W mszach uczestniczy około 40 proc. wierzących. Czy katolik koniecznie musi to robić?
W mszach uczestniczy około 40 proc. wierzących. Czy katolik koniecznie musi to robić? Fot. Mateusz Skwarczek / Agencja Gazeta

Najnowsze statystyki kościelne wskazują, że w 2014 roku w mszach świętych uczestniczyło 39,1 proc. wiernych (ochrzczonych katolików). Do komunii przystępowało zaś 16,3 proc. Pytanie tylko, czy jest to równoznaczne z tym, czy w ogóle wierzymy i czy rzeczywiście każdy wierny musi chodzić do kościoła?

REKLAMA
Statystyki i liczby
Porównując przytoczone tu liczby z danymi z poprzednich lat, niewiele się zmienia. W 2013 roku były identyczne. – Można powiedzieć, że mamy do czynienia z ustabilizowaniem się poziomu praktyk niedzielnych, chodzenia do kościoła przez Polaków – powiedział w rozmowie z nami ks. Wojciech Sadłoń, który zajmował się raportem Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego SAC. Biorąc jednak pod uwagę wcześniejsze badania, uczestników mszy świętych było więcej. W 1990 roku było to 50,3 proc. Co ciekawe, do komunii podchodziło wtedy 10,7 proc. wiernych.
Inne ciekawe badania, które ujrzały w ostatnim czasie światło dzienne to wyniki przygotowane przez Główny Urząd Statystyczny. Ponad 90 proc. badanych deklaruje siebie jako katolików, a 66,8 proc. z nich to osoby do 34. roku życia, o czym pisaliśmy w naTemat. – Chodzę do kościoła, może nie punkt w punkt co niedzielę, ale raczej regularnie. Chodzę, bo jest mi to potrzebne, pomaga radzić sobie z trudnościami życia. Możne nie zawsze jest to odczuwalne na zawołanie, ale dla mnie osobiście jest podporą. Poza tym zostałam tak wychowana, że jak niedziela to do kościoła i tworzy mi to swego rodzaju porządek dnia – opowiada nam 25-letnia Joanna. Zapytana, czy jej zdaniem wierzący człowiek musi koniecznie uczestniczyć we mszy, odpowiada: – Ciężko powiedzieć. Z pewnością trudniej jest tę wiarę utrzymać bez kontaktu z Kościołem – dodaje.
logo
Fot. Bartosz Bobkowski / Agencja Gazeta
Nie chodzę i nie planuję
Z drugiej strony pojawia się głos 26-letniej Kasi: – Nie chodzę do kościoła, bo nigdy mi nie po drodze. Nie lubię Kościoła jako instytucji, nie lubię płacenia na ościół i spowiadania się. Uważam, że to chore – ocenia. Podobnie sądzi Sylwia: – W tym roku księży postaram się unikać. Do kościoła nie chodzę. Ślubu kościelnego nie potrzebuję. W Boga wierzę, ale nie czuję jego obecności w moim życiu – mówi w rozmowie z nami. Oba te głosy możemy zapewne zaliczyć do ponad 60 proc. ochrzczonych katolików, którzy na mszy się nie pojawiają.
Powód? Tych jest zapewne bardzo wiele. Być może jest to w dużej mierze swego rodzaju zobojętnienie, o czym mówił w wywiadzie dla naTemat Jacek Tabisz, prezes Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów. – Ludziom nie chce się chodzić do kościoła. Nie chce się też uczestniczyć w rożnych ceremoniach religijnych, bo rozwija się alternatywna możliwość spędzania czasu w niedzielę – mówił w rozmowie dotyczącej drugiego końca kontinuum, jakim jest ateizm w Polsce. Lenistwo nie jest jednak żadną wymówką, co podkreśla ks. Kazimierz Sowa. – Dzisiaj Kościół dostępny jest dla każdego na wyciągnięcie przysłowiowej ręki – powiedział w krótkim komentarzu dla naTemat.
Jakie wymówki?
Ks. Sowa tłumaczył, że każdy wierzący może w dużej mierze zdecydować, do której parafii chce chodzić. Zazwyczaj są one oddalone od siebie o kilka, kilkanaście minut, a większość mniejszych miejscowości ma swoje kościoły, czy kaplice. – Odpadają tak zwane elementy: nie mogłem, za daleko – mówi. Jeśli zaś ktoś narzeka na swoją parafię, czy proboszcza, spokojnie może znaleźć alternatywę. Szczególnie jest to komfort dużych ośrodków, takich jak Warszawa i Kraków, co podkreśla w rozmowie z nami duchowny. – Masz na wyciągnięcie ręki pięć kościołów. Możesz sobie wybrać porę dnia, kazanie, nawet tembr głosu, jak komuś pasuje ktoś kto bardziej krzyczy, albo ktoś kto mówi bardziej intelektualnie – słyszymy.
Co jednak z tymi, którzy nie mogą skupić się na mszy? Ileż to razy słyszeliśmy o ludziach, których w kościele otaczają krzyczące i płaczące dzieci. Albo jest tak gorąco, że aż z nich kapie. Lub dla odmiany jest tak zimno, że wszystkie części ciała zamarzają na sopelek. Inni po prostu niedobrze czują się w otoczeniu dużej ilości osób i kompletnie nie mogą zebrać myśli. – Nie przesadzajmy. To wykręty – podkreśla ksiądz Sowa.
Może jednak to wcale nie są wykręty? Może wierzący na siłę nie muszą przekraczać swoich tak zwanych „stref komfortu” i mogą poddać się kontemplowaniu wiary bez udziału w mszach świętych? Czy osoba wierząca naprawdę musi chodzić do Kościoła? – Nie musi, każdy jest wolny. Chodzi o to, żeby ona chciała, żeby to była tak zwana wewnętrzna, zinterioryzowana motywacja wynikająca z wiary, doświadczenia religijnego – mówi nam ks. Wojciech Sadłoń.
Świat się zmienia
Ważny wydaje się też zmieniający się styl życia współczesnego człowieka. Szczególnie dotyczy to mieszkańców dużych miast. Nasz bloger, ksiądz Rafał Pastwa podkreśla, że człowiek wierzący powinien chodzić do kościoła: – Żyjemy jednak w takim świecie, który cechuje się indywidualizmem. Poza tym trzeba wziąć pod uwagę, że to jest nieco inny świat, niż te kilkanaście, czy kilkadziesiąt lat temu. Wiele osób pracuje dzisiaj w sobotę, w niedzielę i w święto. Ze względu na charakter swojej pracy nie może pójść na mszę – zauważa duchowny. W jego opinii wspomniane już wyżej „wymówki” dotyczące braku skupienia, też nie są bezpodstawne.

