do autora: tomasz.molga@natemat.pl