Ja bym tego nie traktował, jak wymówkę, bo to nie jest takie proste. Wiemy, że ludzie myślą dzisiaj różnie na temat Kościoła i nauczania Kościoła. Ale faktycznie może być tak, że ludziom jest trudno. Powodów może być kilka. Jeden główny to taki, że współczesny człowiek ma problem z wiedzą i to powoduje najwięcej kryzysów. Problem jest ze znajomością Ewangelii i podstawowych kwestii dotyczących chrześcijaństwa. Wiele osób funkcjonuje w oparciu o mity, stereotypy. Mamy szerszy dostęp do innych kwestii – trochę tego, trochę tego – a mało skupiamy się na tym, co było naszą tożsamością.

Dura lex sed lex
Patrząc jednak z punktu widzenia prawa kościelnego prawdziwy katolik nie może od obowiązku uczestnictwa we mszy uciekać. – Prawo kościelne wyraźnie o tym mówi, jest to jedno z wymagań stawianych w Kościele rzymskokatolickim. To jest szerszy kontekst pokazujący pewną specyfikę katolików, którzy mają stawiane takie, a nie inne wymagania – dodaje ks. Sowa. Zaznacza także, że z akceptacją tych wymagań wiąże się również swego rodzaju dyscyplina.
logo
Fot. Tomasz Pietrzyk / Agencja Gazeta
Ks. Pastwa dodaje: – To nie jest tylko kwestia prawa, to jest też kwestia tożsamości. Tyczy się to zarówno modlitwy, jak i chodzenia do kościoła. Musimy tylko wziąć pod uwagę to, że żyjemy w świecie, który jest niestety światem indywidualistów. Ludzie dzisiaj szukają innych form spotkania. Czasami pojawiają się inne ograniczenia życiowe, związane chociażby ze wspomnianą już przeze mnie pracą – mówi w rozmowie z nami. Zaznacza też, że obserwuje wielu ludzi, którzy tych alternatyw rzeczywiście poszukują. Wyjeżdżają chociażby do ośrodków rekolekcyjnych, czy też są członkami różnych grup, wspólnot.
Jeśli mówimy już o prawie, warto przywołać tutaj rzeczony Kodeks Prawa Kanonicznego. Mówi on o obowiązku uczestniczenia wiernych we mszy, a także odpoczynku siódmego dnia tygodnia. Warto zaznaczyć też, że kiedy wierny nie może uczestniczyć w mszy w niedzielę, może wziąć w niej udział w sobotę wieczorem.

Kodeks Prawa Kanonicznego

Kan. 1247 - W niedzielę oraz w inne dni świąteczne nakazane, wierni są zobowiązani uczestniczyć we Mszy świętej oraz powstrzymać się od wykonywania tych prac i zajęć, które utrudniają oddawanie Bogu czci, przeżywanie radości właściwej dniowi Pańskiemu oraz korzystanie z należnego odpoczynku duchowego i fizycznego.

Kan. 1248 - § 1. Nakazowi uczestniczenia we Mszy świętej czyni zadość ten, kto bierze w niej udział, gdziekolwiek jest odprawiana w obrządku katolickim, bądź w sam dzień świąteczny, bądź też wieczorem dnia poprzedzającego.

Grzech ciężki
Kiedy weźmiemy pod uwagę sztywne reguły prawa – wierni powinni obowiązkowo uczestniczyć we mszy. W związku z tym ponad 60 proc. katolików w naszym kraju zobowiązanie to łamie. Jak mówi Katechizm Kościoła Katolickiego: „Eucharystia niedzielna uzasadnia i potwierdza całe działanie chrześcijańskie. Dlatego wierni są zobowiązani do uczestniczenia w Eucharystii w dni nakazane, chyba że są usprawiedliwieni dla ważnego powodu (np. choroba, pielęgnacja niemowląt) lub też otrzymali dyspensę od ich własnego pasterza. Ci, którzy dobrowolnie zaniedbują ten obowiązek, popełniają grzech ciężki” – czytamy.
Wyjątki są więc jasno określone. Z drugiej jednak strony, w głowie współczesnego człowieka pojawia się wiele „ale”. Czy wiara rzeczywiście jest tak jasna, jak Katechizm?

Napisz do autorki: katarzyna.milkowska@natemat.pl